• Autor:Wojciech Golonka

Nowy ład. Na pewno nowy?

Dodano:
Premier Mateusz Morawiecki podczas prezentacji Polskiego Ładu Źródło: X / PiS
W dyskusji o nowym ładzie, w kwestii reformy opodatkowania i ozusowania płac, oceny za i przeciw opierają się przede wszystkim na wyliczeniach. W opiniach brak spojrzenia pryncypialnego, podczas gdy omawiany problem ma zasadniczy aspekt moralny: czy składki ZUS proporcjonalne do zarobków są sprawiedliwe?

W swym traktacie o prawie św. Tomasz z Akwinu zauważa, że jest ono niesprawiedliwe m.in. gdy „nierówno rozkłada się ciężary na społeczeństwo, chociaż one służą dobru wspólnemu” (Suma teologiczna, Ia IIae, q. 96, a. 4). W przypadku podatków powszechnie uznaje się, że ten sam procent obciążenia podatkowego stanowi równe obciążanie obywateli, bo choć ich daniny są różne, opodatkowywani są tą samą miarą. Oczywiście zachodzi wówczas pytanie o uzasadnienie moralne dla wprowadzania dodatkowych progów podatkowych, ale w debacie o nowym ładzie dyskusja skupia się akurat na proponowanej zmianie ozusowania płac i przy tej kwestii pozostańmy.

Nierówna składka ubezpieczeniowa

Dotychczas daniny dla ZUS były, uogólniając, identyczne u wszystkich, najczęściej bowiem podstawą do ich wyliczania była ta sama kwota, 60% średniego wynagrodzenia w Polsce wedle danych z GUS. W proponowanych przez obóz Zjednoczonej Prawicy zmianach przedsiębiorcy mający jednoosobową działalność gospodarczą nie będą jednak mogli wybrać za podstawy do wyliczenia składek tej właśnie ryczałtowej kwoty – będą musieli płacić składki proporcjonalne do ich rzeczywistych dochodów.

Jest to pierwsza nierówność, która poważnie rzutuje na sprawiedliwość proponowanej zmiany. Można zarzucić, że jest to jednak zbliżony casus do podatku liniowego, gdzie miara (procent) pozostaje ta sama, różni się po prostu dochód danej osoby. Na co trzeba odpowiedzieć, że albo danina ZUS jest w rzeczywistości podatkiem, a wówczas, aby był sprawiedliwy, podstawa podatku musi być identycznie definiowana u wszystkich; albo danina ZUS podatkiem nie jest, a wówczas tym bardziej nie może stanowić dodatkowego krypto podatku i wina kierować się ogólnymi zasadami przyświecającym ubezpieczeniom, gdzie zawsze płacimy składkę proporcjonalną do danego pakietu świadczeń, nie zaś do naszych zarobków.

Solidarność społeczna na tle historii

Warto przy tym odwołać się do historii solidaryzmu społecznego, który teoretycznie leży u podstaw zusowskich danin. System publicznej opieki zdrowotnej rozwinął się w średniowieczu pod impulsem chrześcijańskich cnót miłosierdzia i miłości bliźniego. Prawdą jest, że już starożytność znała bezpłatne czy quasi bezpłatne ludowe łaźnie opłacane przez państwo, miały one jednak funkcję higieniczno-rekreacyjną, a nie szpitalną. Istniejące wówczas szpitale były zarezerwowane wyłącznie dla wojska, zaś usługi medyczne były świadczone prywatnie. W pewnym sensie ten model funkcjonował nadal w średniowieczu, przy czym powstały wówczas dodatkowo instytucje publiczne leczące najuboższych, niezdolnych do opłacania medyków, a z kolei grupy zawodowe zrzeszone w cechy tworzyły własne, wewnętrzne kasy ubezpieczeniowe. Innowacje te nie były jednak wymogiem dobra wspólnego sensu stricto, które wiąże się ze ściśle pojmowaną sprawiedliwością, a pochodną ewangelicznej nauki miłości bliźniego, która przeniknęła struktury ówczesnej Europy. Ale skoro nie był to wymóg dobra wspólnego, nie można było finansować ówczesnej służby zdrowia z powszechnych podatków. Jakie było więc ich źródło finansowania? W praktyce państwo i Kościół wyznaczały do tego celu swe konkretne dobra, których dywidendy utrzymywały poszczególne instytucje dobroczynne.

Epoka współczesna przejęła od chrześcijaństwa jego społeczne zdobycze, znacząc je jednak właściwym dlań piętnem etatyzmu. Podczas gdy w USA, poniekąd jak w średniowieczu, wciąż można wybrać sobie prywatną kasę ubezpieczeń zdrowotnych (np. religijną, o której z góry wiadomo, że nie finansuje usług medycznych sprzecznych z daną wiarą), w Europie zazwyczaj funkcjonujemy w monopolu jedynie słusznych państwowych zakładów ubezpieczeń społecznych. Na ten istotny element nakładają się dodatkowe komplikacje: rozwój usług medycznych generuje o wiele większe koszty świadczeń niż np. trzydzieści lat temu, w tym znacznie częstszych niż onegdaj usług paliatywnych u osób starszych, a z kolei niż demograficzny i emigracja zarobkowa uszczuplają bazę poboru składek. Stąd, w tym systemie, każdy kolejny rząd będzie borykał się z problemem dziury bez dna świadczeń zdrowotnych czy emerytalnych i będzie zmuszony doraźnie ją zasypywać – to pożyczkami, to podatkami, to masową imigracją zarobkową.

Gruntowna reforma

Tymczasem error non corrigatur per errorem – błędu nie naprawia się innym błędem. W tym wypadku cały nasz system społecznego solidaryzmu wymaga gruntownego przemyślenia w oparciu o pryncypia moralne, z których onegdaj wyrósł, jak i analizę efektywnie funkcjonujących dziś na świecie systemów zdrowotnych i emerytalnych. Rozwiązywanie ustrojowych problemów reformą sprowadzającą się do majstrowania przy proporcjach, w dodatku potencjalnie niesprawiedliwą, da nam najwyżej chwilowy retusz, być może atrakcyjny w ramach głośnej kampanii PR-owej, ale nie stanowiący autentycznego „nowego ładu”. Rząd świadomy bolączek ustrojowych III RP stać na znacznie więcej niż miotanie się z zastanym stanem rzeczy i właśnie tego się od niego domagajmy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...