Chmielewski: Papież dokonał frontalnego ataku na Mszę Wszechczasów
Jak przyjął pan tę decyzję ogłoszoną przez papieża Franciszka, zawartą w Traditionis custodes?
Paweł Chmielewski: Przyznaję, że przyjąłem ją z niemałym zdumieniem. Wprawdzie ograniczeń w sprawowaniu mszy wszechczasów spodziewałem się już od dawna. Mówiliśmy o tym w PCh24 tak naprawdę już od 2020 roku, kiedy papież Franciszek kazał wysłać ankietę do wszystkich biskupów na całym świecie. Miała ona zbadać to, jak jest wcielane w życie Summorum Pontificum. Było to wyraźną zapowiedzią zmiany. Spodziewałem się tego, że papież Franciszek chce coś zawęzić, ale nie tego, że dokona aż tak frontalnego, trzeba to powiedzieć jasno, ataku na Mszę Wszechczasów. Z przepisów, które wydał Ojciec Święty, nie wynika to aż tak jednoznacznie jak z listu, który dołączył do swojego motu proprio. Pisze w nim wprost, że jego właściwym celem jest całkowite wyrugowanie i usunięcie Mszy Wszechczasów z Kościoła katolickiego oraz doprowadzenie do takiej sytuacji, w której wszyscy katolicy będą uczestniczyć tylko i wyłącznie w rycie posoborowym. Używa nawet takiego stwierdzenia, że do obowiązków biskupów należy prowadzenie duszpasterskie osób przywiązanych do tradycji, które potrzebują jeszcze czasu, żeby powrócić do posoborowego rytu rzymskiego. To rzecz zaskakująca. Tutaj pojawia się niezwykle poważne pytanie o to, czy papież Franciszek miał prawo do takich decyzji.
I jaka jest odpowiedź?
Oczywiście jest to Ojciec Święty, jego zdanie jest dla nas zobowiązujące, ale tylko wtedy kiedy nie przekracza pewnych powszechnych zasad i po prostu wyższego nad papieża prawa Kościoła, które ma ugruntowanie w samym Jezusie Chrystusie. Ojciec Święty, w tym liście, o którym wspomniałem, porównał samego siebie do świętego Piusa V, który w XVI wieku po Soborze Trydenckim wprowadził nowy, ujednolicony mszał. Papież Franciszek uważa, że jest kimś podobnym, poprzez ujednolicenie Mszału Rzymskiego i wprowadzenie jednego rytu, do którego wszyscy mają się dostosować. Problem w tym, że Pius V budował go na wielu wiekach tradycji. Msza, którą on wprowadził, tzw. Msza Trydencka nie była jego osobistą nową kreacją, a pewnym uporządkowaniem długiej tradycji. Tymczasem to, co teraz robi papież Franciszek, jest próbą zadekretowania jako obowiązkowej Mszy Świętej, która powstała tak naprawdę przy biurkach reformatorów liturgicznych po II Soborze Watykańskim. Wydaje się że Ojciec Święty naprawdę nie ma prawa tego robić. Ostateczny werdykt muszą jednak wydać doświadczeni ludzie Kościoła. Z niecierpliwością czekam dlatego na reakcje biskupów, arcybiskupów i przede wszystkim kardynałów.
Na czym polegają największe zmiany w sprawowaniu tradycyjnej liturgii?
Jego działania jawią się jako strasznie rygorystycznie i autorytatywne. Nowo wprowadzone przepisy mówią, że każdy ksiądz, który chciałby teraz odprawiać Mszę Wszechczasów, będzie musiał prosić o zgodę swojego biskupa. Jeżeli chodzi o neoprezbitera, który nie odprawiał jeszcze nigdy Mszy Wszechczasów, to indagowany biskup musi dodatkowo… pytać się o pozwolenie Watykanu. Jest to naprawdę niesamowite, wziąwszy pod uwagę, że Benedykt XVI w swoim motu proprio Summorum Pontificum, które teraz zostaje odwołane, zwraca uwagę na to, że Msza Wszechczasów nigdy nie została w Kościele katolickim zakazana ani odwołana i dalej jest ważną Mszą, którą prawo ma celebrować każdy kapłan. Jak teraz pogodzić ze sobą to, co pisał Benedykt XVI z tym, co teraz pisze papież Franciszek?
Czy nie obawia się Pan, że skutek będzie odwrotny i te osoby będą jeszcze bardziej krytyczne wobec reformy liturgicznej?
Oczywiście, że tak. Na pewno to, co zrobił papież Franciszek doprowadzi do wybuchu nowej wojny liturgicznej. Spór, który rozgorzał w Kościele po II Soborze Watykańskim, dzisiaj wraca z całą siłą. Można przewidywać, że w krótkiej perspektywie bardzo dużo katolików, którzy dotąd chodzili na msze indultowe lub właśnie sprawowane na gruncie Summorum Pontificum odpłynie do Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X. W związku z tym lefebryści na pewno zostaną wzmocnieni liczbowo. Zadaję sobie pytanie: czy papież Franciszek tego nie przewidział? Myślę, że przewidział, stąd nie zdziwiłbym się, gdyby w najbliższych tygodniach albo miesiącach czekał nas jeszcze jakiś nowy papieski dekret w sprawie Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, które może zepchnie je gdzieś na taką pozycję, na jakiej są – na przykład – prawosławni? Być może z Bractwem teraz będzie podobnie, tzn. papież Franciszek zechce ich aż tak bardzo zmarginalizować, żeby wyrzucić niejako poza margines Kościoła katolickiego wszystkich, którzy są przywiązani do Mszy Wszechczasów. Myślę, że to doprowadzi do bardzo głębokiej polaryzacji w Kościele.
Jak odnosi się Pan do zarzutów, że ci, którzy sprzeciwiają się tej decyzji Franciszka, sprzeciwiają się II Soborowi Watykańskiemu?
To jest problem dosyć trudny. Rzeczywiście, jestem przekonany, że niestety istnieje wśród osób przywiązanych do rytu tradycyjnego duża grupa takich osób, które faktycznie odrzucają II Sobór Watykański albo go krytykują w sposób wykraczający poza granice katolickości. Mamy tu jednak do czynienia z wylewaniem dziecka z kąpielą. Owszem, papież Franciszek pisze, że biskup weryfikując grupy przywiązane do tradycji w swojej diecezji, ma właśnie zwracać na to uwagę. Jeżeli jest taka grupa, która akceptuje II Sobór Watykański, ma ją zostawiać. To wszystko jest jednak bardzo mętne i zagmatwane. Papież wyraźnie zmierza do tego, żeby całkowicie usunąć Mszę Wszechczasów z Kościoła katolickiego. Jest to głębokie nadużycie. Nawet jeżeli są osoby przywiązane do liturgii tradycyjnej i zarazem gdzieś przekraczają trochę granicę, krytykując zbytnio Vaticanum II, to papież powinien po prostu zrobić wszystko, żeby im te wątpliwości wyjaśnić.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.