• Autor:Marek Jan Chodakiewicz

Sygnały Biden-Putin

Dodano:
Prezydenci Rosji i USA. Spotkanie Władimira Putina i Joe Bidena w Genewie Źródło: PAP / Peter Klaunzer
Cyberonuca || Niemcy nalegali, to prezydent Joe Biden podpisał umowę błogosławiącą ukończenie rosyjskiego rurociągu Nordstream 2. Zagwarantuje to właściwie moskiewską dominację energetyczną w Unii Europejskiej i okolicach.

W ten sposób Biden ugłaskuje Vladimira Putina. Sławetna polityka Reset (resetowania) Baracka Obamy właśnie powróciła w pełnej krasie.

Amerykański prezydent wie, że otwarty romans z „szatanem-Rosją” jeszcze nie jest możliwy ze względu na swój elektorat i swoje (czyli tzw. głównościekowe) media w USA. Te wciąż nie są na taką drastyczną zmianę gotowe. Zbyt długo bowiem media wylewały pomyje na Donalda Trumpa ze względu na jego rzekome spiskowanie z Putinem (i vice versa), aby teraz po prostu przejść do porządku dziennego nad takim pro-rosyjskim zwrotem politycznym ze strony Białego Domu.

Co się dzieje? Biden doszedł do wniosku, że najpierw powinien się pogodzić z najlepszą przyjaciółką Putina w Europie, kanclerz Angelą Merkel. Dlatego też amerykańska administracja zmieniła zdanie co do Nordstream 2.

Trump – jak wiadomo – był mocno przeciwny temu przedsięwzięciu, bowiem chciał zapobiec pogłębiającej się zależności Unii Europejskiej od kremlowskich produktów energetycznych. Moskwa pałą energetyczną posługuje się świetnie, waląc szczególnie po Ukraińcach i Polakach. Rosja pokazywała przy tym Europejczykom zachodnim kto tu rządzi. Dlatego Trump chciał sprzedawać amerykańskie LNG poprzez zaprzyjaźnione centra energetyczne (energy hubs) w Intermarium. Biden odrzuca taką politykę całkowicie.

NS 2 jest na ukończeniu. Biden najpierw przestał nakładać sankcje na firmy niemieckie obsługujące rurociąg. A teraz zgodził się na jego ukończenie.

Jest to krok do celu strategicznego, którym dla amerykańskiego prezydenta jest oś Waszyngton-Berlin-Moskwa. To równa się oddaniu Europy, a w tym i Intermarium, Niemcom i Rosji. Dlaczego? Dlatego, że Biały Dom wyobraża sobie, że jak się uda ten interes, to USA usuną się ze sceny i znów – jak za Obamy – będą „przywodzić z tyłu” (lead from behind). Czyli siłą inercji odziedziczą teren dwie największe potęgi europejskie.

Mądrzy ludzie w Waszyngtonie rozumieją, co się gotuje. Na przykład, dotychczasowi orędownicy Intermarium z The Atlantic Council, a szczególnie ambasador Daniel Fried i Ian Brzeziński, argumentują teraz, że ponieważ projekt Trzech Mórz jest w dużym stopniu gospodarczy, jego centrum powinno zakotwiczyć się w Berlinie.

Brzmi pragmatycznie, ale przecież taki ruch anulowałby strategiczne cele Międzymorza. A celem jest ustanowienie i popieranie regionu, który ma służyć jako równowaga do Berlina i Moskwy. Jeśli plan Frieda-Brzezińskiego znajdzie wsparcie, to trzeba go nazwać będzie Mitteleuropa zgodnie z niemieckimi założeniami geopolitycznymi.

Ludzie w Intermarium są dość wściekli. Niektórzy nawet mówią o Jałta-2, kiedy to wywodzący się z Partii Demokratycznej prezydent USA Franklin Delano Roosevel sprzedał tą część Europy „Wujaszkowi Józiowi” Stalinowi.

Ukraina jest przygnębiona. Porzucona przez USA, oznajmiła, że stanie się „mostem Chin do Europy”. Powodzenia. Naturalnie Pekin sprzeda Kijów przy pierwszej okazji, zaraz po tym, jak wyciśnie z Ukraińców wszystko co od nich potrzebuje. Przecież dokładnie tak zrobił po rosyjskiej inwazji Krymu.

Polska też się martwi i ma czym. Jako członek NATO, Warszawa traktuje Waszyngton jako partnera strategicznego. Jest całkowicie lojalna i całkowicie inwestuje – wręcz nadinwestuje – w ten polsko-amerykański sojusz. Z reguły Polacy kupują towary amerykańskie, szczególnie w dziedzinie uzbrojenia. Kupili F-35, mimo wielu wątpliwości – a w tym brak infrastruktury i obawy o sprawność sprzętu. Teraz wycisnęli z siebie miliardy, aby kupić czołgi Abrams.

W świetle bidenowego Reset-2, Warszawa powinna iść po rozum do głowy i przemyśleć swoje relacje z Waszyngtonem. Biden nie będzie trwać wiecznie. Wybrano go na cztery lata. Z jakiej racji dawać akurat jemu – który nie wspiera polskich interesów – prezenty warte miliardy dolarów?

Polska przecież ma inne opcje. Po pierwsze, może poczekać cztery lata i kupić amerykańską broń podczas gdy nowa administracja zasiądzie w Białym Domu – naturalnie tylko wtedy, gdy będzie to rząd, który będzie chciał sprzedawać amerykańską energię do UE (a w tym i Intermarium) i wspierać kwestię bezpieczeństwa energetycznego, także dla Polski.

Po drugie, Europejczycy również mają sprzęt wojskowy na sprzedaż. Dlaczego kupować amerykańską broń od Demokratów podczas gdy przecież szwedzkie myśliwce są całkiem dobre, a francuskie helikoptery też działają lepiej niż gorzej? W obecnej sytuacji jest sens aby bawić się z kolegami z Unii Europejskiej, a nie z USA. Przynajmniej na razie.

Po trzecie, na razie Polska może odrzucić prywatne amerykańskie propozycje w sprawie sprzedania Warszawie energii, szczególnie energii atomowej. Polacy powinni kupić reaktor nuklearny z Korei Południowej, Japonii, albo – najwygodniej – z Francji. To byłoby mądrzejsze. Francja to nie tylko członek UE, ale można tym sposobem spowodować, aby Paryż wywierał nacisk na Berlin w polskich sprawach, czego przecież Biden nie robi.

Po czwarte, trzeba pilnie przyłożyć się do Baltic Pipe, aby jak najszybciej ukończyć ten projekt. Jednocześnie trzeba sprawiać wrażenie, że Warszawa wpisuje się w Nordstream 2. Can’t beat them, join them – nie można ich pobić, to przyłącz się do nich. Naturalnie dla wymiernych korzyści i wyłącznie do przeczekania aż powstanie lepsza koniunktura i lepsza opcja: nowa administracja amerykańska, Baltic Pipe, atom, etc. Elastyczność w dyplomacji jest jednym z najważniejszych narzędzi uprawiania polityki. A dyplomacja to jest przecież sztuka kompromisu, ale nie sztuka kompromisu dla kompromisu. Czyli oddaje się guzik od munduru, ale nie mundur. Czyli można się podpiąć pod NS 2, ale z atomu nie rezygnować. A w razie czego – zwiększyć wydobycie węgla brunatnego i czarnego. A co? Jak Rosja odetnie gaz i nie będzie czym ogrzewać domów nad Wisłą, to same wiatraki nie wystarczą.

Po piąte, Polacy będą sobie musieli przemyśleć swoją hojną politykę w sprawie Izraela. Do dużego stopnia, polska obrona żydowskiego państwa na forum międzynarodowym wynika z faktu, że jest ono również sojusznikiem USA. Nad Potomakiem sojusz z Izraelem jest faktycznie strategiczny i rzeczywisty. Polska od dawna – bez wymiernych korzyści dla siebie – wspiera Izrael jako integralną część amerykańskiego sojuszu. Teraz jednak administracja Bidena podminowuje system sojuszniczy. Warszawa będzie musiała spojrzeć ponownie na racjonalne powody poparcia dla Jerozolimy.

Powiedzmy, że można zasygnalizować zmianę wiatru poprzez odnoszenie się do Tel Avivu, a nie do Jerozolimy, na przykład. Można też przy okazji załatwić ostatecznie sprawę roszczeń – wedle istniejącego polskiego prawa. I powiązać wsparcie żydowskiego państwa przez Polskę na forum międzynarodowym (UE, ONZ) ze wzajemnym wsparciem polski przez lobby izraelskie nad Potomakiem.

I to nie tylko chodzi o sprawy strategiczne, takie jak bezpieczeństwo energetyczne, ale również wizerunkowe, takie jak stałe oskarżanie Polaków o Holocaust. W końcu czas na qui prod quo ze społecznością żydowską w Izraelu i Diasporze. Wysiłki w celu pojednania nie mogą być stale jednostronne.

Do takiej wyrafinowanej gry trzeba wiedzy, strategii, żelaznych nerwów, elit i kadr. Czy debeściaki z MSZ (i z rządu ogólnie) potrafią coś takiego zrobić? I nie mówię tylko o Izraelu, ale o wszystkich innych kwestiach. Zrobić to tak, aby nie zrywać mostów z USA. Tylko po prostu ugrać coś dla Polski. Stosować sabotaż dyplomatyczny tam gdzie można, postawić się – delikatnie albo brutalnie, gdzie indziej. To można zrobić, trzeba tylko mieć odwagę, wiedzę i cojones.

Potencjał pewien jest, w sensie poparcia oddolnego. Wielu Polaków pyta się: Dlaczego stale mamy kochać USA i dostawać kopa w twarz zawsze gdy lewica dominuje amerykański rząd? Mówią mi, że takie jest teraz dość częste nastawienie and Wisłą.

Naturalnie nie jest to czas aby gadać o jakimś odwróceniu sojuszy. Jednak obecnie Waszyngton dość brutalnie testuje Polskę i inne narody Intermarium. Zostawia je na łaskę losu. W związku z tym nie można odpuścić Demokratom, którzy są architektami tych ruchów.

Myślę, że polski MSZ powinien zacząć od poważnego przećwiczenia obecnego Deputy Chief of Mission, B. Bix Aliu, który wypełnia obowiązki ambasadora USA. Wsławia się tym, że promuje „rewolucję obudzonych” (woke revolution) w Warszawie. Mówią mi, że panoszy się chamsko w rzeczywistości i w cyberprzestrzeni. Trzeba go pilnie wysłać do domu.

Nie spodziewałbym się, że nowy ambasador przyjedzie z innymi wytycznymi, nawet jak będzie to Mark Brzeziński. Taka jest „obudzona” polityka obecnie Białego Domu. Jest nadzieja jednak, że nowy ambasador pokaże więcej klasy niż obecny DCM i ukróci szaleństwa marksizmu-lesbianizmu.

Zadaniem nowego ambasadora będzie oczarować Polaków. Ale jeśli gesty dyplomatyczne nie będą połączone z żadnym konkretnym działaniem na polu bezpieczeństwa energetycznego, Warszawa nie powinna dać się oszukać. Raz wystarczy.

Tymczasem Putin – który wie jak grać grę – wysłał list z podziękowaniem do Bidena. List był w formie długachnego eseju historycznego, który zawieszono na kremlowskiej witrynie. Esej ten podkreśla kontynuacje moskalskiej, carskiej, sowieckiej i post-sowieckiej propagandy wyrażonej historiozoficznie (http://en.kremlin.ru/events/president/news/66181). W wielkim skrócie: wszystko to Rosja, włączając w to Ukrainę. Ponadto, Rosjanie i Ukraińcy to jeden lud. Po prostu wszyscy są Rosjanami, a tylko kilka nieznacznych miejscowych pomyłek i potężna krecia robota przez złych cudzoziemców spowodowała, że nie jest w Intermarium jak powinno być.

Na Krymie stacjonuje 21,000 rosyjskiego wojska. Więcej stoi na zachodniej granicy Rosji, gotowi uderzyć na „złych cudzoziemców” w każdej chwili.

A co na to Joe Biden? Będzie więcej buziaczków dla Moskwy i Berlina?

Marek Jan Chodakiewicz

Washington, DC, 24 July 2021

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...