Viganò na papieża! Czy katolik miałby szansę zostać papieżem?
W niedawnej rozmowie ze znajomymi na temat sytuacji w Kościele, wyraziłem „nadzieję wbrew nadziei” oraz wiarę we wszechmoc Bożą i niezbadane wyroki Boskie, stwierdzając, że może doczekamy chwili tak „absurdalnej”, że papieżem zostanie... katolicki biskup. Wiem, brzmi to osobliwie, ale ostatnie wydarzenia w Kościele – na czele z zamieszaniem wokół motu proprio Traditionis custodes – tak bardzo skierowały uwagę na różnorakie aspekty sporu pomiędzy „nowym” i „starym” Kościołem, że chyba można już pisać wprost.
Kościelna stajnia Augiasza
„Doszliśmy do momentu, w którym nawet prości ludzie, nie znający się na kwestiach doktrynalnych, rozumieją, że mamy papieża niekatolika, przynajmniej w ścisłym tego słowa znaczeniu. Stwarza to pewne problemy natury kanonicznej, niebagatelne, których rozwiązanie nie leży w naszej gestii, ale które prędzej czy później będą musiały zostać podjęte” – pisał w jednym z listów Carlo Maria Viganò, arcybiskup, który w imię wierności niezmiennemu Magisterium Kościoła zdecydował się pójść na przekór całej „posoborowej” hierarchii i żyje w odosobnieniu, komentując wydarzenia w Kościele i na świecie.
Jako że abp Viganò służył w Stanach Zjednoczonych jako nuncjusz apostolski, to dla zobrazowania tytułowego pytania przywołajmy przykład zza wielkiej wody. Znany rockman i konserwatysta, przez ponad dwadzieścia lat szeryf w jednej z teksańskich miejscowości, Ted Nugent, skomentował onegdaj styl rządzenia Donalda Trumpa. Poprzednikowi Joe Bidena zarzucano wówczas, że nie liczy się z etykietą i w sposób niemal brutalny realizuje swój program wyborczy. Do posprzątania stajni Augiasza potrzebny jest taran, a nie ugładzony intelektualista – tak mniej więcej brzmiała zdroworozsądkowa odpowiedź „wuja Teda”.
Wierność aż do ofiary z życia...
Kościół jest królestwem nie z tego świata, nie możemy zatem wprost odnieść do niego powyższej zasady – jednak coś jest na rzeczy. „Schowaj miecz” – mówi Pan do Piotra, gdy Judasz prowadzi na niego zbirów. Piotr nie rozumiał wówczas, że przerażający los jego Mistrza musi się dopełnić, aby dokonało się nowe, tryumfalne przymierze Boga z człowiekiem. Zadziałał więc w sposób czysto przyrodzony. Ale – choć mamy tego świadomość – pamiętajmy, że Pan nie mówił wówczas: Piotrze, dokonaj w swoim sercu relatywizacji ich uczynków, zaakceptuj zło i układaj się ze światem...
Prezydent Stanów Zjednoczonych wykazał się męstwem rozumianym wyłącznie po ludzku jako konsekwencja, siła przebicia, zręczność prowadzenia negocjacji. Te cechy mogą pomóc papieżowi w posprzątaniu kościelnej stajni Augiasza, ale nie są wystarczające, by być podstawą zwycięstwa nad siłami zła, które od kilku dekad zadomowiły się w Kościele. Potrzeba ducha prawdziwie nadprzyrodzonego i wierności aż do ofiary z własnego życia, która – obawiam się – może być nieodzowna, gdyby papiestwo miało wrócić na katolickie tory.
Jakie będzie „post-bergogliańskie rozdanie”?
„Według strony internetowej Dagospia, która cytuje osoby z watykańskich murów, rozdanie post-bergogliańskie będzie całkowicie włoskie” – czytamy w portalu Libero. Podczas gdy od kilku dni media spekulują na temat abdykacji Franciszka i wskazują jego potencjalnych kandydatów w osobach kardynałów Parolina i Zuppiego, środowiska Summorum Pontificum mają oczywiście swoich faworytów do urzędu papieskiego. Papież Schneider, papież Burke, a choćby i papież Sarah – tak, to brzmi o niebo lepiej niż papież Bergoglio... Jednak śmiem twierdzić: to za mało!
Uprzedzając zarzut o zbytnią przyziemność tej analizy, oczywiście wiem, że papież ma do dyspozycji asystencję Ducha Świętego i poddając się jej może zdziałać cuda. Ale nie znaczy to, że jest wyjęty spod wszystkich aktualnych okoliczności. A te wskazują na zbyt silne umocnienie różnych lobby, grup nacisku, stronnictw, czy wręcz „mafii” w łonie Kościoła (o których Viganò mówi po prostu deep Church), aby – nawet przy cudzie wyboru papieża o katolickich poglądach – mógł on bez narażenia życia przywrócić integralnie katolicki kurs w Kościele, a jednocześnie rozprawić się ze statusem kilku ostatnich papieży, którzy nie tylko bezkarnie stawali w opozycji do Magisterium swoich poprzedników i świętej Tradycji, ale – w ramach legitymizowania „nowego Kościoła” – sami zostali nazwani „świętymi”.
Posłuszeństwo prawdzie
Prawda to zawsze dwie strony medalu. Dobro jest dobrem, ale to znaczy, że zło jest złem. Tak jak kłamstwo jest zawsze kłamstwem, a błąd błędem. Dla uzdrowienia Kościoła nie wystarczy afirmacja dobra – potrzebne jest też jasne wskazanie i potępienie zła. Powstaje pytanie, czy tacy kardynałowie jak Burke, Sarah, Müller, Zen, a także kilku, czy kilkunastu, innych biskupów, którzy okazjonalnie opowiadają się za katolickim nauczaniem i katolicką Mszą Świętą (Cordileone, Strickland, Chaput), byliby w stanie przeciwstawić się ofensywie nowego, postępowego, humanistycznego Kościoła, jeżeli dotychczas byli nader powściągliwi w obnażaniu go i wskazywaniu jednoznacznie błędów, jakim hołdują i zgorszeniom, jakie szerzą papieże od Soboru Watykańskiego II? I – co najważniejsze – czy byliby zdolni do ofiary z życia, jeżeli obecnie opowiadają się za prawdą nie w całości, lecz wyłącznie do pewnej granicy, którą jest – fałszywie moim zdaniem pojęte – posłuszeństwo wobec Biskupa Rzymu?
Prawda jest prosta, tak jak prosty i jednoznaczny jest Bóg, co oczywiście nie ujmuje – ani prawdzie, ani Bogu – właściwej im głębi. Prawda przy całej swej złożoności nie poddaje się żadnej nowatorskiej „hermeneutyce”, nawet jeżeli jej zwolennicy kuszą się o „tradycjonalistyczne” aspiracje. Dlatego uważam, że – przynajmniej po ludzku, na tyle, na ile jestem w stanie to ocenić – jedynie kandydatura biskupa, który już miał okazję pokazać bezgraniczną wierność Chrystusowi i prawdziwemu Kościołowi, może przynieść rzeczywisty przełom w trwającym co najmniej kilkadziesiąt lat bezprecedensowym kryzysie Kościoła.
Czy zasługujemy na papieża-odnowiciela?
Którzy z hierarchów zdecydowali się na wierność bez granic? Viganò, trzech biskupów z Bractwa św. Piusa X i jeden na polskiej ziemi, abp Lenga – o tylu słyszałem. Ci powiedzieli swoją postawą – jak powtarza ostatni z wymienionych – „ja należę tylko do Chrystusa”, bez polityki, bez kompromisu i bez oglądania się na to, czy modernistyczna władza w Rzymie łaskawie dopisze ich na listę pozostających w mitycznej „pełnej jedności”. Tylko oni podkreślają, że to Kościół (to znaczy jego personalne struktury) musi powrócić do Tradycji, do pełni wiary Chrystusowej, a nie „tradycjonaliści” (czyli po prostu katolicy, którzy nie przyjmują błędów, które skaziły Kościół) mają szukać jakichkolwiek dróg pojednania. Jeżeli mówią to teraz, istnieje ogromna szansa, że po wyborze na tron Piotrowy będą mówić i robić to samo.
A hierarchowie szukający obecnie kompromisu z Watykanem i łudzący się, że można być ortodoksyjnym duchownym i jednocześnie pozostawać w „oficjalnych strukturach”? Można przypuszczać (oczywiście nie bez ryzyka pomyłki), że nie wytrzymaliby presji i nie zdołali zwrócić Kościoła na właściwe tory, a pontyfikat któregoś z nich mógłby być jedynie kolejną odsłoną hermeneutyki ciągłości, a nie tryumfalnym, chwalebnym powrotem do jedności Kościoła, do misji Jezusa Chrystusa i wydobyciem pochodni prawdy z półwiekowego ukrycia.
Nawiązując na koniec do tytułowego pytania i do osoby abp. Viganò, choć z satysfakcją czytam listy, w których brzmi jeszcze powaga i gorliwość katolickiego biskupstwa, to oczywiście trudno przewidzieć, jakim zarządcą Kościoła byłby ich autor, podobnie jak nie można przesądzać o wszystkich innych „tradycjonalistycznych” kandydaturach. Ale szczególnie napięcie pomiędzy tymi kilkoma, którzy zdecydowali się na „banicję”, by móc robić to, co zawsze robił Kościół a tymi, którzy kontynuują lub tolerują dziedzictwo reform Vaticanum II skłania do zadania kilku ważnych pytań. Jaki powinien być namiestnik Chrystusa i następca Piotra? Jakich cnót mamy oczekiwać od naszych pasterzy, aby nadawali się na ten czcigodny urząd? I wreszcie, czy sami zasługujemy na to, by Opatrzność pobłogosławiła nas papieżem-odnowicielem na miarę św. Grzegorza Wielkiego czy też św. Piusa X?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.