• Autor:Maria Kądzielska

Gruzja czeka na zmiany

Dodano:
Były prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili Źródło: PAP / Jacek Turczyk
Choć listopadowe wybory wygrało Gruzińskie Marzenie, to oczy wszystkich mieszkańców skierowane są więzienie w Rustawi, gdzie kolejny dzień głodówki odbywa były prezydent kraju, Micheil Saakaszwili. Czy Gruzja stoi na krawędzi rewolucji?

W Gruzji zakończyły się lokalne wybory, które ponownie w większości miast wygrało Gruzińskie Marzenie – Demokratyczna Gruzja, partia założona przez powiązanego z Rosją miliardera Bidzinę Iwaniszwilego. Jednak z pewnością nie zakończy to napięć politycznych w kraju. W 20 miastach odbędzie się druga tura wyborów, w której wezmą udział kandydaci Zjednoczonego Ruchu Narodowego, ugrupowania politycznego związanego z byłym prezydentem i reformatorem Gruzji Micheilem Saakaszwilim.

Już od połowy września po restauracjach Tbilisi mówiło się o tym, że Saakaszwili wraca do kraju. Miał pojawić się w Batumi, przekraczając granicę gruzińsko-turecką w Sarpi, inni twierdzili, że już kupił bilety lotnicze i przyleci z Kijowa prosto do stolicy, a jeszcze inni czekali na niego w czarnomorskich portach. Jednak wszyscy trzymali emocje na wodzy, w końcu zapowiedzi jego powrotu odbijały się echem po Gruzji regularnie, co kilka miesięcy. Idąc aleją Szota Rustawelego w samym sercu Tbilisi, nie trudno zgadnąć skąd to poczucie wyczekiwania na zmianę. Kraj coraz wyraźniej pogrąża się w pół śnie. PKB Gruzji w 2020 roku wyniosło mniej niż 16 miliardów dolarów, czego efektem jest powszechne bezrobocie, spadek płac i szalona inflacja. Nawet w stolicy dorośli mężczyźni snują się po ulicach pozbawieni zajęcia, a przy każdym przejściu podziemnym czekają starsze kobiety, prosząc o jałmużnę. W końcu średnia emerytura w Gruzji wynosi 300 lari (ok. 380 złotych), zatem bez opieki rodziny starsi ludzie skazani są na życie w nędzy. Podobnie studenci, śpiewający w wieczornych gigach na Placu Wolności, mówią jedynie o emigracji, a taksówkarze pociągnięci za język, wymieniają liczbę braci, kuzynów i przyjaciół, którzy już od kilka lat pracują w Polsce i nie mają zamiaru wracać do kraju. Nic dziwnego, że co chwila ktoś zadaje sobie pytanie, czy gdyby Misza znów stał na czele państwa, to byłoby lepiej?

Były prezydent już od wielu lat wzbudza skrajne emocje – jedni go kochają, inni nienawidzą. Kiedy w 2003 roku przewodził Rewolucji Róż, która doprowadziła do obalenia kontrolowanego przez Moskwę prezydenta Eduarda Szewardnadze, miał za sobą całe społeczeństwo. W wyborach prezydenckich w styczniu 2004 zwyciężył, uzyskując ponad 96 proc. głosów. Wtedy Gruzja przeżywała ciemną noc zapaści – prąd pojawiał się na godzinę dziennie, gazu prawie nie było, policja współpracowała z lokalnymi grupami przestępczymi i niemal każdy marzył o wyjeździe. Rządy Saakaszwilego tchnęły w społeczeństwo nową nadzieję, w szczególności, że uprawiał politykę Robin Hooda – zabierał bogatym a oddawał biednym. Jednego dnia zwolnił całą policję, by następnego zatrudnić zupełnie nowych ludzi i wprowadzić nowe standardy bezpieczeństwa. – Wszystko, co widzisz wokoło: atrakcje turystyczne, budynki, muzea zostały zbudowane lub odrestaurowane za czasów Saakaszwilego. To on zbudował nowe Batumi – tłumaczyła w wywiadzie dla tygodnika „DoRzeczy” 24-letnia studenta prawa Nino. – Pamiętam czasy, jak po zmroku strach było przejść się po ulicach. A policja prędzej cię okradła, niż pomogła – mówiła. Na pytanie, czy chciałaby, aby Misza wrócił, odpowiada, że potrzeba im znowu zmian, bo w Gruzji ponownie zapanowała korupcja, a rząd Bidziny niczego nie stworzył ani nie zbudował. – W Tbilisi rządzi piłkarz, który przede wszystkim modnie się ubiera, a nasza prezydent jest tylko źródłem memów, bo nawet nie umie dobrze mówić po gruzińsku – dodaje.

Więzienia polityczne

Jednak nie wszyscy są tak pozytywne nastawieni wobec założyciela Zjednoczonego Ruchu Narodowego. Wiele osób wskazuje na jego liczne nadużycia: ograniczenie wolności mediów, zwalczanie opozycji pod płaszczykiem walki z korupcją, stworzenie więzień politycznych, jak również mnożenie przywilejów dla policji i wojska. – Saakaszwili to bandyta, który torturował ludzi w więzieniach, pozwalał na sowieckie metody przesłuchań i zsyłał opozycjonistów do kolonii karnych. Tenure Jorjoliani, Ramaz Samnidze, Levan Chachua, Levan Gogichaishvili, Giorgi Demetradze, George Zerekidze, Melor Vachnadze, Revaz Bulia, Tsotne Gamsakhurdia, Zaza Davitaia, Aleksander Akhalkatsi, to tylko kilka przykładowych niewinnych osób, które Saakaszwili uwięził z powodów politycznych – wyjaśnia prof. Vakhtang Maisaia z Kaukaskiego Uniwersytetu Międzynarodowego, który sam z uwagi na swoje publikacje dziennikarskie spędził cztery lata w zamknięciu. – To jest człowiek, który pod swoim adresem nie zniesie jakiejkolwiek krytyki, jest nieobliczalny. Za jego czasów w więzieniach siedziało co roku po 30 tys. ludzi, ogółem w czasie swojej prezydentury przeciągnął przez cele prawie pół miliona osób, czyli jedną ósmą populacji – podsumowuje.

W listopadzie 2007 roku w proteście wobec rządów Saakaszwilego na ulice Gruzji wyszło 50 tysięcy ludzi. Demonstracje zostały brutalnie stłumione przy pomocy broni gładkolufowej, armatek wodnych i gazu łzawiącego. Wtedy pod naciskiem opinii zachodniej Saakaszwili podał się do dymisji, jednak tylko po to, aby w nowo rozpisanych wyborach zapewnić sobie reelekcję. Rządził przez kolejne cztery lata, jednak społeczeństwo nie było już wobec niego tak entuzjastycznie nastawione. Przeciw przywódcy opowiedzieli się jego wcześniejsi współpracownicy, w tym najbogatszy Gruzin, były udziałowiec Gazpromu, Bidzina Iwaniszwili, który jak postuluje wielu gruzińskich dziennikarzy, swojego majątku dorobił się na handlu rosyjską bronią w Afryce. W 2012 roku jego majątek stanowił połowę rocznego gruzińskiego budżetu. Bidzina w grudniu 2011 założył ruch społeczny Gruzińskie Marzenie, który kilka miesięcy później przybrał formę koalicji wyborczej pod tą samą nazwą. W październiku 2012 roku wydarzyła się dla Gruzji historyczna chwila, w której po raz pierwszy w historii kraju doszło do pokojowego i demokratycznego przekazania władzy. Koalicja Gruzińskie Marzenie zdobyła 54,9 proc. głosów, a Saakaszwili zaakceptował swoją polityczną porażkę i nie doczekawszy końca kadencji, wyjechał do Brukseli.

W listopadzie 2014 roku ściany budynków i przejść podziemnych w Tbilisi przyozdobiły wymalowane czarną farbą podobizny Saakaszwilego przypominające listy gończe, rozsyłane za złoczyńcami przez szeryfów na Dzikim Zachodzie. Misza został oskarżony o przekroczenie uprawnień podczas rozgromienia akcji opozycjonistów w listopadzie 2007 roku, o likwidację telewizyjnej spółki „Imedi” oraz zajęcie mienia jej założyciela Badri Patarkacyszwiliego. W efekcie Główna Prokuratura Gruzji wydała za nim list gończy.

Więzień Putina

– Jeśli wróci, to policja stanie po jego stronie, przecież oni go kochają – ocenił podczas rozmowy w połowie września jeden z wysoko postawionych urzędników (który jednak woli zachować anonimowość). – Jeśli zdecyduje się na powrót, to na pewno nie po to, aby siedzieć w więzieniu – ocenił prof. Maisaia. W efekcie, po ośmiu latach przymusowej emigracji 1 października 2021 roku, Saakaszwili wylądował na lotnisku w Batumi. Tego samego dnia premier Irakli Gharibashvili nakazał jego aresztowane, a prezydent Salome Zurabiszwili zapowiedziała, że nie zastosuje wobec niego prawa łaski. Obecnie Saakaszwili przebywa w więzieniu w mieście Rustawi, gdzie ogłosił strajk głodowy, a na ulice gruzińskich miast już wychodzą setki osób, żądając jego uwolnienia. Były prezydent, jako obywatel Ukrainy, zwrócił się do prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o pomoc: „Na zawsze będę dumny, że wniosłem swój skromny wkład w wasze historyczne zmiany i reformy. Ponieważ jestem w rzeczywistości osobistym więźniem Putina, bardzo doceniam twoje zdecydowane stanowisko w sprawie ochrony Ukrainy, regionu i wszystkich więźniów imperium” – napisał na Facebooku. Swój strajk głodowy argumentował natomiast miłością do ojczyzny i koniecznością przywrócenia jej niezależności od Rosji: „Gruzja jest warta życia i warta umierania. Nie chcę denerwować rodziny i bliskich, ale z góry odmawiam opieki medycznej w przypadku utraty świadomości” – napisał.

Nie będzie przesadą, jeśli uznamy, że Gruzja stała się tykającą bombą. Nawet, jeśli Misza pozostanie w areszcie, sama jego obecność na terenie kraju będzie ciągłym powodem do napięć politycznych. Bez wątpienia żaden z urzędujących gruzińskich polityków nie może równać się z nim charyzmą. Jeśli sytuacja zacznie zagrażać jego zdrowiu, serca wielu gruzińskich obywateli opowiedzą się po jego stronie. Z pewnością na naszych oczach pisany jest kolejny rozdział trudnej i burzliwej historii Gruzji. Może Misza i Bidzina ponownie zdecydują się na współpracę? Nie wiadomo, choć w tym serem i winem płynącym kraju już nie takie rzeczy okazywały się możliwe.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...