The Warsaw Summit w karykaturze
Ten dialog doskonale oddaje język codzienny żurnalistyki europejskiej, która nie umie już wypowiedzieć słowa: prawica bez przymiotników typu „skrajna”, „fundamentalistyczna”, „ultra”. Co ciekawe, nawet w krajach takich jak Hiszpania, gdzie w koalicji jest Partia Komunistyczna nigdy nie można usłyszeć lub przeczytać jakoby istniała tam „skrajna lewica”.
Ekstremum o dziwo reprezentuje wyłącznie prawica, i to jak Europa długa i szeroka.
Ba! Tam, gdzie autor wprost nie daje rady pomieścić swego obrzydzenia w zwyczajowych zwrotach sięga od razu po etykietkę na literę „F”, tak zresztą jak nie pierwszy raz robi to w „Rzeczpospolitej” autor Jan Zielonka komentując Warsaw Summit: „Trudno przemilczeć w europejskich mediach zaproszenie kilku partii o korzeniach faszystowskich do miasta, które faszyści niegdyś zrównali z ziemią”. A ponieważ jak można upewnić się w Wikipedii jest on profesorem, więc nic już nie musi wykazywać, argumentować, po prostu wydał wyrok i niemające nic wspólnego z faszyzmem partie znalazły się w prostej linii za duce Mussolinim.
Wszyscy liderzy obecni na sobotnim spotkaniu w Warszawie z pewnością przywykli już do świata, w którym to tyrania lewicowej większości dyktuje nazewnictwo i koncepty myślowe, niewiele mające wspólnego z realnym światem. Tym, co zupełnie jakoś nie przechodzi przez gardło czy też klawiaturę wszelkiej maści komentatorom od „skrajnej prawicy” jest proste skojarzenie, że gdyby Polska mogła w kluczowych sprawach dla przyszłości i suwerenności państwa liczyć na jedność naszych 52 europosłów, (a nie ledwie 27), to nie musiałaby szukać egzotycznych czasem sojuszników. To Europejska Partia Ludowa już dawno temu zdradziła i samą siebie i wyborców potulnie głosując za narzuconą agendą lewicy.
Dziennik El Mundo piórem korespondenta Pablo R. Suanzesa podjął próbę opisu liderów partii prawicowych językiem znacznie bardziej konkretnym:
„Łączy ich ambicja, niedawne sukcesy, bardzo lojalni wyborcy, wspólni wrogowie, niechęć do UE tak jak została pomyślana, obrona tradycyjnej rodziny, sprzeciw wobec imigracji, nacisk na suwerenność, pragnienie bycia wysłuchanym i przełamania niekorzystnego dla nich układu, ale na razie to, co ich dzieli, jest jeszcze silniejsze. Partie prawicy, twardej prawicy i skrajnej prawicy od lat flirtują z możliwością zjednoczenia się we wspólnym froncie w Brukseli, by skonsolidować się w Parlamencie Europejskim, ustalić agendę, a nawet storpedować i zatrzymać rozwój instytucji, ale opcja nigdy się nie zmaterializuje. W wyborach europejskich w 2019 r. wielkim niepokojem dla sił tradycyjnych i proeuropejskich było to, że grupy sceptyczne, eurofobiczne i radykalne zdobędą wystarczającą liczbę mandatów, by zdobyć mniejszość zdolną blokować. Tak się nie stało i od tego czasu próby stworzenia dużej rodziny nie powiodły się”.
W tym krótkim fragmencie autor przynajmniej stara się opisać zjawisko zamiast poprzestawać na etykietach z Putinem i Mussolinim, jak to czynią nasze mainstreamowe media. Zabawne, że dziennik El Mundo, który stosuje razem z innymi głównymi mediami hiszpańskimi tzw. kordon sanitarny wobec Voxu (zero wiadomości o inicjatywach partii i jej aktywności), a rządy PiS opisuje tylko w karykaturze zauważa, że partie prawicowe mają deficyt bycia wysłuchanym. I właśnie dlatego, że lewica zadekretowała programowe ich niewysłuchanie można ignorować ich program i bredzić bezpodstawnie, że są „eurofobiczni”, albo że łączy ich „niechęć do UE tak, jak została pomyślana”. Liderzy EKR, którzy wedle moich obliczeń spotkali się od maja już przynajmniej 5 razy w różnych konfiguracjach, wykazują właśnie nieobserwowaną w żadnej innej „rodzinie politycznej” hura-aktywność, kooperację i troskę o powrót do korzeni Europy, tak zresztą jak Unia została pomyślana. Błędne rozpoznanie zarówno ich wspólnych intencji, jak i zaklinanie rzeczywistości w powtórzeniach o „twardej i skrajnej prawicy” dowodzi, że autor tego fragmentu, tak jak i publicyści w rodzaju prof. Zielonki mieniąc się obrońcami demokracji zwyczajnie eliminują niewygodnego partnera z gry, tak aby nikt nie zagrażał hegemonii lewicowego przekazu. Pogarda wobec konserwatystów zieje z każdego mainstremowego medium w Europie, a tam zaś, gdzie resztki przyzwoitości każą publicystom unikać słów faszyści, nacjonaliści sięgają za to po epitet: populiści.
Wypada więc z nadzieją powtórzyć słowa z mowy pożegnalnej Nigela Farage w UE: „Możecie pogardzać populizmem, ale powiem wam bardzo zabawną rzecz, otóż populizm staje się coraz bardziej popularny!”.
Bo zwycięstwo populizmu będzie oznaczało powrót do rozsądku, autentycznych wartości europejskich i uwolnienie się od lewicowych miazmatów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.