Rzymkowski: Rodzice będą decydować, z jakimi treściami dzieci mają kontakt
DoRzeczy.pl: Nowelizacja Prawa Oświatowego nazywana jest przez opozycję ''Lex Czarnek''. Czy MEiN traktuje to określenia jako obraźliwe, czy może przedstawiciele obozu rządowego przywykli, że opozycja nadaje własne nazwy projektom?
Tomasz Rzymkowski: Uważam, że bardzo ładne nazwisko nosi minister, profesor Przemysław Czarnek, dlatego nie mogę powiedzieć, że nazywanie jakiejkolwiek ustawy może być obraźliwe. Natomiast ja osobiście wolę mówić, że jest to nowelizacja Prawa Oświatowego, czy ''ustawa kuratoryjna'', gdyż w większości zmian, przepisy dotyczą nadzoru pedagogicznego. Uważam, że przed ministrem są jeszcze o wiele poważniejsze ustawy, które mogą być nazywane ''lex Czarnek''. Niegdyś ustawa dotycząca dopuszczenia do wykonywania zawodów prawniczych autorstwa śp. Przemysława Gosiewskiego nazywana jest ''lex Gosiewski''.
Co jest dla pana najważniejsze w nowelizacji?
Upodmiotowienie rodziców względem szkoły. Rodzice będą decydować, z jakimi treściami dzieci mają kontakt w zajęciach dodatkowych, pozalekcyjnych.
Opozycja twierdzi jednak, że będzie to ''szkoła hodująca PiS-owców'', gdyż kuratorzy nadani przez PiS, będą mogli zwalniać każdego dyrektora.
To jest wierutna bzdura. Ktoś albo nie przeczytał projektu ustawy, albo nawet źle przeczytał przekaz, który dostał z własnego biura prasowego. To jest pomieszanie wszelkich porządków. Po pierwsze, jeśli chodzi o ''PiS-owski przekaz'', to nie mamy, o czym dyskutować. To kompletna bzdura. Ustawa nawet zdaniem uczciwych dziennikarzy lewicowo-liberalnych, nie porusza w ogóle kwestii związanych z programami nauczania. W jaki sposób mamy tworzyć ten ''PiS-owski przekaz''?
Po drugie, w kontekście nadzoru kuratorów, mieliśmy do czynienia z taką swoistą anomalią. Istniał w Polsce przez lata nadzór pedagogiczny, który utracił jakiekolwiek możliwości sankcjonowania swoich decyzji i swojego działania, czyli egzekwowania uprawnień polegających na badaniu przestrzegania prawa oświatowego w konkretnych placówkach oświatowych.
Na czym to polegało?
Mówiąc wprost, jeśli kurator i wizytator stwierdzili nieprawidłowości w arkuszu organizacyjnym szkoły, w kwalifikacjach nauczycieli, w podręcznikach używanych w szkole etc., wydali zalecenia dla dyrektora szkoły, aby tę słabość i uwagę uwzględnić z obowiązującym porządkiem prawnym, to dyrektor jeśli chciał, to egzekwował. Jeśli nie chciał, nie robił tego. Nie było żadnych instrumentów pozwalających doprowadzić do porządku tego dyrektora. My nie wprowadzamy żadnych dodatkowych uprawnień. My tylko zrównujemy w uprawnieniach względem dyrekcji szkół, czy samych szkół i ich organizacji, nadzór pedagogiczny z organem prowadzącym.
Jak wygląda kwestia poparcia dla nowelizacji przez środowiska nauczycielskie?
Nie robię żadnych statystyk, kto popiera nowelizację, a kto nie. Dla mnie obrazowe jest to, co działo się na początku stycznia. W szesnastu miastach Polski, gdzie mieszczą się kuratoria oświaty, miały odbyć się liczne protesty. W wielu miastach nie było żadnych protestów, a tam gdzie się odbyły, liczyły maksymalnie 30 osób. Pod Sejmem demonstracja była tak mała, że miałem wrażenie, że większą liczbę osób stanowiła ochrona tego wydarzenia. Problem ma tutaj Lewica, która będzie miała utrudniony dostęp do szkół z wypychaniem do nich ideologicznym projektów. Żaden poważny rodzić nie zgodzi się na nieadekwatne do stopnia rozwojowego dziecka, nachalne indoktrynowanie treści stricte ideologicznych, związanych z ideologią gender lub LGBT.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.