Artykuł sponsorowany

Przegląd religijny: "Zniszczyć księdza", czyli nowe fakty z życia ks. Popiełuszki

Dodano:
Zniszczyć księdza
Przegląd książek religijnych DoRzeczy.pl || Dystrybucja AA zachęca do zapoznania się z fragmentem książki Piotra Litki pt. "Zniszczyć księdza".

Autor, zajmujący się od ponad 15 lat życiem i męczeńską śmiercią księdza Jerzego Popiełuszki, zebrał w tej książce nieznane i niepublikowane dotąd materiały archiwalne oraz relacje dotyczące jednej z najbardziej perfidnych prowokacji Służby Bezpieczeństwa, wymierzonej w katolickiego księdza. Ta komunistyczna zbrodnia, zwana „Prowokacją na Chłodnej”, miała doprowadzić do skompromitowania księdza Jerzego Popiełuszki w oczach opinii publicznej oraz bliskich mu osób. Miała też na celu aresztowanie kapelana Solidarności.

Fragment książki Zniszczyć księdza

Sam proces byłych funkcjonariuszy Departamentu IV MSW przebiegał wedle ustalonych przez kodeks postępowania karnego reguł. I tak podczas pierwszych jedenastu rozpraw, między 27 grudnia 1984 a 14 stycznia 1985 roku, wyjaśnienia składali czterej oskarżeni. Zaczął Pękala. Później mówił Chmielewski, który przed sądem w charakterystyczny sposób zacinał się i jąkał (po procesie ułomność ta minęła i do dziś nie ma po niej najmniejszego śladu). Trzeci w kolejności składał wyjaśnienia Grzegorz P. Oskarżał w nich przede wszystkim Kościół katolicki w Polsce i zamordowanego kapłana. Jako ostatni swoją wersję wydarzeń przedstawił przed sądem najwyższy rangą spośród czwórki oskarżonych – do niedawna jeszcze pułkownik i zastępca dyrektora Departamentu IV MSW – Adam Pietruszka.

Twarze statystyczne – notował w „Dzienniku” Jan Józef Szczepański – głupio przystojne. Tylko u [Grzegorza] P. jakaś paskudna drobność ust – bezczelnych i pogardliwych. Ale tych twarzy widujemy codziennie setki.
Z kolei Wiktor Woroszylski dzień po rozpoczęciu rozprawy w Toruniu zauważał, iż w przeczytanym przez niego pierwszym sprawozdaniu prasowym z procesu pełno było sprzeczności, nielogiczności i widocznych starań o wybielenie resortu i ukrytych wspólników zbrodni.

Grzegorz P. – wspominał po latach jeden ze świadków na procesie – jest opanowany, spokojny, zimny. Jakby nie miał nic wspólnego z tą sprawą. Waldemar Chmielewski wygląda jak wrak człowieka. Ma nerwowy tik twarzy, widać, że jest cały roztrzęsiony. Leszek Pękala stara się ukryć zdenerwowanie, ale bardzo blada twarz świadczy o tym, że jest to dla niego silne przeżycie. Adam Pietruszka [z kolei] zachowuje się [tak], jakby zasiadł nie na ławie oskarżonych, ale za stołem prezydialnym zebrania, na którym ma wygłosić przemówienie. Robi wrażenie człowieka obrażonego [na cały świat] za pomyłkowe wmieszanie [go] w sprawę i przekonanego, że wkrótce znajdzie się na wolności. Nietrudno zauważyć – pisał Jan Józef Szczepański – że [były] kapitan SB, Grzegorz P. jest faworytem [toruńskiego] sądu. On jeden spośród oskarżonych panuje nad sytuacją, prowadzi konsekwentnie grę, która – jeśli nawet nie ocali go od stryczka (na co zresztą może liczyć po cichu) – to przynajmniej pozwoli mu zejść ze sceny w charakterze szermierza sprawy, której służył do końca, a nie pospolitego zbrodniarza. Grę ową sąd ułatwia mu, jak może. Ani prokurator, ani sędzia nie kwestionuje pomówień i oskarżeń, którymi podsądny szafuje hojnie powołując się na niebadane przez nikogo źródła i na nieokazywane nikomu dowody. (…).

I dalej:

Mówi [przed sądem P.], że „boleśnie odczuwał” bezradność i opieszałość swojego resortu wobec prowokacyjnych poczynań takich ludzi, jak księża: Popiełuszko, Małkowski (…), że ze wzrastającym przerażeniem patrzył na szkody, jakie oni i im podobni wyrządzają państwu, ustrojowi, społeczeństwu. Rozzuchwaleni tolerancją władz i kunktatorstwem Episkopatu, ludzie ci wyzbywali się wszelkich hamulców i w swej zapiekłej, ślepej nienawiści zaszli na drogę zdrady narodowej, przygotowując powierzonych im wiernych do krwawej rozprawy. Dowodem tego może być chociażby znaleziona w mieszkaniu księdza Jerzego Popiełuszki broń i amunicja…
„Podrzucona rzekomo przez bezpiekę” – dodaje ironicznie.
Sąd nie żąda wyjaśnienia tej sprawy, chociaż teraz, gdy jeden ze „szczęśliwych znalazców” owej broni, podwładny [Grzegorza] P., Leszek Pękala, siedzi wraz z nim na ławie oskarżonych, rzecz byłaby do zrobienia...
Nic takiego się jednak nie stało.

Źródło: Wydawnictwo AA
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...