Piech: Nauczanie zdalne jest złym i niebezpiecznym rozwiązaniem
DoRzeczy.pl: Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek wprowadził naukę zdalną dla szkół z uwagi na sytuację epidemiczną. Jak pan ocenia to rozwiązanie?
Rafał Piech: Niedawno, podczas obrad sejmowej komisji mówiłem, że nauczanie zdalne jest bardzo złym i niebezpiecznym rozwiązaniem dla dzieci i młodzieży. Wiemy już, jakie to niesie konsekwencje. Coraz częściej docierają do nas sygnały o problemach psychicznych dzieci i młodzieży. Pojawiają się fobie, lęki i stany depresyjne. Wzrasta ilość samobójstw wśród uczniów, nie mówiąc już o rosnących wielomiesięcznych kolejkach do pedagogów, psychologów i psychiatrów dziecięcych.
Przykładem może być choćby moja ostatnia rozmowa z mamą pewnego chłopca, który z powodu nauczania zdalnego, po kilku miesiącach, zaczął doświadczać fobii. Z relacji mamy, syn najlepiej czuje się sam ze sobą, zamknięty w pokoju. Gdy przebywa wśród innych ludzi, czuje lęk, boi się odzywać, wręcz nie wie jak się zachowywać. Takie niepokojące zjawiska pojawiają się coraz częściej i trudno nie uznać, że są bezpośrednim skutkiem ubocznym nauki zdalnej. Dłużej nie można tak robić, bo najmłodsze dzieci po prostu wykończą się psychicznie, a nam, dorosłym, zajmie wiele lat, wyprowadzenie tego pokolenia na przysłowiową prostą.
Czyli pan nie wprowadziłby nauczania zdalnego?
Absolutnie nie. Z punktu widzenia walki z pandemią Covid-19 nie ma żadnych naukowych dowodów potwierdzających tezę, że szkoły są stałym, lub jednym z głównych ognisk rozprzestrzeniania się wirusa Sars-Cov2 w kraju. Warto zwrócić tutaj uwagę, że wprowadzanie zdalnego nauczania zawsze jest popierane aktualnym poziomem liczby zachorowań. Problem jednak w tym, że ilość zakażeń danym wirusem nie jest społecznym problemem, a fakt, że nie podejmuje się jego leczenia od pierwszych dni.
Jak wygląda sytuacja z punktu widzenia organizacji pracy szkół?
Wszyscy: dzieci, rodzice, nauczyciele i samorządowcy mają dość chaotycznych kryteriów stosowanych obostrzeń. Trudno jest bowiem znaleźć w nich spójną logikę, na podstawie której, każdy z nas mógłby sam zadbać o zdrowie i zaplanować choćby najbliższe tygodnie rodzinnego życia. Ten brak konsekwencji w stosowaniu różnych zasad i kryteriów wobec różnych grup społecznych, powoduje frustrację uczniów i dorosłych, podkopując jednocześnie zaufanie do władz państwowych.
Najświeższym tego przykładem jest oddelegowanie uczniów do nauki zdalnej, ale wyłączenia z tego obostrzenia klas 1-4. Wiem, że skorzystają na tym przynajmniej rodzice nie mogący zagwarantować opieki, ale patrząc wyłącznie z punktu widzenia walki z pandemią i rozprzestrzenianiem się Covid-19, to przecież w walce z wirusem nie ma rozróżnienia czy w szkole spotykają się dziesięciolatki czy dwunastolatki. Obie grupy mogą się nim zarazić i zarażać innych, np. swoich dziadków, którzy odbierają ich ze szkoły.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.