Inwazja Rosji. Prof. Legutko: Odpowiedzialność pada na Niemcy

Dodano:
Prof. Ryszard Legutko, europoseł PiS Źródło: PAP / Grzegorz Momot
Taka reakcja nie jest w stanie zatrzymać Rosji. Jeśli ktoś decyduje się prowadzić wojnę, to bierze pod uwagę wszelkie wynikające z niej koszty – mówi europoseł PiS, prof. Ryszard Legutko w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Jak pan ocenia reakcję Unii Europejskiej wobec inwazji Rosji na Ukrainę? Mamy zapowiedzi dotkliwych sankcji, a gdy pojawia się taki pomysł, jak choćby zawieszenie systemu SWIFT, to kilka krajów UE, w tym Niemcy mówią "nie".

Prof. Ryszard Legutko: Sankcje mają to do siebie, że wpływają na sankcjonowanego i sankcjonujących. Od początku było wiadomo, że niektóre rzeczy będą trudne do zrealizowania. Pada dużo mocnych słów, były rozmowy w Parlamencie Europejskim, a już po inwazji specjalne spotkanie z przewodniczącą Komisji i przewodniczącym Rady Europejskiej, gdzie padło bardzo dużo zapowiedzi, lecz problem polega na tym, że jeśli Rosja odniesie zwycięstwo militarne, to sprawa zostanie zamknięta, a sankcje prędzej czy później zostaną złagodzone, następnie cofnięte. Taka reakcja nie jest w stanie zatrzymać Rosji. Jeśli ktoś decyduje się prowadzić wojnę, to bierze pod uwagę wszelkie wynikające z niej koszty. Tak zrobił z pewnością Putin. Niestety widzimy, że nie ma woli innego wsparcia dla Ukrainy, choćby w dostawach sprzętu i uzbrojenia.

Czy zgodzi się pan z tezą, że nie byłoby tego konfliktu, gdyby nie zgoda na budowę gazociągu Nord Stream2?

Zgadzam się, że odpowiedzialność pada na Niemcy i przywództwo niemieckie w UE. To Berlin wziął na siebie przyzwolenie na przywództwo w kontaktach z Rosją, które polega m.in. na przedsięwzięciach gazowych, które były politycznie bardzo ryzykowne, a rząd niemiecki uporczywie twierdził, że jest to przedsięwzięcie prywatne i nie ma z tym nic wspólnego. Komisja Europejska była niezdolna lub nie miała ochoty tego zatrzymać. Stało się i niewątpliwie Niemcy ponoszą tu część odpowiedzialności.

Czy możemy spać spokojnie, że w razie ataku na Polskę NATO przyjdzie nam z pomocą?

Oczywiście, że nie. To już wiemy choćby z historii. Doświadczenie i zdrowy rozsądek mówi nam, że powinniśmy polegać na sobie. Słynne przecież są słowa amerykańskiego przedstawiciela, który zapytany „off the record”, czy NATO w razie ataku Rosji przyjdzie z pomocą Estonii, odpowiedział „nie”. Trzeba tutaj być podwójnie ostrożnym. Wiemy, że w tej chwili zagrożenia bezpośredniego nie ma, dlatego tym bardziej daje nam to trochę czasu, żeby dobrze się przygotować. Wiemy już, że jeżeli ktoś sobie wyobrażał, że w tej części świata wojna nie wybuchnie, gdyż będzie presja międzynarodowa, solidarność itd., to wie, że to nieprawda.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...