Oszczędzania energii jeszcze ważniejsze. Jak to robić?
Polski rząd od lat przekonywał, że niezależność energetyczna od Rosji jest bardzo ważna w kontekście bezpieczeństwa Europy. Unia Europejska dopiero teraz zaczyna to rozumieć.
Potrzebujemy energetyki zielonej, ale także bezpiecznej
Nowe wyzwania, które pojawiły się po wybuchu wojny, uświadomiły europejskim przywódcom pewne błędy w ich założeniach dotyczących zarówno interesów z Rosją, jak i podejścia do węgla. Okazuje się on bowiem wciąż potrzebny i zbyt szybkie próby odejścia od niego mogłyby skończyć się fatalnie.
Zielona transformacja trwa i jest to słuszny kierunek. Jednak całkowite przejście na OZE to proces, który jeszcze potrwa. Ponadto odnawialne źródła energii, ze względu na swoją specyfikę nie dają gwarancji stabilności dostaw. Taką rolę muszą wziąć na siebie bloki jądrowe, a do czasu ich oddania do użytku, będą to elektrownie gazowe i węglowe.
Polski rząd, oczywiście, nie neguje potrzeby dalszego rozwoju OZE. I właśnie dlatego Rada Ministrów przyjęła na początku marca zapowiedziany jeszcze przed wojną projekt utworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE).
Szansa na więcej inwestycji
Prezes PGE oraz Polskiego Komitety Energii Elektrycznej, komentując powstanie NABE, podkreślał, że ta decyzja ma ogromne znaczenie, szczególnie w obliczu agresji Rosji na Ukrainę. Wskazywał jak ważne jest budowanie systemu bezpieczeństwa własnego kraju, zarówno w kwestiach militarnych, gospodarczych i energetycznych. Jego zdaniem, to właśnie NABE będzie podstawą bezpieczeństwa energetycznego Polski, a poprzez wydzielenie aktywów węglowych ze spółek energetycznych Skarbu Państwa, będą one miały do dyspozycji znacznie większe środki, które w założeniu zasilą proces transformacji polskiej energetyki.
Projekt gwarantuje dwa solidne filary: stabilne źródła energii i niepowtarzalną okazję do przyspieszenia inwestycji w OZE. O tym, jak ważna jest taka stabilizacja, przekonują się właśnie europejscy liderzy, w tym Niemcy. Polityka klimatyczna to nasz wspólny obowiązek, ale musi być prowadzona odpowiedzialnie i bez narażania bezpieczeństwa krajów UE i ich obywateli.
ETS wciąż do zmiany
Niezależnie od problemów na rynku surowców spowodowanych wojną, niezmienne pozostają czynniki cenotwórcze, które dramatycznie wpłynęły na rachunki za prąd. Co prawda ceny uprawnień do emisji CO2 spadły po agresji Rosji na Ukrainę, jednak są one wciąż o wiele wyższe, niż wynikało z założeń twórców systemu. To właśnie ten system - EU ETS, a właściwie wypaczające go spekulacje - jest główną przyczyną podwyżek. Chociaż oczywiście ogólna sytuacja gospodarcza i podwyżki cen surowców spowodowane pandemią też mają na to wpływ.
Unijny system handlu uprawnieniami do emisji jest kluczowym elementem polityki UE na rzecz walki ze zmianą klimatu oraz podstawowym narzędzie do zmniejszania emisji gazów cieplarnianych. Występuje w nim coraz większy deficyt uprawnień, który będzie się nadal pogłębiał, a dotyka on gospodarek państw, które ponoszą najwyższe koszty transformacji energetycznej. Wśród nich Polski, gdzie około 70 procent wytwarzanej energii pochodzi z elektrowni węglowych, które muszą kupować uprawnienia do emisji CO2.
Zgodnie z założeniami systemu ETS, pieniądze pozyskane z zakupu emisji mają przecież wspierać transformację, ale jak się okazuje, szczytna idea została wypaczona. W skrócie chodzi o to, że pieniądze pozyskane z handlu emisjami, zamiast trafiać do budżetów krajów, będących na początku lub nawet w środku transformacji, mogą trafiać do budżetów tych państw, w których udział OZE w miksie energetycznym już jest bardzo duży.
Jak wskazują eksperci Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (PKEE), w ostatnich latach deficyt uprawnień na naszym rynku jest największy. Nie licząc pierwszego roku pandemii, od 2013 polska gospodarka każdego roku potrzebuje coraz więcej uprawnień, niż dysponuje nimi państwo. Rekordowy pod tym względem był rok 2016. Polskie podmioty musiały wówczas pozyskać aż 87,5 mln uprawnień. Ich cena wynosiła wówczas 6 euro za tonę wyemitowanego CO2. W grę wchodziły więc olbrzymie kwoty, jednak są one niczym w porównaniu do aktualnych, gdy za tę samą tonę w styczniu tego roku trzeba było zapłacić 90 euro.
Doprowadziło to do sytuacji, w której około 60 proc. kosztów produkcji energii elektrycznej w Polsce stanowią koszty zakupu uprawnień do emisji. W grudniu 2021 roku Prezes Urzędu Regulacji Energetyki zatwierdził nowe taryfy dla gospodarstw domowych, zarówno dla sprzedaży energii, jak i dystrybucji. Efektem były podwyżki, które zaczęły obowiązywać od 1 stycznia. Rząd zareagował szybko, wdrażając rozwiązania tarczy antyinflacyjnej m.in. czasowe obniżenie stawki VAT i likwidację akcyzy.
Jak oszczędzać
Eksperci PKEE nie mają wątpliwości, że w perspektywie długofalowej ceny energii będą rosły. Dlatego tak ważne dla Polaków jest, by jak najszybciej wdrażać w życiu codziennym zmiany, które pomogą obniżyć rachunki za energię. PKEE przekonuje, że każdy z nas ma możliwość w prosty sposób ograniczać zużycie prądu. O tym, jak to robić, możemy przeczytać na specjalnie uruchomionej stronie liczysieenergia.pl.
Najprościej zacząć od przeglądu wszystkich urządzeń w domu. Być może niektóre z nich można odłączyć, bo nie są używane codziennie, a pozostając w trybie czuwania, nadal pobierają prąd. Wbrew pozorom, szczególnie w przypadku starszych urządzeń, to w skali roku ma znaczenie. Nie powinniśmy również zostawiać ładującego się telefonu, tabletu czy laptopa dłużej niż to konieczne.
Pomóc może również bardziej ekonomiczne korzystanie z urządzeń AGD: włączanie dopiero w pełni załadowanej pralki i zmywarki, gotowanie niezbędnej ilości jedzenia, a przede wszystkim wody, stosowanie pokrywek, nie wietrzenie lodówki.
Przy wymianie sprzętów na nowe warto pamiętać, że klasa energetyczna ma znaczenie, szczególnie tych sprzętów RTV/AGD, które używane są najczęściej. Wśród nich najważniejsza jest lodówka. Lepiej jest dopłacić za najwyższą klasę energetyczną. To inwestycja, która się zwróci, bo lodówka o niskiej klasie energetycznej np. G może pobierać nawet kilkukrotnie więcej prądu niż ta z oznaczeniem A. Taką różnicę widać już nawet na rachunku miesięcznym.
Warto też zwrócić uwagę, że niektóre taryfy zakładają mniejsze opłaty za energię zużywaną nocą lub w weekendy. Można sprawdzić to na swoim rachunku. Jeśli tak jest, to niektóre prace, takie jak pranie czy zmywanie, opłaca się zaplanować na odpowiedni czas.
Kolejnym źródłem generującym stałe koszty jest oświetlenie. Klasyczne żarówki zużywają zaledwie 5 proc. pobieranej energii do wytworzenia światła, reszta jest marnotrawiona m.in. poprzez wydzielanie ciepła. Przy okazji lepiej jest zastąpić je LED-ami. Są nieco droższe, jednak nie tylko zużywają wielokrotnie mniej energii, ale również charakteryzuje się znacznie większą trwałością niż zwykłe żarówki.
Nie mamy wpływu na cenę energii, a na to ile jej zużyjemy już tak.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.