Gmyz: Na kompleksowe wyjaśnienie tragedii musimy jeszcze poczekać

Dodano:
Cezary Gmyz Źródło: PAP / Arek Markowicz
Tak długo, jak Polska nie będzie miała dostępu do bezpośredniego materiału dowodowego, jakim jest wrak tupolewa, tak długo nie można ustalić rzeczywistych przyczyn tragedii – mówi korespondent TVP w Berlinie i dziennikarz "Do Rzeczy" Cezary Gmyz w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Pan jako pierwszy podał informację o trotylu na wraku Tupolewa. Dziś widzimy, że raport podkomisji badającej przyczyny katastrofy potwierdza wcześniejsze informacje. Jak pan to ocenia?

Cezary Gmyz: Oczywiście przez dziesięć lat od publikacji mojego tekstu z października 2012 roku udało się ustalić znacznie więcej, niż wówczas mogłem w mediach napisać z tego względu, że komisja dysponowała znacznie obszerniejszym materiałem dowodowym, niż ja i mogła przeprowadzać badania oraz liczne eksperymenty. Mój tekst w 2012 roku dotyczył tylko tego, że prokuratorzy, którzy udali się do Smoleńska, przy pomocy kilku urządzeń odkryli ślady materiałów wybuchowych. Pisałem wyłącznie o trotylu, gdyż miałem informację z kilku źródeł. Później okazało się, że na Tupolewie odkryto ślady innych materiałów wybuchowych m.in. heksogenu. Ponieważ była to informacja jednoźródłowa, opublikowałem ją nieco później w tygodniku "Do Rzeczy" po naszym wyrzuceniu z "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze".

Jak pan ocenia sam raport podkomisji?

Wersja, którą przedstawił Antoni Macierewicz podczas konferencji prasowej zawiera całą masę informacji, których z oczywistych względów, wówczas, dziesięć lat temu w moich tekście nie mogło być. Dziennikarze nie mają tylu możliwości, co komisja, dysponująca znacznie większymi funduszami, żeby przeprowadzać ekspertyzy. Dla mnie wersja komisji jest dość przekonywujące.

Dlaczego dość?

Ponieważ tak długo, jak Polska nie będzie miała dostępu do bezpośredniego materiału dowodowego, jakim jest wrak Tupolewa – od 12 lat spoczywający w Rosji – tak długo nie można ustalić rzeczywistych przyczyn tragedii, ponieważ brak materiału dowodowego utrudnia to w sposób zasadniczy. Wnioski, do których doszedł zespół Antoniego Macierewicza w dużej mierze mnie przekonują.

Oczywiście należy pamiętać, że nie jest to jedyny zespół, który badał tragedię. Wciąż mamy do czynienia z pracą Zespołu Śledczego nr. 1 w Prokuraturze Krajowej, którego śledztwo było nadzorowane przez Marka Pasionka, który niestety kilka dni temu zmarł. Prokuratura zleciła całą masę ekspertyz na materiałach pochodzących z Tupolewa oraz ekshumacji, które doprowadziły do ujawnienia szeregu rzeczy szokujących, jak pozamienianie ciał ofiar katastrofy, przez co w grobach spoczywały inne osoby, niż powinny. W momencie, gdy prokuratura będzie posiadała kompleksową opinię, dowiemy się jeszcze więcej, ponieważ np. będziemy mogli określić pochodzenia materiałów wybuchowych.

Jakie wnioski można wyciągnąć teraz?

Dla mnie wszystko układa się w jedną całość. Wersje przedstawione przez Anodinę, jak i komisję Millera, są wersjami kompletnie niewiarygodnymi. Niestety, na kompleksowe wyjaśnienie tej tragedii będziemy musieli jeszcze poczekać, podobnie jak na kompleksowe wyjaśnienie całej afery, aż do momentu w którym na Kremu przestanie zasiadać Władimir Putin.

Głos w sprawie zabrał Maciej Lasek, który nazywa Antoniego Macierewicza kłamcą, a kwestię wybuchu bagatelizuje twierdząc, że nie mamy do czynienia z dźwiękiem wybuchu, tylko uderzeniem w brzozę, co – jak dodaje Lasek – miały potwierdzić ekspertyzy. Jak pan taką wersję ocenia?

Maciej Lasek jest dla mnie osobą, która się skompromitowała. Trzeba pamiętać, czym był zespół Laska. Część osób myli zadania przydzielone temu zespołowi, bowiem nie była to grupa badająca katastrofę. Zarówno Maciej Lasek lub inni członkowie zespołu nie byli w Smoleńsku. Gdy patrzymy na akt powołujący go do pracy, to widzimy, że był to zespół propagandowy, powołany do PR-u i promowania wersji Anodiny i Millera.

Coraz więcej osób zaczyna mówić, że zamach wydaje się być prawdopodobny. Poseł Kukiz’15 Jarosław Sachajko w rozmowie dla portalu DoRzeczy.pl mówi wprost: skoro Putin jest zdolny wysyłać zabójców do prezydenta Ukrainy, to dlaczego miałby mieć opory w Smoleńsku.

Mamy do czynienia z sytuacją absurdalną. Nawet zwolennicy kłamstwa smoleńskiego, czyli wersji Anodiny i Millera, ochoczo przyznają, że Putin jest odpowiedzialny za wysadzenie bloków z własnymi obywatelami, żeby wywołać II wojnę czeczeńską, był zdolny sterroryzować obywateli i wystrzelać niewinne dzieci w Biesłanie, nie pomógł załodze okrętu Kursk, albo przyznają, że popełniał szereg zbrodni łącznie z zajęciem Krymu, a tylko jedna zbrodnia wydaje się niemożliwa, czyli zbrodnia popełniona na prezydencie Lechu Kaczyńskim i 95 osobach. Tylko do tej zbrodni nie był zdolny.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...