Ardanowski: Komisja Europejska opóźniła pomoc dla polskich rolników
DoRzeczy.pl: Rząd wprowadził dopłaty do nawozów. Premier Mateusz Morawiecki powiedział, że dzięki temu ceny zbóż w tym roku będą mniejsze. Podziela pan ten optymizm?
Jan Krzysztof Ardanowski: Jakiegoś szczególnego związku z cenami zbóż po żniwach nie widzę. Pomoc w zakupie nawozów jest potrzebna, wręcz konieczna, bowiem ceny nawozów oszalały. Tyle tylko, że tempo wprowadzania tej pomocy jest absolutnie skandaliczne. Pragnę podkreślić, że nie jest to wina polskiego rządu, gdyż pieniądze na ten cel zostały wyasygnowane, to jest potężna kwota prawie 4 mld złotych, natomiast opóźnienie jest spowodowane decyzją Komisji Europejskiej, co w dużej mierze dewaluuje i deprecjonuje projekt pomocy polskiego rządu.
Dlaczego?
Ponieważ 2,5 miesiąca trwało przez KE wydawanie prostej zgody, żeby kraj członkowski z własnych środków mógł pomóc rolnikom. Dodatkowo w tej sprawie toczyła się jakaś gra, której ja do końca nie rozumiem. Mówię tu o twierdzeniach komisarza Wojciechowskiego, że Ministerstwo Rolnictwa nie potrafiło napisać wniosku do Brukseli. Ja w to nie wierzę, bo znam wysokie kompetencje pracowników ministerstwa. Odbieram to raczej jako element gry przeciwko Polsce, lub jako prywatną wojnę z ministrem Henrykiem Kowalczykiem. W Ministerstwie Rolnictwa naprawdę pracują ludzie kompetentni, a jeśli komisarz twierdzi, że podstawa prawna wniosku była nie taka jak trzeba, to przecież jest, mocno podkreślany, kontakt bezpośredni pomiędzy polskim rządem, a Komisarzem Wojciechowskim. Pojawia się pytanie, czy komisarz w trosce o polskich rolników nie mógł tutaj pomóc?
Wspomniał pan, że na pomoc może być i tak za późno. Dlaczego?
Dlatego, że nawozy trzeba podawać w określonych terminach agrotechnicznych. Być może jest to wiedza, której nie posiada Komisja Europejska, ale wypadałoby, by taką wiedzę posiadał komisarz odpowiedzialny za rolnictwo. Wiosną najważniejsze są nawozy azotowe, bo głównie o tych mówimy. Azot nie jest składnikiem przechowywanym w glebie, tak jak w przypadku fosforu czy potasu. Azot musi być podawany w określonych stadiach wegetacji rośliny. Bardzo ważna jest dawka startowa kiedy rusza wegetacja. W uprawie rzepaku oddaje to popularne wśród rolników powiedzenie, że to azot powinien czekać za rzepakiem, a nie rzepak za azotem.
Naprawdę nie potrzeba wielkiej wiedzy rolniczej, żeby wiedzieć, kiedy w Polsce rozpoczyna się wegetacja, szczególnie w tym roku po ciepłej zimie. Niestety, bardzo wiele pól nie dostało pierwszej dawki, co będzie miało wpływ na spadek plonów. Zatem pomoc jest mocno spóźniona, a nie wiemy przecież jak szybko zostaną obsłużone wnioski o dopłaty. Pojawia się również kwestia dzierżaw bezumownych, gdyż wielu rolników obrabia pola swoich sąsiadów, co jest zjawiskiem całkiem powszechnym w Polsce. Są to dzierżawy ustne, niesformalizowane, dlatego pozostaje kwestia, co w przypadku takich upraw? Może się przecież okazać, że rolnik nie dostanie rekompensaty za nawozy zastosowane na tych gruntach z powodu braku formalnego tytułu prawnego do uprawianych pól.
A jak pan ocenia ograniczenie pomocy dla gospodarstw do 50 hektarów?
Jeżeli chcemy produkować jak najwięcej żywności, która de facto staje się elementem bezpieczeństwa narodowego, a podkreślają to wszyscy, od polityków, przedstawicieli konsumentów i ekspertów, wskazując dodatkowo, że żywności zaczyna brakować, to my powinniśmy zrobić wszystko, żeby nie zmniejszyć wielkości plonów. W Polsce podstawową produkcję na rynek dają gospodarstwa większe, czyli powyżej 50 hektarów, które są odcięte od tej pomocy związanej z dopłatą do zakupów nawozów. To jest nielogiczne. Ministerstwo rolnictwa musi szybko to wyjaśnić i rozważyć, czy ci producenci rolni, produkujący podstawowe ilości żywności i stosujący najwięcej nawozów w uprawach intensywnych, mają pomocy być pozbawieni? Nie chciałbym, by rolnicy poczuli się oszukani, a wielka pomoc rządu została przez nich potraktowana jako element gry politycznej.
Czy możemy prognozować, że w tym roku będą rekordowe ceny żywności, zbóż, pszenicy?
Ceny żywności na rynku światowym mocno wzrastają. W Polsce, jak wspomniałem, tegoroczne plony będą zapewne mniejsze z uwagi na zbyt późne nawożenie wczesnoazotowe. Nie wiadomo również jaka będzie pogoda, bo zapowiada się suchy rok, a już dziś zasoby wody w ziemi są znikome. Susza może pogorszyć stan upraw i plony będą mniejsze. Natomiast nie spodziewam się, żeby były niższe ceny płodów rolnych, gdyż mamy na świecie bardzo wysokie zapotrzebowanie na żywność. Nie wiadomo jak będzie wyglądała sytuacja na Ukrainie. Wojna i nieobsianie czarnoziemów może sprawić, że nie tylko Ukraina nie będzie miała co eksportować, ale jej samej może zajrzeć głód w oczy. Jako Polska powinniśmy robić wszystko, żeby utrzymać wysoki eksport na rynki, które potrzebują żywności, bo jeśli wypadniemy z tych rynków, to w przyszłości może być trudno na nie wrócić.
O jakich rynkach i produktach mówimy?
Polska jest eksporterem do ok. 80 krajów, a gama produktów jest imponująca. Są to zboża, nasiona oleiste, owoce i warzywa, produkty mleczne, cukier i wiele innych. Ale ofertę można poszerzać. Podam przykład bardzo konkretny, choć może dla wielu brzmieć egzotycznie. Rosja opanowała rynek USA, czy Europy Zach. eksportem swoich wódek. Jak wiemy alkohol pochodzi z surowców rolniczych. Polski przemysł spirytusowy, który produkuje znakomite alkohole, powinien wchodzić w obszary, z których wypadają Rosjanie. Podobnie należy działać w innych obszarach. Trzeba zwiększać produkcję żywności na własne potrzeby oraz na potrzeby eksportu, żeby podbijać rynki, a jako jeden z nielicznych krajów UE mamy możliwość istotnego zwiększenia produkcji żywności.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.