Polska – między gazem z Rosji a gazem z Niemiec
Dodano:
SIŁĄ RZECZY || Choć, rzecz jasna, trudno dziś przewidzieć, jak potoczy się, a tym bardziej – jak zakończy się wojna na Ukrainie, niemało znaków na niebie i na ziemi wskazuje na to, że sytuacja zmierza w tym samym kierunku, co zazwyczaj w takich przypadkach – po dłuższym lub krótszym okresie wzmożenia, państwa – jedno po drugim, poczynając od tych nieco bardziej oddalonych od teatru działań wojennych – zaczynają powoli skłaniać się ku powrotowi do business us usual, a mnożące się jak grzyby po deszczu wyjątki od embarga w sprawie importu ropy z Rosji są dziś tego wymownym dowodem.
A to by oznaczało, że jeśli nie dojdzie do jakichś jeszcze bardziej tragicznych, nieprzewidzianych zdarzeń, to Niemcy tak czy owak staną się europejskim brokerem rosyjskiego gazu. Właściwie już się nim stają – wskutek wojny wchodzą w tę rolę szybciej niż zapewne pierwotnie zakładano, bo jedne państwa pod presją wydarzeń na Ukrainie same rezygnują z rosyjskiego gazu lub co najmniej z rosyjskiego gazu sprowadzanego bezpośrednio z Rosji – jak Litwa, Łotwa i Estonia, a inne są do tego zmuszane przez Rosję, poprzez odcięcie im dostaw – jak Bułgaria czy Polska, która od lat planowała uwolnić się od rosyjskiego gazu z końcem 2022 r., a której Rosja odcięła dostawy swego gazu pod koniec kwietnia.
Źródło:
DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.