Jak władza słucha ludzi
Mówiąc pokrótce – pan Cieślak to klasyczny przykład patologii polskiego systemu partyjnego. Najpierw w Porozumieniu Jarosława Gowina, potem znalazł się w grupie rozłamowców Adama Bielana, czyli w Republikanach (nie znają Państwo? Proszę się nie przejmować, to przystawkowy plankton PiS) i w ramach opłacania nowego sojusznika otrzymał posadę ministra członka Rady Ministrów. Czyli kogoś, kto nie wiadomo, od czego jest, ale ma ministerialną pensję, sekretariat, furę i komórę. Krótko mówiąc – taki ktoś roboty za dużo nie ma, a zajmuje stanowisko tylko z powodu jakiejś partyjnej układanki.
Otóż tenże minister pojawił się na wspomnianej poczcie i tam wszedł w jakąś interakcję z panią naczelnik urzędu. W wyniku tej interakcji pan minister na panią naczelnik doniósł do jej szefostwa, które – jeśli wierzyć relacji samej zainteresowanej – zażądało od niej, żeby zwolniła się sama, bo inaczej zostanie zwolniona. Zarzut pana ministra – jak czytamy w jego oświadczeniu – był taki, że pani naczelnik „używała wulgaryzmów oraz słów nieprzystających urzędnikowi państwowemu”. Nic więcej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.