Donosy na przeciwników wojny na Ukrainie. "Ojciec złożył na mnie skargę"
Atakując Ukrainę, prezydent Rosji Władimir Putin wywołał konflikt, który przekształcił się w największą konfrontację zbrojną w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej.
Inwazję rosyjskich wojsk poprzedziło telewizyjne wystąpienie Putina, w którym poinformował, że podjął decyzję o przeprowadzeniu "specjalnej operacji wojskowej" w celu ochrony osób "cierpiących nadużycia i ludobójstwo przez reżim kijowski".
Rosjanie przeciwko decyzjom Kremla
Pomimo wszechobecnej propagandy, wielu Rosjan sprzeciwia się polityce prowadzonej przez władze w Moskwie i wyraża swoje poglądy m.in. na protestach lub w mediach społecznościowych.
– Ciocia zadzwoniła do mnie 10 kwietnia i powiedziała, że w naszym domu pojawiła się policja, która chce ze mną rozmawiać, i podała im telefon. Policjant powiedział mi, że ojciec złożył na mnie skargę – opowiada w rozmowie z serwisem "Deutsche Welle" 21-letnia studentka z Moskwy.
– Rzekomo publikowałam antywojenne wpisy, dyskredytowałam rosyjską armię i wzywałam do zabijania Rosjan. Publikowałam różne posty, ale takich wezwań na pewno nie było – opisuje dziewczyna, która ostatecznie nie została zatrzymana.
Inna cytowana przez serwis kobieta, opowiedziała jak sąsiedzi poinformowali policję o jej "terrorystycznych" działaniach.
– Mieszkam na 16. piętrze. 28 lutego namalowałam na swoim balkonie dwie flagi: rosyjską i ukraińską. A 2 marca zaczęłam rozklejać ulotki z napisem "Nie dla wojny" przy wejściu do domu i w windzie – relacjonował 30-latka z Rostowa nad Donem.
– 4 marca przyszła do mnie policja. Powiedzieli, że otrzymali telefon od sąsiadów, którzy zgłosili flagi i twierdzili, że jestem terrorystką. Przesłuchali mnie, obejrzeli te flagi – i na tym się skończyło. Potem nadal rozklejałam ulotki, ktoś je jednak wciąż zrywał – opowiada dalej.