Dziambor: Mamy cięższe czasy, a będzie jeszcze ciężej. To wina rządu
DoRzeczy.pl: Przez czas wojenny nie przejdziemy suchą stopą, odczujemy to w portfelach – powiedział szef KPRM Michał Dworczyk. Minister dodał, że idą cięższe czasy, a rząd ma związane ręce z powodu wojny na Ukrainie. Czy zgodzi się pan z tą opinią?
Artur Dziambor: Nie zgadzam się. Z pewnością idą cięższe czasy, natomiast to jest spowodowane przez działania rządu. Wiedzieliśmy doskonale od dawna, że kiedyś działania obecnego rządu odbiją się nam czkawką. Jedynie politycy PiS nie widzieli tego, albo nie chcieli się przyznać, myśląc, że nigdy nie skończy im się gotówka i zawsze będzie wszystko dobrze. Dziś mamy cięższe czasy, a będzie jeszcze ciężej. Mamy problem z inflacją, pieniędzmi unijnymi, problem z tym, że polski rząd zabija całkowicie przedsiębiorczość i nie jest w stanie pomóc ludziom pracującym w sferze budżetowej.
Czyli w pana ocenie nie ma czynników zewnętrznych obecnej sytuacji?
Poza wojną na Ukrainie i koronawirusem nic wcześniej nie było przewidywane. To spotęgowało negatywne czynniki. Polski rząd dodatkowo bardzo źle zareagował na sytuację wprowadzając pełen lockdown i tworząc tarcze antykryzysowe, bowiem to one były czynnikiem doprowadzającym do kryzysu. Należało podejmować inne decyzje polityczne, inaczej wszystkim pokierować.
Można powiedzieć, że prawie wszystkie rządy – od Japonii, USA, Niemcy czy Francję – podejmowały złe decyzje.
Nie wszyscy. Były państwa, które uciekły od tego standardu, jak choćby Szwecja. W USA wiele stanów zdecydowało się na inne podejście do wirusa. W przypadku wojny, mamy różne podejście do dywersyfikacji zasobów surowców. Trzeba mieć na uwadze, że takich rzeczy nie robi się w miesiąc. Oczywiście ja zgadzam się z tym, że należy dywersyfikować źródła, a gaz powinien płynąć do nas z różnych miejsc, podobnie jak paliwo, natomiast na szybko, jest to robione zwyczajnie źle. Proszę spojrzeć, że podobnie było z pomocą dla Ukraińców, którą uchwalona na szybko, na hura, a dziś nawet elektorat PiS mówi dość tej pomocy.
Nie martwią pana niskie notowania sondażowe Konfederacji? W rok czasu poparcie dla was spadło z 10 do 5 proc.
Nie martwię się. W momencie, gdy rozpoczęła się wojna na Ukrainie, przypisano nam dziwaczną gębę, że mamy związek z Rosją. Wielokrotnie wypowiadałem się zero-jedynkowo w tej sprawie, głosowaliśmy „za” tym, że Putin jest zbrodniarzem wojennym i należy go ścigać. Za każdym razem, gdy się wypowiadamy, to przeciwko Rosji, co jest oczywistym dla nas. Jeśli krytykujemy, to decyzje rządu choćby w kwestii obsługi ukraińskich uchodźców, czy kwestii militarnej. Gdy przy okazji rząd uchwala ustawę o nazwie „Ustawa o obronie ojczyzny”, a wszyscy ci, którzy śmieli zagłosować inaczej, są krytykowani i wmawia się, że nie chcą obrony ojczyzn, to trzeba powiedzieć wprost, że tak nie da się funkcjonować w polityce. Nastąpiła infantylizacja przekazu sejmowego, z czym ciężko jest dyskutować. Dołożyć do tego należy również bana na media, w tym media rządowe, nazywane dziś Telewizją Polską. Politycy Konfederacji nie otrzymują zaproszeń do TVP od marca, a jeśli już mówią o nas w „Wiadomościach”, to pojawiają się manipulacje. W ten sposób naprawdę ciężko jest funkcjonować. Uważam jednak, że taka sytuacja nie będzie trwać wiecznie. Powoli pojawiają się wzrosty w sondażach i jestem dobrej myśli.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.