Zakazać Unii Europejskiej
Dla zatwardziałych eurosceptyków – których część mówiła „nie” jeszcze w referendum akcesyjnym – dyskusja jest w zasadzie zbyteczna, w czym utwierdza ich ewolucja Unii Europejskiej z jej bolączkami, które postrzegają, bez niuansowania, jako patologie wynikające wprost z jej natury. Dla unioentuzjastów, z kolei, przystąpienie do Unii Europejskiej motywowane było w niemałej mierze potrzebą poczucia przynależności do wspólnoty państw zachodnich, stąd choćby już widmo dyskusji o możliwości opuszczenia tej wspólnoty jest odbierane przez nich jako zamach na własną tożsamość.
Abstrahując od meritum, te uwarunkowania psychologiczne i emocjonalne tworzą, jak to bywa w ludzkich sporach, znaczący grunt pod barierę oddzielającą oba obozy. Jest przy tym trzeci obóz, niezabierający w sumie głosu, a prawdopodobnie najliczniejszy, zrzeszający ludzi, którym ta kwestia jest w zasadzie obojętna lub po prostu nie sądzą, aby ich poglądy mogły wpłynąć na rzeczywistość, zatem nie widzą sensu zaprzątania sobie głowy debatowaniem czy rozterkami bez znaczenia – wczoraj w Unii nas nie było, dziś jesteśmy, a co będzie jutro, to będzie. Otóż myślę, że wydarzenia i sygnały płynące z Unii w ostatnich tygodniach mogłyby położyć pomost porozumienia między tymi trzema stronnictwami.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.