Gazprom dostanie to, czego chce. Komisja Europejska "rozgrzesza" Niemcy
W połowie czerwca Gazprom ograniczył dostawy gazu do Europy przez Nord Stream do 67 mln m3 dziennie w porównaniu z planowanymi 167 mln m3, ponieważ zdaniem Rosjan część pompowni gazu nie wróciła z naprawy w Kanadzie w odpowiednim czasie.
Chodzi o oddaną do remontu turbinę działająca w rosyjskiej tłoczni w Wyborgu. Turbiny napędzają sprężarki potrzebne do wtłoczenia gazu w rurociąg. Jednostka, której nie można zwrócić do Rosji ze względu na kanadyjskie sankcje, była serwisowana w zakładach Siemens Energy w Montrealu.
Z powodu braku turbiny Gazprom zaczął wykorzystywać jedynie 40 proc. przepustowości Nord Stream. Rostechnadzor, rosyjski odpowiednik naszego Urzędu Dozoru Technicznego, nakazał przerwać pracę kolejnej turbiny, ponieważ ona również miała termin konserwacji.
W ubiegłym tygodniu niemiecki minister gospodarki Robert Habeck zaproponował Kanadzie rozwiązanie problemu zwrotu części do gazociągu Nord Stream, prosząc o wysłanie jej nie do Rosji, lecz do Niemiec. Kanadyjski rząd zamierza spełnić prośbę Berlina i zastosować odstępstwo od sankcji. Formalnym powodem ma być argument, że przekazanie Gazpromowi turbin da Rosji techniczną możliwość przywrócenia pełnego wolumenu przesyłu gazu do UE.
Rzecznik KE: Sankcje nie dotyczą technologii do transportu gazu
Rzecznik Komisji Europejskiej Johannes Bahrke stwierdził, że unijne sankcje "nie dotyczą towarów i technologii związanych z transportem gazu ziemnego". Podkreślił, że KE odnotowała decyzję Kanady w sprawie zwrotu turbiny do Nord Stream i dodał, że powinno to "usunąć jedną z wymówek" dla zmniejszenia dostaw gazu z Rosji.
W poniedziałek Nord Stream został zamknięty na 10 dni, oficjalnie z powodu konserwacji. Gazociąg ma być nieczynny do 21 lipca, ale w krajach zachodnich, a zwłaszcza w Niemczech, pojawiły się obawy, że remont może zostać wykorzystany przez Rosję do całkowitego wstrzymania dostaw gazu w ramach odwetu za sankcje nałożone w związku z inwazją na Ukrainę.