Milczenie Zełenskiego
Można było mieć nadzieję, że 79. rocznica „krwawej niedzieli” okaże się wyjątkowa. Polska bardzo aktywnie wspiera Ukrainę w obronie przed rosyjską inwazją, a sami Ukraińcy często i chętnie wyrażają Polakom swoją wdzięczność. Andrzej Duda był jednym z ostatnich wizytujących Kijów przed agresją zachodnich polityków i pierwszym, który po napaści przemawiał w Radzie Najwyższej. „Chemia” między nim a Wołodymyrem Zełenskim wydaje się naturalna, a przecież osobiste sympatie też odgrywają swoje znaczenie w dyplomacji. Na froncie wojny z Rosją rodzą się nowi ukraińscy bohaterowie, którzy na razie sąsiadują w panteonie z Banderą i Szuchewczem, ale w przyszłości być może ich zdetronizują. Sam Zełenski, jako rosyjskojęzyczny Żyd z południowego wschodu kraju, nigdy nie był zwolennikiem nacjonalizmu spod znaku OUN-UPA, choć, trzeba przyznać, nigdy się też nie deklarował jako jego przeciwnik. Nigdy nie był też zależny od skrajne prawicowego elektoratu, który po prostu nigdy nie był jego elektoratem. To wszystko pozwalało myśleć, że mamy szansę na pewnego rodzaju ustępstwa Kijowa w sferze polityki historycznej.
Dlatego, gdy gazeta.pl poinformowała, że w swoim poniedziałkowym wystąpieniu Zełenski wypowie się na temat Wołynia, nie brzmiało to jak political fiction. Przy czym ukraińscy dziennikarze, z którymi nieoficjalnie rozmawiałem, raczej w to nie wierzyli. Nie dlatego, że temat Wołynia jest tematem tabu, którego Zełenski nie będzie chciał ruszać. Przeciwnie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.