"Dotrzymujemy słowa". Minister obrony Niemiec o wparciu dla Ukrainy
Niemcy dostarczyły na Ukrainę trzy wyrzutnie rakiet wielokrotnego startu MARS2 ze swoich zasobów wojskowych, a także pięć samobieżnych dział przeciwlotniczych Gepard i trzy samobieżne haubice 2000, poinformowała we wtorek niemiecka minister obrony Christine Lambrecht.
– Dostarczono obiecane wyrzutnie rakiet MARS2 i kolejne trzy samobieżne haubice 2000. Dotrzymujemy słowa – powiedziała Lambrecht.
Jak przekazał rzecznik niemieckiego Ministerstwa Obrony, Lambrecht zapewniła również, że Niemcy przyspieszą tempo, w jakim ciężka broń będzie dostarczana na Ukrainę. W sumie Ukraina otrzyma od niemieckich firm zbrojeniowych 30 systemów Gepard z około 60 000 sztuk amunicji. Ta będzie pochodziła głównie z zapasów Bundeswehry. Niemieckie wojsko przekaże również łącznie dziesięć samobieżnych haubic 2000.
Siły ukraińskie otrzymają również radar śledzący artylerię Cobra, którego dostawa spodziewana jest we wrześniu.
– Kontrakt został już podpisany, teraz rozpoczyna się szkolenie żołnierzy ukraińskich na tym bardzo złożonym systemie – powiedziała Lambrecht.
Szef sztabu prezydenta Ukrainy Andrij Jermak potwierdził odbiór broni i zapowiedział, że zostanie ona rozmieszczona na liniach frontu.
"MLRS Mars II zostały już przeniesione na Ukrainę przez naszych niemieckich sojuszników. Rosjanie poczują teraz ogień – napisał Yermak na Telegramie.
Strach przed zemstą Putina?
Temat przekazania przez rząd w Berlinie broni dla walczącej z Rosją Ukrainy często gości na łamach niemieckiej prasy. Dostawy broni dla uczestników działań wojennych uważane były do 24 lutego w Niemczech za nie do pomyślenia. "Napaść Rosji na Ukrainę zniszczyła to tabu. Jednak gdy chodzi o broń ciężką, rząd Olafa Scholza nadal podlega blokadzie" – pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Gazeta zwraca uwagę, że władze w Berlinie nie potrafią przekonująco wytłumaczyć, dlaczego do tej pory nie przekazały sojusznikom rekompensaty za wysłaną Ukrainie broń – podaje polska redakcja Deutsche Welle
Dziennikarz "FAZ" stawia tezę, że "najwidoczniej jednak władze w Berlinie obawiają się gazowej zemsty Putina, gdyby czołgi z niemieckich zasobów pojawiły się w większej liczbie na ukraińskich polach bitwy".