Polska kontra UE, czyli nie strasz, nie strasz…
Związują się z sobą i przez jakiś czas wszystko jest dobrze, ale z czasem mężczyzna zaczyna się zmieniać. Stawia coraz dalej idące żądania, uzasadniając je koniecznością okazania sobie zaufania i nieokreślonymi przyszłymi zyskami. W ten sposób wydębia od partnerki dostęp do jej konta i lokat, potem skutecznie namawia ją do przepisania na siebie jednej, potem drugiej nieruchomości, następnie samochodu. Kobieta przez cały czas przekonuje coraz bardziej zaniepokojone dzieci, że to wszystko w ich interesie, a partner jest po prostu zapobiegliwy. Wszystkie te posunięcia się ostatecznie opłacą, w perspektywie są atrakcyjne wspólne inwestycje, z których będą wielkie zyski.
Wreszcie staje się to, co się musiało stać: mężczyzna okazuje się tyranem, zaczynają się karczemne awantury, a na koniec zaczyna się bicie. I wtedy kobieta oznajmia: „Dość tego! Ja cię teraz urządzę!”. Roztropne dzieci pytają: „Czym i w jaki sposób, skoro wszystko mu już oddałaś?”. Nie przypomina to państwu czegoś?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.