No i gdzie ten węgiel?
Na podstawie mojej jeszcze niedawnej niewiedzy odnośnie do realiów palenia węglem doszedłem do następującego odkrycia: Polacy dzielą się na tych, którzy mają pojęcie na czym polega ogrzewanie domu węglem, i na tych, którzy o tym pojęcia nie mają. Eureka! A więc przez długie lata należałem do tej drugiej kategorii, moja wiedza ograniczała się do tego, że byłem w stanie rozpoznać wychodzące z kamienic na ulice włazy piwniczne, które służyły onegdaj do zrzutu węgla, i w sumie tyle. Nie miałem jednak pojęcia, ile kosztuje tona węgla, ile przeciętne gospodarstwo zużywa węgla w czasie sezonu grzewczego, jakie są notoryczne problemy z oszustwami ze strony nieuczciwych dostawców, zarówno od strony ilości, jak i jakości dostarczanego węgla, a w końcu, jak wygląda w praktyce opał węglem w piecu, podtrzymywanie ognia etc. Post factum, kiedy temat stał mi się bliższy poprzez rozmowy z rodziną i znajomymi opalającymi domy węglem, zdałem sobie sprawę, że prawdopodobnie spora część Polaków korzystających w mieszkaniach z miejskich ciepłowni (notabene, również opalanych węglem) lub od lat korzystających z własnych pieców gazowych może być równie dobrze zielona w temacie, jak byłem i ja. Stan ten sprawia, że obecne problemy z dostępnością węgla po przystępnych cenach czy działalność rządu w tej kwestii są dla wielu po prostu abstrakcją bez znaczenia, podczas gdy położenie części ludzi ogrzewających dom węglem jest naprawdę dramatyczne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.