Dr Lewandowski: Środowiska "Gazety Wyborczej" i lewicowo-liberalne dostają furii
DoRzeczy.pl: Gazeta Wyborcza informuje, że Collegium Intermarium otwiera filię w Poznaniu. Czytamy, że „katoliccy fundamentaliści będą kształcić na uczelniach wyższych”. Jak pan odbiera to określenie?
Dr Bartosz Lewandowski: Bardzo dziękujemy Gazecie Wyborczej oraz portalowi gazeta.pl czy innym lewicowo-liberalnym mediom, które nagłośniły informację o otwarciu kierunku. To wsparcie, którego się nie spodziewaliśmy. Artykuł zwracał uwagę na doniosłość tego kierunku i skład, który jest bardzo ważny. Gdy weźmiemy od uwagę sformułowanie „katolicki fundamentalista”, to robi się jeszcze ciekawiej. Określenie „fundamentalista” w ustach środowisk lewicowo-liberalnych uchodzi za taki młotek, którym można okładać ludzi z którymi oni się nie zgadzają.
Czym jest fundamentalizm?
Tu trzeba sięgnąć do korzeni, bowiem określenie to dotyczy małych grup protestanckich w XIX-wiecznych Stanach Zjednoczonych, które były niezwykle przywiązane do zasad religijnych i przedkładały je nawet poza prawo i reguły funkcjonujące w społeczeństwie coraz bardziej modernizującym się. Dziś „fundamentalistą” określa się np. osoby o tradycjonalistycznych, a nawet konserwatywnych poglądach i ma to być określenie stygmatyzujące. Co ciekawe, często z ust lewicowo-liberalnych „autorytetów” słychać określenie „ultrakonserwatysta”, choć nikt nie jest w stanie stwierdzić czym się różni „konserwatysta” od takiego „ultrasa”. Czy osoba, która publicznie wskazuje na wartość konstytucyjną jaką jest wolność sumienia i to z wszelkimi tego typu konsekwencjami, wpisuje się w określenie pierwszego, czy już drugiego rodzaju? To oczywiście pytanie bez odpowiedzi, bo nie chodzi tutaj o racjonalne argumenty, ale granie na emocjach i zohydzenie oponenta.
W mediach lewicowych chodzi o coś, co nazywane jest „radykalizmem”…
Czyli jeśli ktoś jest przeciwnikiem aborcji do 12. tygodnia życia dziecka, to jest „konserwatystą”, czy już „ultrakonserwatystą”? A może „fundamentalistą”? To określenie ma pejoratywnie opisywać całe środowisko. Ja pragnę zaznaczyć, że nasza uczelnia nigdy nawet w najmniejszym stopniu nie kategoryzowała słuchaczy i wykładowców pod względem ich poglądów. Przy rekrutacji nikt nie pytał o ich katolicką wiarę czy poglądy. Współpracujemy ze środowiskami protestanckimi, mamy osoby, które naprawdę rozumieją istotę edukacji klasycznej. Nie patrzymy, kto jest jakiego wyznania czy religii.
Dziennikarze portalu Gazeta.pl bardzo szeroko opisali kierunek, nawet można powiedzieć, że jest to laurka. Jeśli nie ma się do czego doczepić, to zwraca się uwagę na wykładowców, tak jak na profesora Kucharczyka, który „jest częstym gościem mediów Rydzyka”. Krytykowany jest również historyk sztuki Jacek Kowalski, któremu się wypomina homofobiczne wypowiedzi. Jak pan się do tego odniesie?
Nasi wykładowcy są kadrą wyróżniającą się wiedzą w obszarze, który jest wykładany, o czym świadczą ich stopnie naukowe czy publikacje. Fakt, że środowiska lewicowe zarzucają im kwestie niemerytoryczne, jest tylko potwierdzeniem tego, że są to wysokiej klasy specjaliści. Jeżeli nie można wejść w dyskusję merytoryczną z osobą, która specjalizuje się w danym zagadnieniu, to przeinacza się jej dawne wypowiedzi, wsparcie dla akcji społecznych lub podaje się inne niemerytoryczne argumenty. To pokazuje jaki mamy stan debaty w Polsce prezentowanej przez część mediów. Dyskredytuje się osoby, z którymi środowiska liberalno-lewicowe sięnie zgadzają, bo dyskusja merytoryczna mogłaby wykazać brak logiki i konsekwencji w prezentowanych poglądach. Ostatnio żaden z lewicowych mądrali nie odpowiedział na zaproszenie do publicznej debaty organizowanej na Collegium Intermarium, a dotyczącej cenzury publikacji naukowych czy cenzury mediów. A granie na emocjach społecznych sami rozpoczęli niesłuszną nagonką na podręcznik do HiT prof. Wojciecha Roszkowskiego, domagając się jego wycofania z rynku. Wracając zaś do zarzutów w „Gazecie Wyborczej”, to logika wywodu autora tekstów nakazywałaby mi np. stwierdzenie, że redaktor, który napisał artykuł jest mało wiarygodny, ponieważ niegdyś jego szef Adam Michnik obcałowywał i wychwalał gen. Wojciecha Jaruzelskiego, członka Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i jedną z osób odpowiedzialnych za zbrodniczy stan wojenny, stąd w ogóle nie warto czytać tekstów tego redaktora. Przecież to jest absurd.
Czy to nie jest tak, że po prostu lewicowo-liberalne elity nie chcą takich uczelni jak Collegium Intermarium, ponieważ im więcej wykształconych, konserwatywnych specjalistów, tym większy środowiska lewicowe mają problem?
Zgadzam się z tym. Od samego początku powstania uczelni Collegium Intermarium środowiska lewicowo-liberalne, w tym przede wszystkim „Gazety Wyborczej” dostają furii. Przypomnijmy sobie ten ogromny tekst pióra Dominiki Wielowieyskiej, w którym przedstawiła naszą uczelnie jako straszną, na której nie warto studiować, bowiem tworzą ją fanatycy, fundamentaliści, czy nawet rasiści. Nie bardzo wiem w jaki sposób studiowanie Platona, Arystotelesa, św. Tomasza z Akwinu czy Kanta miałoby budować fundamentalizm czy być niebezpieczne. A przecież to robimy w ramach studiów podyplomowych z „Europy klasycznej” czy „Wielkich tekstów cywilizacji łacińskiej”. Przecież jest dokładnie przeciwnie: służy to budowaniu postawy owartości i uczy krytycznego myślenia. Te ataki lewicowo-liberalnych środowisk następuje, bowiem istnienie naszej uczelni jest mu bardzo nie na rękę. To właśnie to środowisko miało przez długie lata monopol w obszarze edukacji wyższej. Nie trzeba być uważnym obserwatorem, żeby zobaczyć, kogo na uczelniach w Polsce dotykają represje ze względu na wyznawane poglądy czy wartości.
Jakie?
Mieliśmy przecież do czynienia z głośną sprawą pani profesor Ewy Budzyńskiej, której na Uniwersytecie Śląskim zainicjowano postępowanie dyscyplinarne m.in. za przywołanie klasycznej definicji rodziny na kierunku socjologicznym. Mieliśmy przykład zawieszenia prof. Aleksandra Nalaskowskiego przez Uniwersytet w Toruniu za tekst w jednej z gazet, czy postępowanie dyscyplinarne na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu przeciwko ks. prof. Pawłowi Bortkiewiczowi za wypowiedź na antenie radia. To samo dotyczyło prof. Jacka Bartyzela, zresztą naszego wykładowcy, na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Dziś mamy do czynienia z sytuacją, w której środowiska konserwatywne były w stanie stworzyć uczelnię kształcącą młode pokolenie Polaków. Tych, którzy myślą o Polsce w kategorii kraju z własnym potencjałem, posiadającym własną tożsamość, a nie będącym kopią państw zachodnich czy despotii wschodniej. Jeśli widać krytykę środowisk lewicowych, którzy uderzają w naszą uczelnie, to uważam, że wykonujemy dobrą pracę. Nie raz już spotkałem się z głosami, że o uczelni słuchacze dowiedzieli się poprzez zjadliwy artykuł, który ukazał się w „Gazecie Wyborczej”, a to musi świadczyć, że jesteśmy „porządnymi ludźmi”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.