Ziemkiewicz o Rupie Huq: Nieopisanie podła i cyniczna, ale też bardzo przebiegła
Przypomnijmy, że kontrowersyjna brytyjska poseł Rupa Huq została zawieszona w partii. Wszystko z powodu jej rasistowskiej wypowiedzi dot. polityka Torysów. Rupa Huq powiedziała o Kanclerzu Skarbu Kwasim Kwartengu, że gdyby ktoś usłyszał go w telewizyjnym programie, to nie wiedziałby, że jest czarny. Huq stwierdziła, że Kwarteng jest jedynie "powierzchownie czarny". To właśnie Hug w 2018 roku rozpoczęła działania mające uniemożliwić wjazd do Wielkiej Brytanii publicysty "Do Rzeczy" Rafała Ziemkiewicza. Polityk rozpowszechniała fake newsy na temat dziennikarza i zarzucała mu m.in., że... neguje Holokaust. Gdy w końcu doszło do skandalu w wykonaniu brytyjskich służb, które odmówiły Ziemkiewiczowi wjazdu na teren Wielkiej Brytanii, a następnie bez podania przyczyny zatrzymały go, Rupa Huq nie kryła zachwytu.
Poniżej zamieszczamy obszerny komentarz Rafała Ziemkiewicza ws. zawieszenia Rupy Hug.
Antysemityzm i antypolonizm Rupy Huq
Rupa Huq została w polityce brytyjskiej zauważona dzięki apelowi, aby Wielka Brytania przeprosiła "światową społeczność muzułmańską" za utworzenie państwa Izrael (!). Ponieważ od lat wchodzi do parlamentu z okręgu zdominowanego przez muzułmanów, bardzo często grała na ich antysemickich nastrojach. W 2018 roku znalazła się jednak w poważnych kłopotach, najpierw dlatego, że wystąpiła w obronie koleżanki, która kolportowała na Facebooku jawnie antysemickie wezwania, a potem została pozwana przez byłego pracownika (jego oskarżenia wsparły też inne osoby) o antysemicki mobbing – miała ubliżać w rasistowski sposób osobom żydowskiego pochodzenia, niszczyć proizraelskie plakaty i zerwać podwładnemu łańcuszek z Gwiazdą Dawida. Wtedy po raz pierwszy zawnioskowano o jej zawieszenie i usunięcie z partii – zrobiła to Jewish Labour, działająca w ramach Partii Pracy platforma żydowska.
Udało jej się zakończyć proces ugodą i aby odbudować swój wizerunek, rozpętała kampanię nienawiści przeciwko jakoby "skrajnie prawicowej" organizacji "Polska Niepodległa", która, tak się dla mnie nieszczęśliwie złożyło, zaprosiła mnie wtedy na spotkania autorskie. Uruchomiła w tej sprawie kilka "antyrasistowskich" organizacji, także środowisko polskich renegatów (facebookowa grupa niejakiej Beaty Chwałek, używająca nazwy "Nie-Patrioci z Londynu" – w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów" Chwałek szczyciła się potem, że to oni właśnie przyszli do Huq z prośbą o uniemożliwienie mi wjazdu do UK), zdołała też włączyć do tej nagonki kilku innych parlamentarzystów Labour Party i lewicowych "pożytecznych idiotów" z uniwersytetów, no i przede wszystkim policję.
Sama Huq chwaliła się potem w wywiadzie dla "Guardiana", że "przekazała sprawę policji", która "zapobiegła spotkaniom z polskim głosicielem nienawiści (hate preacher)". W istocie, właściciele wszystkich wynajętych przez Polaków sal, gdzie miały się odbyć moje spotkania, zostali zastraszeni (to na Wyspach niestety stały "modus operandi" tamtejszej policji) i wycofali się w ostatniej chwili, mój przyjazd został więc odwołany. Pani Huq tym bardziej poczuła wtedy wiatr w żaglach, organizując całą kampanię apeli do ówczesnej premier Theresy May, aby zakazać "polskiemu pisarzowi-faszyście" wstępu do UK. Z właściwym tego typu osobom sprytem wykreowała się wtedy na ofiarę "polskiego rasizmu" (!), twierdząc, że jest zasypywania rasistowskimi obelgami w mediach społecznościowych przez Polaków – w ten sposób udało jej się skłonić do wystąpienia w jej obronie nie tylko działaczy lewicy i związkowców z Union of Unions, ale też jedną z organizacji żydowskich i uwiarygodnić się w roli pogromczyni "polskiej skrajnej prawicy".
Postać podła i cyniczna
Brytyjska biurokracja jest bardzo nieprzejrzysta. Oficjalnie Home Office twierdzi, że nie ma żadnej "czarnej listy", na której byłbym umieszczony – kłamią w oczywisty sposób, ostatnio organizacja Free Speech Union zmusiła ich po wieloletnim procesie sądowym do przyznania, że w UK prowadzone są nielegalnie, na zasadzie sądów kapturowych, takie rejestry, np. tzw. Non Crime Hate Incidensts, w których umieszczane są rzekome "niekryminalne incydenty nienawiści" (wystarczy np. zalajkowanie niepoprawnego politycznie wpisu na Twitterze) na podstawie nie weryfikowanych donosów, bez informowania o tym podejrzanych, którzy w ogóle nie wiedzą, dlaczego nagle zaczynają mieć różnego rodzaju kłopoty, np. ze znalezieniem pracy. Oficjalnie Border Force twierdzi, jakoby przyczyną aresztowanie mnie w ubiegłym roku na lotnisku Heathrow i urządzenie wielogodzinnej gehenny mojej rodzinie było spontaniczną decyzją funkcjonariusza, która nie podlega żadnej weryfikacji ani nie musi być uzasadniana (brytyjski sąd kilkakrotnie w kolejnych instancjach odmówił mi prawa do tzw. judical review – czekam na wynik ostatniej apelacji przed przekazaniem sprawy do ETPCz). Ale to oczywista nieprawda. Moje nazwisko z całą pewnością zostało umieszczone w jakimś rejestrze osób zagrażających rzekomo porządkowi publicznemu, i, wbrew twierdzeniom brytyjskich biurokratów oraz zaprzeczeniom jej samej, zapewne było to efektem akcji Rupy Huq z 2018.
Na ile zmuszony byłem zapoznać się z działalnością polityczną mojej stalkerki, jest to osoba nie tylko nieopisanie podła i cyniczna, ale też bardzo przebiegła, zręcznie rozgrywająca dziwaczności brytyjskiego prawa, które, szczególnie po Brexicie, czyni cudzoziemca całkowicie bezbronnym wobec wszelkiego rodzaju pomówień, ale i pozbawionego praw wobec decyzji wydawanych tam często uznaniowo, bez określonych procedur i podstawy prawnej, decyzji administracyjnych. Obawiam się więc, że Huq znowu zdoła wybrnąć z kłopotów, rozpętując nagonkę na jakąś przypadkową ofiarę. Zapewnię na kogoś z Europy Wschodniej. W sterroryzowanej polityczną poprawnością Wielkiej Brytanii jest to bowiem jedyna grupa ludności – szczególnie dotyczy to Polaków, przedstawianych tam jako "zacofani" bigoci, oddający hołd polskim nazistom (tzn. Żołnierzom Wyklętym) – którą można otwarcie gardzić i atakować.