Bielan: Nie patrzymy na UE przez różowe okulary
DoRzeczy.pl: Podczas ostatniego kongresu EKR premier Mateusz Morawiecki podkreślał, że musimy szukać sojuszników w Europie. O kim mowa?
Adam Bielan: Podczas imprezy zorganizowanej przez Republikanów oglądaliśmy wystąpienia premier Włoch Giorgi Meloni, czy przewodniczącego hiszpańskiej partii VOX Santiago Abascala. Pani premier Meloni podkreśliła, że EKR w Radzie Europejskiej jest drugą co do wielkości partią, mamy 24 proc. głosów – przypomnę, że w Radzie Europejskiej uwzględniany jest czynnik demograficzny – a politycy należący do EKR stoją na czele rządów reprezentujących dziś 100 mln obywateli UE. Jesteśmy z pewnością siłą, z którą należy się liczyć przy reformowaniu UE. Dyskutowaliśmy o pozytywnych zmianach, ale również tych negatywnych, które dziś dotykają Unię Europejską. My jako Republikanie opowiadamy się „za” członkostwem w UE, co nie oznacza, że wszystko nam się podoba i patrzymy na wspólnotę przez różowe okulary, nie dostrzegając rozmaitych zagrożeń, które czyhają i mogą w przyszłości doprowadzić do rozpadu Unii.
Jakie to zagrożenia?
W pierwszej kolejności należy tu wymienić brak przestrzegania demokratycznych procedur. Następnie marginalizowanie krajów rządzonych przez polityków konserwatywnych, niepochodzących z mainstreamu europejskiego. Stosuje się podwójne standardy, w tym zasadę, że są w UE równi i równiejsi. Unijne instytucje również wykraczają poza traktaty europejskie.
Często tego typu opinie traktowane są jako podejście „antyunijne”. Jak pan odpowiada na taki argument?
Jesteśmy eurorealistami, czyli zwolennikami pozostania Polski w Unii Europejskiej, ponieważ Polska czerpie z członkostwa ogromne korzyści gospodarcze. Natomiast uważamy, że marginalizowanie partii i ludzi o poglądach konserwatywnych może skutkować de facto rozpadem UE. Już tego rodzaju podejście doprowadziło do Brexitu, a w przyszłości może dojść do kolejnych napięć. To środowiska lewicowe tak naprawdę zagrażają UE, bo jeśli nie sprawimy, że wszyscy obywatele i państwa, bez względu na wielkość i liczebność, będą się czuć dobrze, to wspólnota się rozpadnie. To nie jest podejście antyunijne, wręcz odwrotnie. Prounijne, jednak na uczciwych zasadach.
Czy w pana ocenie Polska ma jeszcze szansę na otrzymanie środków z KPO?
Jestem przekonany, że otrzymamy pieniądze. Najpóźniej po wyborach parlamentarnych, również w przypadku ponownego zwycięstwa Zjednoczonej Prawicy, w co głęboko wierzę. Eurokratom i politykom w Brukseli nie opłaca się wielkie ryzyko, jakim jest trzymanie kilku państw poza Funduszem Odbudowy. Pamiętajmy, że Bruksela traktuje ten fundusz jako bardzo ważny precedens na przyszłość, więc z całą pewnością Polska prędzej, przy później środki otrzyma. Oczywiście dla nas ważne jest, żeby stało się to jak najszybciej, najlepiej na początku przyszłego roku i mam nadzieję, że misja pana ministra Szynkowskiego vel Sęka się powiedzie. Choć pamiętajmy, że Bruksela może robić wszystko żeby pomóc politykom polskiej opozycji wrócić do władzy.
Przecież taka postawa to jawne wpływanie na wybory, bowiem daje się w ten sposób paliwo opozycji do atakowania rządu.
Fakt, w głowach wielu brukselskich polityków jest taka strategia. Pytanie, czy ona będzie skuteczna? Przecież widzieliśmy, że wręcz kontrskuteczne były apele pani Ursuli von der Leyen do włoskiego społeczeństwa, by nie głosowało na prawicę. Włosi byli przekorni, jestem przekonany, że Polacy również będą przekorni. Jednak w tym wszystkim nie chodzi już o wynik wyborczy, lecz możliwość działania przez samorządy i przedsiębiorców.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.