Ardanowski: Magazyny są zasypane zbożem z Ukrainy. Sytuacja jest bardzo poważna
Damian Cygan: Co się dzieje na rynku zboża? Jeszcze niedawno były obawy, że go zabraknie, a obecnie obserwujemy jego nadpodaż.
Jan Krzysztof Ardanowski: Czym innym jest sytuacja na globalnym rynku zboża i obszary głodu, które się powiększają, a czym innym sytuacja w Polsce. Nasz kraj jest stosunkowo dużym producentem zboża i musi wiele wyeksportować. Ostatnie lata to było 6-10 mln ton.
Widać zwiększone zapotrzebowanie na eksport zboża, ponieważ w katastrofalnej sytuacji znajduje się produkcja wieprzowiny, a spożycie zboża na paszę dla świń było istotnym jego zagospodarowaniem. Słabnąć zaczyna także sektor drobiarski, a to ze względu na napływ taniego mięsa z Ukrainy. Taniego dlatego, że Komisja Europejska zniosła cła i kontyngentny dostępu.
Rynek polski był w miarę stabilny, jeśli chodzi o zboże, natomiast napłynęła bardzo duża jego ilość z Ukrainy, zbagatelizowana przez Ministerstwo Rolnictwa. Głosy rolników z całej Polski, nie tylko z pogranicza z Ukrainą, mówią o tym, że magazyny są zasypane zbożem z Ukrainy.
Kto je sprowadził aż w takiej ilości?
Przede wszystkim firmy paszowe i wielcy producenci mięsa wieprzowego i drobiowego. W związku z tym nie są oni zainteresowani kupnem zboża od polskich rolników. To się przekłada na sytuację rynkową w postaci drastycznego spadku cen. Części zboża nie można sprzedać, bo nie ma chętnych. Dotyczy to m.in. kukurydzy na ziarno, której w Polsce jest ok. 1 mln 200 tys. hektarów.
Część rolników w ogóle nie sprzątała kukurydzy z pól, ponieważ koszty jej suszenia przy aktualnych cenach gazu, oleju opałowego i węgla są horendalne. Dochodzą także naturalne ubytki i koszty przechowywania.
Zatem sytuacja jest bardzo poważna. Na dodatek byliśmy cały czas mamieni, że zboże, które napływa z Ukrainy do Polski, to tylko kwestia tranzytu i że ono z Polski wyjedzie. Okazuje się, że ani my nie mamy sprawnych możliwości transportu tego zboża do portów, bo nabrzeża są w użytkowaniu firm zagranicznych, ani nie zastosowano żadnych mechanizmów kontrolnych, jeśli chodzi o zboże tranzytowe.
Podjęto nawet decyzję o dopuszczeniu importu tzw. zboża technicznego, o którym ja przez 60 parę lat życia w ogóle nie słyszałem.
Co to za zboże?
W obrocie międzynarodowym mamy zboże siewne, konsumpcyjne i paszowe. To techniczne nie podlega żadnym kontrolom granicznym, ale kiedy dociera do Polski, staje się zbożem paszowym lub idzie na przemiał.
Rząd twierdzi, że na wszystko musi być zgoda KE, tyle tylko, że o problemie zbóż rolnicy sygnalizowali już w czasie żniw. Ja też o tym wielokrotnie mówiłem, także na łamach "Do Rzeczy", że przez import z Ukrainy można doprowadzić do załamania rynku zbóż, przede wszystkim paszowych. Ale to było jak grochem o ścianę, a teraz widzimy tego konsekwencje.
Może rozmowy z Komisją Europejską trzeba było podjąć wcześniej?
To jest dziwne, że sprawa obrotu zbożami z Ukrainy w Unii Europejskiej trafiła na Radę Ministrów UE dopiero w samym końcu stycznia, choć była znana od lipca-sierpnia. KE zresztą nie podjęła żadnych decyzji.
Co więcej, komisarz Janusz Wojciechowski przez kilka miesięcy twierdził, że zboże z Ukrainy nie ma żadnego wpływu na rynek unijny, po czym kilka tygodni temu przyznał, że ukraińskie zboże rozregulowało rynki krajów graniczących, czyli Polski, Słowacji, Węgier i Rumunii. Dlaczego więc KE w żaden sposób w tej sprawie nie zadziałała?
Czy da się jeszcze wyjść z tej sytuacji, żeby uspokoić polskich rolników?
Jeżeli Komisja Europejska nie chce przewrócić cła, to może trzeba wprowadzić kaucję przy wwozie zboża do Polski, która byłaby zwracana po wywiezieniu go do innych krajów. Albo zdjąć nadwyżki zboża poprzez skup interwencyjny. W każdym razie sytuacja jest bardzo trudna, uderza mocno w rolników produkujących zboża i z tego powodu rozlewa się po Polsce kolejna fala protestów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.