Lisicki: Zełenski powinien przeprosić, jeśli zależy mu na dobrych relacjach z Polską
Komentując w Polsat News piątkowy szczyt UE-Ukraina, Lisicki stwierdził, że obietnica złożona Kijowowi przez Brukselę o członkostwie w Unii to "forma podnoszenia Ukrainy na duchu" i "zabieg retoryczno-propagandowy".
– Jeśli mówimy o tym jako o projekcie politycznym, to on jest bardzo odległy. Bo w jakich granicach Ukraina weszłaby do UE? Kto gwarantowałby jej bezpieczeństwo, skoro Unia nie ma własnej armii? Skąd wziąć pieniądze na odbudowę zniszczonej gospodarki? – pytał.
– Ukraina stałaby się częścią UE, ale za jej bezpieczeństwo odpowiadałyby USA? Przecież to się kupy nie trzyma – dodał.
Zwrócił jednocześnie uwagę, że "nawet państwo, które nie jest w stanie wojny, ma ustalone granice i należy do NATO, jak Turcja, której przecież kilkadziesiąt lat temu złożono obietnicę wejścia do UE, nie tylko ciągle się w niej nie znalazła, ale też nic nie wskazuje na to, żeby miała się w niej znaleźć".
Lisicki o pomocy Ukrainie: Przychylam się do opinii gen. Skrzypczaka
Pytany, czy w Polsce narastają nastroje niechętne pomaganiu Ukrainie, Lisicki podkreślił, że należy rozgraniczyć dwie rzeczy: pomoc humanitarną i wojskową.
– Przychylam się tutaj do zdania byłego dowódcy Wojsk Lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka, że pomoc wojskowa jest niewystarczająca. Ona może jedynie przedłużyć trwanie konfliktu i liczbę ofiar, ale nie zmieni diametralnie sytuacji na froncie – powiedział.
– Zadaję proste pytanie: jeśli się mówi, że rosyjska ofensywa ma ruszyć w lutym, a czołgi maja pojawić się na Ukrainie wczesną wiosną, to nie bardzo rozumiem, jak to się ma do siebie? – dodał.
Poproszony o komentarz, dlaczego prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wciąż nie przeprosił za incydent w Przewodowie, gdzie prawdopodobnie spadł ukraiński pocisk, zabijając dwie osoby, Lisicki stwierdził, że "jeśli zależałoby mu na dobrych relacjach z Polską, powinien to zrobić".
– To jest nasza wojna w sensie emocjonalnym, ale nie w sensie praktycznym, ponieważ na terytorium Ukrainy nie ma żołnierzy państw Zachodu i nie widać chęci, żeby mieli się tam pojawić – ocenił redaktor naczelny "Do Rzeczy".