• Autor:Marcin Bugaj

Nieczypor: Ukraińcy nadal będą stawiać opór, nawet jeśli Rosja użyje bomby atomowej

Dodano:
Krzysztof Nieczypor, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Źródło: YouTube / Układ otwarty
96 procent Ukraińców uważa, że ich kraj bezsprzecznie wygra wojnę. Nawet gdyby Rosja użyła taktycznej bomby atomowej, to 90 procent Ukraińców deklaruje, że nawet wówczas podjęłoby dalszy opór – mówi w rozmowie z DoRzeczy.pl Krzysztof Nieczypor, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Dziś pierwsza rocznica wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie. Społeczeństwo ukraińskie doświadcza wielu problemów i trudności związanych nie tylko z bezpośrednimi atakami wojsk rosyjskich. Według danych zebranych przez Grupę Socjologiczną „Rating”, jedna trzecia Ukraińców, którzy przed wojną mieli pracę, jest obecnie bezrobotna, a co dziesiąty stracił prawie wszystkie swoje dochody. Jakie nastroje panują w ukraińskim społeczeństwie?

Pozwolę sobie sformułować odpowiedź na to pytanie posiłkując się danymi z badań ukraińskiej opinii publicznej. Pomimo trwającej wojny tamtejsze sondażownie pracują w sposób dość wiarygodny i permanentny, badając nastoje tamtejszego społeczeństwa i stosunek Ukraińców m.in. do konfliktu zbrojnego czy warunków jego zakończenia. W Ukrainie jest kilka sondażowni cieszących się sporym autorytetem, które co kilka miesięcy prezentują tego typu zestawienia. Wyniki z tych badań w mniejszym lub większym stopniu pokrywają się ze sobą i dają nam dość wiarygodny pogląd na temat nastrojów społecznych na Ukrainie.

Zanim pozwolę sobie jednak je przedstawić, myślę że warto jednoznacznie podkreślić, że to ukraińskie społeczeństwo jest czynnikiem, które w tak zdecydowany sposób w najwyższym stopniu determinuje postawę władz w Kijowie. Mówię tutaj o postawie oporu wobec najeźdźcy, odrzucenia jakichkolwiek rosyjskich warunków dotyczących zawarcia potencjalnego pokoju. Wydaje mi się, że zwłaszcza w polskiej przestrzeni medialnej dominuje taka opinia, że to mąż stanu w osobie Wołodymyra Zełenskiego jest tym, kto kreuje tę niezłomną postawę. Proponowałbym jednak odwrócić tę opinię. To jednak ukraińskie społeczeństwo jest tym czynnikiem, który w sposób zdecydowany demonstruję tę postawę oporu, a dopiero potem władze w Kijowie, naśladując tę motywację ukraińskiego społeczeństwa, podejmują decyzje. Wołodymyr Zełenski pozostając w Kijowie i podejmując niezłomną walkę z rosyjskim najeźdźcą prawidłowo odczytał nastroje społeczne z 24 lutego minionego roku. W ten właśnie sposób zaskarbił sobie bezprecedensowe poparcie społeczne. Ono sięga w tym momencie aż 84 procent. To jest symptomatyczne.

Warto również podkreślić, że wojna wyciszyła spory polityczne wśród Ukraińców i zjednoczyła partie i frakcje polityczne w parlamencie. Jest to dosyć znamienne, bo jeśli przypomnimy sobie różnego rodzaju obrazki z Rady Najwyższej Ukrainy sprzed kilku lat, gdzie nierzadko dochodziło chociażby do rękoczynów, to jest to zjawisko bezprecedensowe.

Okropności wojny z pewnością jednak odcisnęły piętno na Ukraińcach.

Trzeba jednoznacznie stwierdzić, że wszystkie instytucje badające opinie Ukraińców wskazują na to, że co najmniej 65 – 70 procent Ukraińców uznaje, że jest gotowa do dalszego stawiania oporu i znoszenia obecnych i potencjalnych nowych problemów bytowych związanych z rosyjską agresją. Jest to dosyć znaczący odsetek. 24 procent jest gotowych wytrzymać ten poziom problemów i trudności związanych z konfliktem, który ma miejsce obecnie, a jedynie 4,5 procenta uznaje, że nie jest w stanie dłużej znieść trwających trudności i oczekuje natychmiastowej poprawy sytuacji bytowej. Co ciekawe, około 60 procent Ukraińców uważa, że te warunki bytowe, jakie są obecnie, a trzeba podkreślić, że w tej chwili występują na Ukrainie znaczące trudności w dostępie m.in. do energii elektrycznej na skutek jesiennych rosyjskich ataków na obiekty infrastruktury krytycznej, co przejawia się w tym, że 70 procent ukraińskiego społeczeństwa od czasu do czasu nie ma dostępu do prądu, tak więc 60 procent Ukraińców uważa, że te warunki są "zadowalające”, a jedynie 30 procent, że są "złe". Są to dane Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii podane na podstawie sondażu przeprowadzonego w grudniu 2022 roku.

Co ciekawe, Instytut zadaje te same pytania Ukraińcom regularnie, możemy więc porównać najnowsze dane np. z tymi z listopada 2021 roku. Dzięki temu możemy zauważyć, jaki proces przeszło ukraińskie społeczeństwo od tamtego czasu.

W listopadzie 2021 roku 53 procent ukraińskiego społeczeństwa uznawało, że warunki do życia w kraju są "złe", a 34 procent, że są "zadowalające". Wojna sprawiła zatem, że Ukraińcy zaczęli bardziej cenić warunki bytowe, w których żyją. Uważam, że jest to dosyć ciekawa konstatacja, która wynika z tych badań.

A co myślą Ukraińcy o przyszłości?

76 procent Ukraińców jest zdania, że sytuacja ukraińskiego państwa będzie się polepszać. Porównując to z badaniami z 2021 roku, mniej więcej tyle samo (73 procent) Ukraińców uważało, że sytuacja w Ukrainie będzie się pogarszać. To pokazuje nam, że im obiektywna sytuacja na Ukrainie jest gorsza, tym, paradoksalnie, nastroje społeczne się polepszają. Myślę, że jest to bardzo symptomatyczne dla ukraińskiego społeczeństwa.

Jeśli chodzi o sam konflikt z Rosją, to 96 procent Ukraińców uważa, że ich kraj bezsprzecznie wygra wojnę. Jest to pogląd właściwie niezmienny od marca zeszłego roku. Co ciekawe, nawet gdyby Rosja użyła taktycznej bomby atomowej, to 90 procent Ukraińców deklaruje, że nawet wówczas podjęłoby dalszy opór. To wyniki badania sprzed kilkunastu dni. Zatem opór Ukraińców jest bezprecedensowy.

W takim razie na jak długo starczy Ukraińcom determinacji do dalszej walki?

To jest dobre pytanie, a odpowiedź na nie jest bardzo trudna. Według mojej osobistej opinii, podczas okresu jesienno – zimowego, kiedy następuje pogorszenie warunków bytowych, Ukraińcy wykazują się imponującą aktywnością i motywacją do dokonywania zmian. Przypomnę w tym kontekście, że wszystkie wcześniejsze rewolucje czy wybuchy społecznego niezadowolenia rozpoczęły się w październiku czy na przełomie listopada i grudnia. Rewolucja na granicie, Pomarańczowa Rewolucja, Euromajdan/Rewolucja Godności – wszystkie te wydarzenia wybuchały właśnie w okresie pierwszych przymrozków i pogorszenia się sytuacji pogodowej. Więc jeśli Rosjanie oczekiwali, że tymi jesiennymi atakami na infrastrukturę energetyczną doprowadzą do jakiegoś załamania morale ukraińskiego społeczeństwa, to mocno się przeliczyli. Bardzo wyraźnie świadczy to o tym, że w rosyjskim Sztabie Generalnym w ogóle nie znają natury ukraińskiego społeczeństwa, tej natury oporu i przeciwstawiania się próbom podporządkowania. Jest to wynikiem zasadniczej niewiary Rosjan w sprawczość i podmiotowość społeczeństwa jako takiego. Rosjanie nie wierzą, że zwykli obywatele mogą mieć wpływ na wydarzenia i procesy polityczne w kraju. Stąd przekonanie o wrażych siłach, służbach specjalnych, agentach zachodnich stojących za wszelkimi demonstracjami i protestami mającymi miejsce na Ukrainie. Błędnie oceniają swoich sąsiadów przez swój pryzmat.

Jeśli mówimy o poziomie ukraińskiej determinacji i o tym, jak długo może trwać opór społeczeństwa wobec rosyjskiej agresji, to warto tutaj również posłużyć się badaniami opinii publicznej. Otóż znaczna część Ukraińców uważa (prawie 50 procent)h, że wojna zakończy się w ciągu od pół roku do najdłużej końca tego roku. Niemal 14 procent uważa, że skończy się w ciągu najbliższych miesięcy. Mamy zatem grupę 64 procent obywateli, którzy uważają, że wojna skończy się w ciągu najbliższych miesięcy albo maksymalnie do końca tego roku. Jest to czynnik, który może do naszego szacowania siły ukraińskiego oporu wprowadzić nieco pesymizmu. Jest on bowiem determinowany prognozą, że ten konflikt nie potrwa dłużej niż do końca obecnego roku. Trudno zatem oszacować, co się stanie, jeśli ten konflikt będzie trwał dłużej, a mamy wszelkie przesłanki sądzić, że wojna na Ukrainie będzie długotrwałym konfliktem, a przynajmniej do takiego jest gotowa Federacja Rosyjska. Pytanie o to, czy ukraińskie społeczeństwo będzie nadal wykazywać się tą imponującą determinacją i w dalszym ciągu stawiać bezwarunkowy opór, jest pytaniem otwartym.

Jak konkretnie Ukraińcy wyobrażają sobie zakończenie wojny? Chodzi mi w szczególności o losy zaanektowanego w 2014 roku przez Rosję Półwyspu Krymskiego. Jak silna jest wiara w odzyskanie tego terytorium i czy Ukraińcy dopuszczają w ogóle taką możliwość, że wojna zakończy się pozostawieniem Krymu w rękach rosyjskich?

Jeśliby posłuchać samych Ukraińców, to nie ma takiej możliwości, aby Krym pozostał w rękach rosyjskich. 86 procent ukraińskiego społeczeństwa wyraża opinię, że wojna powinna zakończyć się całkowitym wycofaniem się wojsk rosyjskich z terytorium Ukrainy i to nie tylko z tych terenów, które znalazły się pod okupacją rosyjską po 24 lutego 2022 roku, ale również tych części Donbasu, które zostały przejęte przez separatystów po 2014 roku, a także anektowanego przez Rosję Półwyspu Krymskiego. Znacząca większość Ukraińców uważa, że konflikt powinien zakończyć się zwycięstwem Ukrainy i powrotem do granic z roku 1991. Jest to symptomatyczne i pokazuje, w jakim stanie gotowości bojowej i determinacji do ponoszenia dalszych ofiar wciąż pozostaje ukraińskie społeczeństwo.

A jak do tych nastrojów odnoszą się ukraińskie władze? Czy Wołodymyr Zełenski dopuszcza taką możliwość, że Krym nie zostanie odbity i czy w jakiś sposób przygotowuje rodaków na taką ewentualność?

W trakcie negocjacji ukraińsko-rosyjskich, które, przypomnę, miały miejsce w marcu i na początku kwietnia 2022 roku, kiedy obie delegacje spotykały się na granicy polsko-białoruskiej i białorusko-ukraińskiej, a potem w Stambule przy mediacji prezydenta Turcji Recepa Erdogana, padały różnego rodzaju propozycje odnośnie możliwego zawarcia traktatu pokojowego, w tym również te dotyczące Krymu. Padły dwa ogólne warunki, co do których strona ukraińska wyrażała możliwość negocjowania. Pierwszym był status neutralności Ukrainy. Wołodymyr Zełenski stwierdził, że możliwe jest, że jego kraj zrezygnuje z członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim. Drugi warunek był taki, że rozmowy na temat przynależności Krymu zostaną zamrożone na okres 15 lat. Miał być to okres karencji, w trakcie którego obie strony miały zawiesić wszelkiego rodzaju spory i negocjacje w tym temacie. Dopiero po tym okresie obie strony miały powrócić do kwestii przynależności państwowej Półwyspu Krymskiego. To był jeden z tych elementów, który kierownictwo polityczne w Kijowie dopuszczało jako możliwy do spełnienia. To szybko zostało zweryfikowane. W momencie wykrycia zbrodni wojennych, które miały miejsce wokół Kijowa, zwłaszcza w Irpieniu czy Buczy, Wołodymyr Zełenski zmuszony presją społeczeństwa zerwał negocjacje pokojowe z Rosjanami i do kwestii rozmów na temat Krymu już nie powrócono. W narracji władz ukraińskich Krym jest celem deokupacji i nieodłączną częścią państwa. Ten temat jako element negocjacji pokojowych przestał odgrywać rolę w dyskursie politycznym na Ukrainie.

Kogo Ukraińcy postrzegają jako swojego największego sojusznika w tym konflikcie? Mam wrażenie, że opinia publiczna w Polsce jest przekonana, że krajem, który najbardziej pomaga Ukrainie jest właśnie Polska. Natomiast niedawno kanclerz Olaf Scholz stwierdził, że krajem UE, który przekazuje największą pomoc finansową, humanitarną i militarną są Niemcy. Jak na to patrzą Ukraińcy?

Ukraińcy patrzą na to trzeźwo i realistycznie. Największym sojusznikiem jest dla nich bez wątpienia Polska, zarówno jako podmiot polityczny, jak i społeczeństwo. Ta wypowiedź kanclerza Scholza, o której Pan wspomniał, nie odbiła się szerokim echem na Ukrainie. Postawa Niemiec jest dość istotnie skompromitowana w oczach Ukraińców. Przypomnę tylko o tych 5 tysiącach hełmów, które do tej pory są pamiętane wśród mieszkańców Ukrainy. Tym bardziej, że szybko rozprawiono się merytorycznie z tym raportem, na który powoływał się kanclerz Scholz mówiąc o rozmiarach niemieckiej pomocy dla Ukrainy. To jest raport przygotowany przez Kiloński Instytut Gospodarki Światowej i w wielu miejscach posługuje się on liczbami i wartościami, które biorą pod uwagę nie tylko obecnie dostarczaną przez Republikę Federalną Niemiec pomoc, ale dołącza również do tego pomoc, która już wcześniej była realizowana, w tym również tę dostarczaną od 2014 roku. W tym sensie dochodzi tam do pewnej manipulacji cyframi. Ta wypowiedź i deklaracje niemieckiego przywódcy nie znalazły jakiegoś szerszego rozgłosu w ukraińskim społeczeństwie. Na marginesie naszego wywiadu: w Ośrodku Studiów Wschodnich dokonano analizy danych tego raportu, która znajduje się na naszej stronie. Odsyłam do zapoznania się z nią.

Polska jest przez Ukraińców uznawana za bardzo ważnego sojusznika. Wszelkie badania opinii publicznej wskazują, że Polska znajduje się pod tym względem na pierwszym miejscu. Pozostałe państwa, w tym również Stany Zjednoczone, wyraźnie odstają od tego, w jaki sposób Ukraińcy postrzegają Polaków.

Myślę, że warto posłużyć się badaniami, które zostały przeprowadzone przy współpracy z polskim Centrum Dialogu im. Juliusza Mieroszewskiego, w których wskazano, że aż 1/3 Ukraińców uznało Polaków za bratni naród, a 50 procent uważa nas po prostu za przyjaciół. Co więcej, 40 procent badanych uważa, że Polskę i Ukrainę powinny łączyć dobrosąsiedzkie relacje, a 29 procent jest zdania, że powinna to być nawet wspólnota dwóch państw. Jest to bezprecedensowy wynik, który bardzo dużo mówi nam o tym, w jaki sposób te ostatnie miesiące konfliktu i pomocy ze strony polskiego społeczeństwa dla Ukraińców, którzy emigrowali do Polski, także pomoc finansowa i militarna ze strony polskiego rządu, zostały dostrzeżone i przynosi swoje rezultaty. Tutaj nie mamy wątpliwości, że jest to dobry prognostyk, który może być bardzo istotnym gruntem pod wszelkiego rodzaju przyszłe projekty polityczno – wojskowe i tym podobne.

Chciałem jeszcze wrócić do kanclerza Scholza i do jego decyzji o przekazaniu Kijowowi czołgów Leopard. Czy Ukraińcy przyjęli tę decyzję z ulgą? I czy zwłoka niemieckiego rządu budziła na Ukrainie irytację?

Decyzja Olafa Scholza została zdecydowanie przyjęta z ulgą, z tego względu, że zgoda Berlina odblokowuje również możliwość przekazania niemieckiego sprzętu wojskowego przez inne państwa. Jak wiemy, zgoda Niemiec jest konieczna, aby pozostałe państwa również mogły eksportować uzbrojenie niemieckiej produkcji. Ta zgoda uruchomiła możliwość przekazywania czołgów przez inne państwa, takie jak Hiszpania, Portugalia, ale również i Polska. Myślę, że nie bez znaczenia była również deklaracja polskiego premiera, o tym, że Leopardy ze składu Sił Zbrojny Rzeczpospolitej Polskiej zostaną przekazane Ukrainie bez zgody władz w Berlinie. Myślę, że było to dosyć znaczącym „wsparciem” dla kanclerza, aby w końcu zezwolił na tego rodzaju eksport. Decyzja Scholza została przecież ogłoszona dzień po deklaracji premiera Morawieckiego. Wśród Ukraińców nie ma wątpliwości, że decyzja niemieckiego kanclerza była podyktowana nie jego wolą polityczną, ale była wynikiem nacisków i presji międzynarodowej Stanów Zjednoczonych, Polski, krajów bałtyckich, ale również Czech, Słowacji - koalicji krajów Europy Środkowo-Wschodniej, które w sposób bardziej zdecydowany wykazują się wsparciem wojskowym dla ukraińskiego państwa. Myślę, że Ukraińcy nie mają wątpliwości odnośnie tego, kto jest tak naprawdę sojusznikiem, a kto hamulcowym pomocy wojskowej w Europie.

Na koniec chciałbym jeszcze zapytać, jak ukraińskie społeczeństwo zareagowało na skandal korupcyjny na szczytach władzy, który w ostatnich tygodniach został ujawniony przez tamtejsze media. Mowa o defraudacji pieniędzy. Spekulowano nawet o możliwości odwołania ministra obrony Ołeksija Reznikowa. Jak duże oburzenie wywołał ten skandal i czy nie podkopał on zaufania do ukraińskiego rządu?

Na szczęście afera nie podkopała zaufania do ukraińskich władz, z tego względu, że administracja prezydenta Zełenskiego dość szybko i zdecydowanie zareagowała na całą sytuację. Ukraiński prezydent właściwie natychmiast starał się przezwyciężyć ten możliwy potencjalny kryzys wizerunkowy. To była fala dymisji, która pod koniec stycznia i na początku lutego przetoczyła się przez instytucje ukraińskiego państwa, bo mowa nie tylko o potencjalnej dymisji ministra Reznikowa, związanej z aferą korupcyjną dotyczącą aprowizacji wojsk ukraińskich na froncie. To również afera korupcyjna związana z wiceministrami resortu infrastruktury. Tam chodziło o korupcję przy dostawach agregatorów prądotwórczych. To również dymisje w Prokuraturze Generalnej oraz na stanowiskach naczelników obwodowych administracji wojskowych w ukraińskim państwie. Ta fala dymisji pokazała, jak zdecydowany jest Zełenski, by rozprawić się z tego rodzaju praktykami. Jednocześnie trzeba mieć świadomości, że te skandale ujawniły się prawie po roku wojny, co pokazuje, że wśród urzędników pojawiło się pewnego rodzaju rozprężenie.

Ale cała sytuacja to nie tylko skandale korupcyjne. To również skandale wizerunkowe.

Chodzi o sprawy wiceszefa biura prezydenta Ukrainy Kyryło Tymoszenki oraz Mykoły Tyszczenki, jednego z prominentnych działaczy partii Sługa Narodu, czyli ugrupowania proprezydenckiego. W tych przypadkach chodziło bardziej o kwestie etyczno-moralne. Ten pierwszy jeżdżąc do pracy posługiwał się bardzo luksusowym amerykańskim samochodem, który został przekazany Ukrainie przez General Motors. Drugi wyjechał do Bangkoku, gdzie publikował zdjęcia na Instagramie podczas spędzania wakacji. Te postawy nie licowały z warunkami wojennymi. To wzburzało opinię publiczną, dlatego też Zełenski bardzo szybko i jednoznacznie skrytykował te osoby i podjął wobec nich decyzje dymisjonujące.

Ostatecznie społeczeństwo nie zwróciło się przeciwko samemu Zełenskiemu i jego administracji. Uznano, że sprawy zostały rozwiązane szybko i skutecznie. Co warte jest podkreślenia, to to, że te afery zostały ujawnione przez ukraińskich dziennikarzy. Mowa tutaj o opiniotwórczych redakcjach tygodnika „Dzerkało Tyżnia” oraz serwisu internetowego „Ukraińska Prawda”. To, że media i organizacje pozarządowe zdecydowały się na wykrycie tych nieprawidłowości, oznacza ostateczne porzucenie przez nich autocenzury w opisywaniu patologii w obozie władzy, co przez kilka miesięcy funkcjonowało w Ukrainie. Do końca października ukraińscy aktywiści i dziennikarze stosowali bowiem pewnego rodzaju autocenzurę, starając się nie podważać autorytetu rządzących i jedności społeczeństwa w obliczu wojny. Nie podejmowano tematów nadużyć czy chociażby błędów popełnionych w przygotowaniu sił zbrojnych do potencjalnego konfliktu. Ujawnienie wspomnianych afer pokazuje zatem, że ten okres taryfy ulgowej dla ukraińskich władz ze strony społeczeństwa obywatelskiego skończył się.

Wybrano mniejsze zło?

Uznano, że ujawnienie skandali przyniesie więcej korzyści w ukraińskim państwie aniżeli szkód, jakie Ukraina w związku z nimi poniesie. Wiadomo bowiem, że te doniesienia są i będą wykorzystywane przez rosyjską propagandę, do tego aby podważyć chociażby zasadność zachodniej pomocy wojskowej, humanitarnej i finansowej dla Ukrainy. Afery korupcyjne stają się narzędziem Kremla dla podjęcia medialnych prób skompromitowania Ukrainy i wstrzymania dla niej wsparcia. Mimo tej groźby, społeczeństwo ukraińskie uznało, że korzyści polegające na powstrzymaniu tego rodzaju patologii są większe aniżeli szkody.

Warto to również odnieść do faktu eurointegracji, a więc starań Kijowa o wejście do Unii Europejskiej. Przypomnę, że znaczna część warunków, które Ukraina powinna spełnić w ramach otwarcia negocjacji akcesyjnych, dotyczą właśnie walki z korupcją, stworzenia warunków dla rządów prawa, swobody słowa itd. W związku z tym uznano, że patrzenie władzy na ręce jest elementem realizacji tych warunków. Decyzja aktywistów i dziennikarzy śledczych o tym, że afery korupcyjne muszą być jednak ujawniane, pomimo toczącego się konfliktu, należy uznać za bardzo pozytywny element starań Ukrainy o dołączenie do europejskiej rodziny.

Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...