Stanisław Żaryn jako minister spraw zagranicznych
Minister Żaryn wielokrotnie próbował do rosyjskiej propagandy kwalifikować wypowiedzi całkowicie mieszczące się w granicach normalnej debaty, śledził rzekomych rezonatorów rosyjskiego przekazu, balansował na krawędzi pozwu o naruszenie dobra osobiste, używając do zilustrowania swoich „alertów dezinformacyjnych” wizerunku osób publicznych (m.in. Wojciecha Cejrowskiego i Pawła Lisickiego). To wszystko już znamy.
Teraz jednak pan minister wypuścił się na jeszcze szersze wody i to w sposób stawiający pod znakiem zapytanie powagę i sterowność polskiego państwa. Człowiek, który w teorii (bo na pewno nie w praktyce) ma odpowiadać właśnie za zabezpieczenie strefy wizerunkowej poprzez wskazywanie autentycznych (a nie wydumanych, jak to ma miejsce) zagrożeń dla sfery informacyjnej, sam zabrał się za działalność, która tę wizerunkową sferę niszczy, a jej potencjalne skutki są jeszcze poważniejsze.
Kilkanaście dni temu premier Mateusz Morawiecki przebywał z wizytą w Waszyngtonie. Miał wówczas wystąpienie w Atlantic Council, waszyngtońskim think-tanku. Podczas tego wystąpienia zahaczył dość bezceremonialnie o sprawę Chin, wygłaszając między innymi tezę, że gdy padnie Ukraina, następnego dnia Chiny mogą zaatakować Tajwan.
Nie chcę się znęcać nad tym fragmentem wystąpienia polskiego premiera.
Więcej szczegółów znajdziecie Państwo niżej.