Prof. Chwedoruk: PiS nie ma instrumentów, żeby zyskać wyborców
Czy możemy mówić, że marsz 4 czerwca jest sukcesem Donalda Tuska?
Prof. UW Rafał Chwedoruk: Nie ma tu najmniejszych wątpliwości. Nie chodzi nawet o samą frekwencję, bowiem liczbami zawsze można żonglować, ale w przypadku wszelkich protestów społecznych, ruchów, manifestacji, najważniejsze są miejsce i czas.
Warszawa, 4 czerwca.
Miejsce zostało dobrane w sposób oczywisty, czyli w mieście stanowiącym bastion wyborców PO. Czas jest równie ważny, jednak nie o datę i rocznicę tu chodzi, bo rocznic mamy w Polsce pod dostatek, natomiast o wydarzenia poprzedzające marsz, jak ustawa o komisji badającej rosyjskiej wpływy. To ona nadała marszowi bieżący kontekst. Wpisała go w doświadczenie ostatnich godzin, nie tylko poprzez wrażenie chaosu w obozie władzy oraz reakcję międzynarodową. Mówiąc ironicznie, trzeba było naprawdę mocno się postarać, żeby stworzyć ustawę, która tak mocno zostanie skrytykowana przez USA i Unię Europejską w ciągu kilkudziesięciu godzin. Żyjemy w społeczeństwie okcydentalistycznym, a wyborcy opozycji to grupa wyjątkowo wrażliwa na tego typu tematy, dlatego ustawa o komisji nadała marszowi pewien nowy kontekst. Podobnie było w czasie wyborów na prezydenta Warszawy, gdzie Rafał Trzaskowski uzyskał dużo wyższy od spodziewanego wynik, a przyczyniły się do tego eurosceptyczne wypowiedzi pojawiające się na kilkadziesiąt godzin przed głosowaniem. Tu mamy dokładną powtórkę tego schematu, przez co opozycja dostała wspólny mianownik, o który wcześniej nie było łatwo.
Może PiS też coś zyska przez ten marsz, czyli partia rządząca będzie bardziej zmobilizowana do pracy?
Nie sądzę, że to jest kwestia czynnika subiektywnego np. koordynacji działań, czy mobilizacji. Problem Prawa i Sprawiedliwości polega na wyzwaniach po części natury obiektywnej, mających strukturalny charakter. Po pierwsze, PiS borykało się i boryka z problemem demograficznym. Wyborców, którzy głosowali na PiS jest po prostu mniej, niż było w 2019 roku. Do tego doszła kwestia aborcji odcinająca formację rządzącą od najmłodszej grupy wyborców. Mamy również wątek społeczno-ekonomiczny, gdzie śmiem twierdzić, że PiS błędnie zdiagnozowało konsekwencje wojny na Ukrainie.
Dlaczego?
Było jasne, że wojna uderzy ekonomicznie w Europę, w tym również w Polskę. Nie trzeba być historykiem gospodarki, żeby wiedzieć, że od 1945 roku, gospodarka rolna Polski i Ukrainy jest w istotnym stopniu symetryczna i pierwszymi, którzy będą ofiarami ekonomicznych skutków wojny będą wyborcy z tych grup społecznych, które ponadstandardowo głosują na PiS. Dlatego nie jest niespodzianką, że na marszu w Warszawie wystąpiła pani burmistrz Hrubieszowa, czyli miejscowości w powiecie wcześniej będącym bastionem PSL, a później zyskał tam PiS. Cała sytuacja pokazuje, że PiS nie ma instrumentów, żeby zyskać wyborców. Posiada narzędzia do ich utrzymania, ale nie przybywa tej partii nowych sympatyków. W tym wypadku PiS musi liczyć na cud w postaci powtórki sytuacji z 2015 roku.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.