Afera wizowa. Minister Rau zachowa stanowisko? Jest decyzja PiS
W związku z aferą wizową minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau podjął trzy decyzje. Pierwszą jest zwolnienie ze stanowiska i rozwiązanie umowy o pracę z dyrektorem Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością MSZ Jakubem Osajdą.
Drugą jest przeprowadzenie nadzwyczajnej kontroli i audytu w Departamencie Konsularnym Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz wszystkich placówkach konsularnych RP.
Natomiast trzecia dotyczy wypowiedzenia umowy wszystkim firmom outsourcingowym, którym od 2011 roku powierzone zostały zadania związane z przyjmowaniem wniosków wizowych w wyniku zamknięcia 31 placówek decyzją ówczesnego szefa resortu Radosława Sikorskiego.
Dymisja Raua?
W poniedziałek szef resortu został zapytany, czy zamierza podać się do dymisji, Rau odpowiedział: "Oczywiście, że nie". – Czuję się odpowiedzialny za sprawne funkcjonowanie ministerstwa, którym kieruję. Te nieprawidłowości, zgodnie z wielomiesięcznym ustalaniem służb, miały miejsce poza resortem. Najlepszy dowód? Że nikomu wśród urzędników nie przedstawiono zarzutów – tłumaczył polityk.
Natomiast we wtorek partia Prawo i Sprawiedliwość zdecydowała, że mimo afery wizowej minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau uniknie dymisji. Warto nadmienić, że polityk jest liderem list PiS i będzie kandydował w wyborach parlamentarnych w Łodzi.
Kaczyński: To nie jest afera, to nawet nie jest aferka
31 sierpnia premier Mateusz Morawiecki odwołał Piotra Wawrzyka z funkcji sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Jak wyjaśniło MSZ, powodem tej decyzji był "brak satysfakcjonującej współpracy". Wawrzyk stracił także miejsce na liście wyborczej PiS.
Według ustaleń "Rzeczpospolitej", dymisja Piotra Wawrzyka ma związek z korupcyjnym śledztwem dotyczącym nadużyć przy wydawaniu wiz dla obcokrajowców z krajów azjatyckich. Pośrednik miał załatwiać imigrantom wizy.
W sobotę prezes PiS przekonywał, że afera wizowa "to nawet nie jest aferka". – To jest głupi i rzeczywiście przestępczy pomysł jakiejś grupki ludzi, których ogromna większość nie ma nic wspólnego z aparatem władzy – mówił.