Libicki: Do wielu działaczy PiS jeszcze nie dociera, że już tego nie powstrzymają
Damian Cygan: Czy ma pan jakąkolwiek wiedzę o toczących się rozmowach PSL i PiS na temat utworzenia rządu?
Jan Filip Libicki: Nie ma żadnych takich rozmów.
To dlaczego politycy PiS mówią w mediach, że takie rozmowy trwają?
Są dwa powody. Po pierwsze, chcą zasiać zamęt w szeregach opozycji. Liczą, że opowiadając takie rzeczy, poróżnią ze sobą tą większość, która wczoraj bardzo jasno zadeklarowała, że jej kandydatem na premiera jest Donald Tusk. Po drugie, do wielu działaczy PiS nie dociera jeszcze świadomość, że po ośmiu latach będą musieli oddać władzę. Uważają, że powtarzaniem takich zaklęć powstrzymają tę sytuację. Otóż nie, nie powstrzymają. Czas panów Kłeczków i innych tego typu pisowskich osobowości definitywnie dobiega końca.
Jak pan myśli, komu prezydent powierzy misję tworzenia rządu w pierwszej kolejności?
Chcę bardzo mocno podkreślić, że prezydent jest w tej sprawie wolny i będzie robił to, co uzna za stosowne. Żaden przepis go tutaj do niczego nie obliguje. Na zdrowy rozum jest rzeczą oczywistą, że po wczorajszym oświadczeniu liderów opozycji został wysłany jasny sygnał, że jest większość, która ma kandydata na premiera w osobie Donalda Tuska. Prezydent będzie musiał zdecydować, czy podejmie ruch realny polegający na tym, że wskaże tego, za kim taka większość jest, czy też zdecyduje się na ruch jałowy, który przedłuży ten proces o dwa tygodnie.
Czy z perspektywy całej opozycji lepszym kandydatem na premiera nie byłby Władysław Kosiniak-Kamysz? To polityk dużo mniej dzielący i kontrowersyjny niż Donald Tusk.
Uważam, że prezes Kosiniak-Kamysz jest bardzo dobrym kandydatem do wszystkich najwyższych stanowisk państwowych i międzynarodowych. Natomiast w całej tej politycznej kalkulacji bierze się pod uwagę różne elementy. Jeżeli dla tej większości, która ukształtowała się po wyborach, najważniejsze jest odblokowanie środków z KPO, to wydaje się, że jeśli chodzi o kontakty w Komisji Europejskiej, Parlamencie Europejskim czy Europejskiej Partii Ludowej, doświadczenie Tuska może okazać się najbardziej przydatne.
Wierzy pan słowom Pawła Wojtunika, że przed wyborami służby na polecenie władzy miały założyć podsłuch politykom Trzeciej Drogi?
Nie mogę tego wykluczyć. Kiedyś przez osiem lat byłem członkiem Prawa i Sprawiedliwości i mam wiele wspomnień, jak rozgrywa się tam politykę wewnątrzpartyjną. I te rozgrywki nie mają nic wspólnego z życiem wewnętrznym wszystkich innych partii, w których byłem, i nic wspólnego z cywilizacją europejską. Życie wewnętrzne PiS jest życiem dzikusów, a te dzikusy mogą posunąć się do wszystkiego.
Czy wyborczy wynik PiS przybliża nas do politycznej emerytury prezesa Kaczyńskiego?
To jest dość oczywiste i wykracza już poza oceny korytarzowe czy publicystyczne, bo taki pogląd formułują nawet wysocy urzędnicy państwowi, tacy jak szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek. Jeżeli szef gabinetu głowy państwa odsyła Jarosława Kaczyńskiego na emeryturę, to uważam, że także członkowie PiS powinni przemyśleć, czy autor bezprecedensowego sukcesu prezydenckiego Andrzeja Dudy nie ma racji. Moim zdaniem ma 100 proc. racji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.