• Autor:Łukasz Żygadło

Wróblewski o wniosku do TK ws. aborcji: Konsultowaliśmy go z prezesem PiS

Dodano:
Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS Źródło: PAP / Leszek Szymański
– W listopadzie 2019 r. pojawiło się wyraźne oczekiwanie i prośba ze strony kierownictwa PiS, żeby ten wniosek ponowić – mówi poseł PiS Bartłomiej Wróblewski w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: W mediach pojawiły się informacje z których wynika, że politycy PiS coraz częściej przyznają, że orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji było błędem. Mówił też o tym premier Mateusz Morawiecki. Co pan na to?

Bartłomiej Wróblewski: Jest rzeczą psychologicznie zrozumiałą, że bezpośrednio odpowiedzialni za politykę ostatnich lat i kampanię, odsuwają od siebie odpowiedzialność za wynik wyborczy. Dodatkowo ujawniają się podziały ideowe w Zjednoczonej Prawicy. Ochrona życia zawsze była solą w oku części bardziej liberalnej. Jeśli więc przy okazji obecnych powyborczych dyskusji można byłoby przesunąć prawicę bardziej do centrum, to chętnie wykorzystuje się okazję. Jednocześnie liberalne media podchwytują takie sprawy, aby podgrzać atmosferę i pokierować dyskusję w pożądanych dla nich kierunku: wewnętrznego skłócenia PiS oraz przesunięcia w kierunku bardziej europejskiej postępowej prawicy.

Należę do ideowej części Prawa i Sprawiedliwości, konserwatywno-chrześcijańskiej. Bronimy i będziemy bronić w polityce wartości, które są dla nas najważniejsze, są zawarte w polskiej Konstytucji i niezbędne do zachowania polskiej tożsamości narodowej. Są to sprawy suwerenności, ochrony życia i rodziny, prawa rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, wolność religijna, a także realne możliwości funkcjonowania polskiej przedsiębiorczości. PiS w 2015 roku w czasie kampanii wyborczej, a w latach poprzedzających przejęcie władzy w państwie, stawało w obronie dzieci nienarodzonych i zapowiadało wzmocnienie prawnej ochrony życia. Dlatego było oczywistą rzeczą, aby po wygranych wyborach się w tę sprawę zaangażować. Tym bardziej, gdy podjęły ją organizacje pro-life zbierając setki tysięcy podpisów pod kolejnymi projektami obywatelskimi. Wtedy posłowie PiS szczególnie zaangażowani w sprawy ochrony życia, w tym Piotr Usciński i ja, proponowali, aby szukać kompromisu i zrealizować przynajmniej niektóre postulaty dotyczące ochrony życia. Gdy jednak w 2016 r. upadła inicjatywa obywatelska, zaproponowałem na wzór wniosku do Trybunału Konstytucyjnego z 1996 r. złożenie w tej sprawie analogicznego wniosku, a następnie go przygotowaliśmy. Przypomnę, że w 1996 r. skutecznie zakwestionowano aborcję z tzw. względów społecznych, a po wnioskach wniosku z 2017 r. i 2019 r. aborcję ze względów eugenicznych.

Czy wniosek był konsultowany z kierownictwem partii?

Tak, bo uważaliśmy, że to zbyt ważna sprawa, aby działać na własna rękę. Przygotowanie wniosku było poprzedzone rozmową najpierw z przewodniczącym klubu Ryszardem Terleckim, a następnie prezesem Jarosławem Kaczyńskim. Dopiero po uzyskaniu akceptacji rozpoczęło się przygotowanie wniosku. Zanim rozpoczęliśmy zbieranie podpisów, także uzyskaliśmy akceptację władz PiS, a informacja o zbiórce była przedstawiona na posiedzeniu klubu parlamentarnego PiS. Wniosek ze swej natury miał jednak szerszy charakter. Pod wnioskiem podpisało się 107 posłów z PiS, Kukiz'15 oraz niezależnych. Wreszcie zanim wniosek został złożony, pytaliśmy o to jesienią 2017 r. prezesa PiS. Przypominam te okoliczności, bo byliśmy nie tylko ostrożni, ale wręcz zachowawczy i na każdym etapie sprawę konsultowaliśmy. Sytuacja inaczej wyglądała po dwóch latach, kiedy ten wniosek nie został przez TK rozpatrzony, a sprawa zgodnie z zasadą dyskontynuacji została umorzona.

Jak wyglądała?

Mieliśmy wówczas jako posłowie z Parlamentarnego Zespołu Na Rzecz Życia i Rodziny wątpliwości, czy składać go ponownie skoro TK przez dwa lata tak ważnej sprawy nie rozpatrzył. Tym bardziej, że towarzyszyły temu zarzuty ze strony organizacji pro-life, że wniosek służy za alibi, by nie podjąć tej sprawy w Sejmie, a w szczególności nie podjąć prac nad projektem obywatelskim. Wówczas jednak na początku kadencji w listopadzie 2019 r. pojawiło się już wyraźne oczekiwanie i prośba ze strony kierownictwa PiS, żeby ten wniosek ponowić. Wniosek był dobrze przygotowany i Trybunał uznał niekonstytucyjność przesłanki eugenicznej. Bardzo ładnie powiedział o tym ostatnio minister Paweł Wdówik na konwencji Prawa i Sprawiedliwości w Katowicach, gdzie wskazał, że to był wyrok który przywrócił godność osobom chorym i niepełnosprawnym, gdyż w jego wyniku została zakończona w Polsce selekcja ludzi. I tak powinniśmy wszyscy mówić od 2020 r.

Padają też zarzuty, że czas rozstrzygnięcia przez Trybunał był nieodpowiedni.

To była odpowiedzialność i decyzja Trybunału Konstytucyjnego. Od początku zwracałem uwagę, że z racji na wagę rozstrzygnięcia i związane z nim ryzyka, najroztropniejszym będzie powtórzenie sposobu działania TK z lat 1996/97, rozpatrzenie w pełnym składzie, w podobnym jak wówczas czasie, czyli po roku. Byłoby to dodatkowo z szerszym udziałem sędziów wybranych przed 2015 r.. Ograniczyłoby to pole spekulacji i ataków ze strony środowisk lewicowo-liberalnych. Trybunał wybrał inna drogę. Dziś pojawiają się również słowa, że taki wyrok musiał zapaść. Też tak uważam, dlatego zaproponowałem złożenie wniosku. Był on oparty tylko o argumenty natury konstytucyjnej: godność człowieka (art. 30), prawo do życia (art. 38), zakaz dyskryminacji chorych i niepełnosprawnych (art. 32). Nie było tam argumentów politycznych, obyczajowych czy religijnych. Opieraliśmy się na wcześniejszych orzeczeniach TK z 1998, 2004 i 2008 oraz głosach doktryny prawa, co dla wielu niewygodne w większości wspierających po 2015 opozycje jak Andrzej Zoll czy Marek Safian.

Nie spotkałem się dotąd z poważną prawną polemiką z naszym wnioskiem. Uznanie selekcji ludzi za niekonstytucyjne było więc najbardziej prawdopodobnym rozstrzygnięciem. Dziś powtarzają to niemal wszyscy. Czy to nie paradoksalne, że przez trzy lata od złożenia wniosku rząd nie przygotował się do wydania orzeczenia? Że nie przygotowano rozwiązań wzmacniających społeczną akceptację wyroku? A jeszcze dziwniejsze, że przez kolejne trzy lata od 2020 r. nie wykonał dyspozycji Trybunału dotyczących konstytucyjnych obowiązków państwa wobec kobiet w trudnych ciążach i okresie okołoporodowym?

Przez sześć lat chowano głowę w piasek. Dodatkowo pojawiły się niejasne ruchy w Ministerstwie Zdrowia, które podważyły z trudem dzięki wyrokowi odbudowane zaufanie środowisk katolickich. Zgodnie z doniesieniami mediów miano stworzyć nowe pozakonstytucyjne przesłanki do przerywania ciąży. Od czerwca setki tysięcy naszych wyborców otrzymywało informacje w tej sprawie, w praktyce zniechęcające do głosowania ma nas. To jedna z przyczyn odpływu wyborców chrześcijańskich, relatywnie dobrego wyniku Polska Jest Jedna, braku zaangażowania w kampanię wielu naszych wyborców. Mogliśmy mieć całą, czy niemal całą tę grupę po swojej stronie. Trudno zrozumieć, dlaczego to zlekceważono.

Jakie to miały być pozytywne działania rządu?

Te, o których przypomniał Trybunał w 2020 r.: większe wsparcie dla matek w trudnych ciążach, opieka perinatalna, pomoc kobietom i rodzinom w okresie okołoporodowym, gdy rodzą się dzieci chore i niepełnosprawne. Ze względu na to, że rząd nie działał, pojawiły się projekty poselskie Michała Wójcika, a także nasz Parlamentarnego Zespołu Na Rzecz Życia i Rodziny, ale zostały zablokowane. Wybrano najgorszą z możliwych strategii. Nikogo takimi działaniami nie przeciągnięto, a wielu wyborców odstraszano.

Jak pan odpowie na pojawiające się plotki, że miał pan wysyłać furgonetki pro-life pod mieszkanie prezes Trybunału Julii Przyłębskiej, czy szantażować prezesa PiS wyprowadzeniem kilkudziesięciu posłów?

Obie plotki to fake newsy. Żadne z takich działań nie miało miejsca. To ani nasz styl, ani możliwości. Jeszcze raz przypomnę, że w 2019 roku to kierownictwo PiS nalegało na ponowne złożenie wniosku.

Dlaczego w pana ocenie takie anonimowe wypowiedzi się pojawiają?

To oczywiście nieprzypadkowe anonimy. Myślę, że są dwa źródła: wewnętrzne i zewnętrzne. Jest tu element wewnętrzny dotyczący zdjęcia odpowiedzialności za ostatnie lata rządów i kampanię. Dotyczy on także oczekiwań, jaka ma być wymarzona prawica przyszłości: bezobjawowa, gotowa na ograniczanie polskiej suwerenności i rezygnację z obrony cywilizacji życia. Jest też gra środowisk liberalnych, które wolałyby, aby PiS było partią chadecką w luksemburskim, czy niemieckim stylu. Ale jest też cel bardzo doraźny: doprowadzić w obecnej sytuacji do dezintegracji Zjednoczonej Prawicy. Powiem za siebie, ale myślę że wielu posłów PiS myśli podobnie. Chcemy prawicy konserwatywnej i wolnościowej. Stawaliśmy i będziemy stawać po stronie spraw najważniejszych, suwerenności, tradycji narodowej i wartości chrześcijańskich.

Pada argument, że przez orzeczenie TK straciliście wielu wyborców. Jak pan na niego odpowie?

To trudne do oceny. Wyrok Trybunału zapadł w momencie dyskusji o "Piątce dla zwierząt", w czasie obostrzeń covidowych, i ponad trzy lata temu. W ocenie konserwatywnej strony PiS, to odejście od naszych wartości osłabiło nasze poparcie. Mówiłem już o rozczarowaniu wielu wyborców katolickich, minister Krzysztof Ardanowski wielokrotnie zwracał uwagę na błędy popełnione względem polskiej wsi. Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców wskazywał na sprawy mikro i małych polskich firm, w tym obciążenia ZUS. W lipcu 2023 r. jako Komisja Nadzwyczajna ds. Deregulacji przedstawiliśmy ustawę mającą m.in. odbudowanie naszego poparcia w tej dużej grupie Polaków. Niestety, nie była już w Sejmie procedowana. Inne sprawy to m.in. i ujmując hasłowo: zbyt restrykcyjna polityka covidowa, Polski Ład, pomysły, by zrezygnować z gotówki, rezygnacja z części naszej suwerenności względem Unii, kamienie milowe i Fit for 55, jednostronna polityka względem Ukrainy, ciągle powracające propozycje ograniczeń dotyczące edukacji domowej, niechęć wobec systemowego wsparcia szkol niesamorządowych, forsowanie wbrew naszym wyborcom ma ostatniej prostej zmian w prawie geologicznym i górniczym. Wszystkie te sprawy mają jeden wspólny mianownik, o czym mówiliśmy władzom PiS po "Piątce dla zwierząt".

Jaki?

W kierownictwie partii i rządzie zbyt mocno dominowały głosy centrowe, a niekiedy wręcz technokratyczne, a brakowało konserwatywnych. Przestano słuchać naszego zaplecza, a czasami wręcz pojawiała się pokusa, by je pouczać i wychowywać. Reprezentowanie wyborców chrześcijańskich nie może sprowadzać się do obecności w pierwszych rzędach na uroczystościach kościelnych czy dofinansowaniu zabytków, ale musi znajdować wyraz w treści naszej polityki. Miało to swoje konsekwencje w ostatnich latach rządów i w kampanii. Jak ministrowie-eksperci mają rozumieć, czego oczekują prawicowi wyborcy? Jak mają być asertywni wobec niezgodnych z wolnościową polską tradycja oczekiwań instytucji globalnych czy europejskich? Jeśli nie wyciągniemy wniosków, czeka nas dalszy odpływ wyborców prawicowych.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...