Niemcy. COVID-19 – próby rozliczenia i poszukiwanie odpowiedzialnych

Dodano:
Epidemia w Niemczech, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP/EPA / OMER MESSINGER
Agnieszka Wolska, Piotr Szlachtowicz II Podczas gdy w nowo wybranym polskim Sejmie rozstrzygano rotacyjne sprawowanie funkcji marszałka, a dotychczasowa liberalno-lewicowa opozycja groziła politykom PiS procesami za nadużycia władzy – za miedzą, w niemieckim parlamencie, jak i poza nim, toczy się ożywiona dyskusja o potrzebie rozliczenia kryzysu C19 i odpowiedzialnych za zdemolowanie życia społecznego i gospodarczego pod pretekstem pandemii, której – jak uważa część obecnej opozycji w RFN – wcale nie było.

"Rozliczmy pandemię C19 i jej wykonawców" – domagają się politycy niemieckiej opozycyjnej partii AfD (Alternatywa dla Niemiec) i wnioskują o powołanie specjalnej komisji parlamentarnej ws. C19, krytykując także Traktat Antypandemiczny WHO i postulując, w razie jego przyjęcia, wystąpienie Niemiec z organizacji.

Faktem jest, że Alternatywa jest w Niemczech jedyną partią zasiadającą w parlamencie, która na stosunkowo wczesnym etapie krytycznie oceniała, a często wręcz kwestionowała zasadność polityki rządu RFN w walce z koronawirusem, sprzeciwiając się obowiązkowym szczepieniom na C19.

W tych ocenach pozostaje jednak osamotniona. W niemieckiej polityce obowiązuje bowiem niepisana zasada, że tzw. partie demokratyczne, winny stosować wobec AfD, określanej jako ugrupowanie prawicowo-ekstremistyczne, demonstracyjny ostracyzm. Dotyczy to również dyskusji wokół kryzysu covidowego.

Istotnym wydarzeniem, w toczącej się od wielu miesięcy, choć ciągle nieformalnej, debacie było niewątpliwie dwudniowe Corona Sympozjum (11 i 12 listopada) zorganizowane w niemieckim Bundestagu – nie pierwsza zresztą próba parlamentarnego rozrachunku z okresem C19 w Niemczech.

Podobne Corona – Sympozjum politycy AfD urządzili już w lipcu 2020, wtedy w znacznie skromniejszej formie. – "Byłem wtedy już na dworcu, czekając na pociąg do Berlina, gdy rozdzwoniły się telefony od rodziny i przyjaciół. Wszyscy odradzali mi przyjazd na imprezę AfD, bo jak ostrzegali, "zostanę za to spalony na stosie" – wspomina atmosferę nagonki na Corona krytyków jaka panowała w Niemczech latem 2020 r. lekarz internista Claus Koehnlein.

Dziś mówi że, żałował dawnej absencji, więc gdy przyszło kolejne zaproszenie, już nie zawahał się przyjechać do Bundestagu.

Ponieważ próba powołania parlamentarnej komisji ds. C19 na razie się nie powiodła, frakcja AfD postanowiła zorganizować kolejne Sympozjum, tym razem z udziałem ponad 300 gości, nie tylko z Niemiec, ale także Austrii i Szwajcarii. Program dwudniowej imprezy, obejmował ponad 30 wykładów eksperckich oraz liczne dyskusje.

Poruszający był zwłaszcza moment pojawienia się na sali obrad niemieckiego naukowca tajlandzkiego pochodzenia, emerytowanego profesora mikrobiologii Sucharida Bhakdiego, którego zgromadzeni witali jak gwiazdę POP, chcąc okazać mu wdzięczność za niezłomną postawę w czasie "pandemii", a zwłaszcza naukową krytykę obostrzeń oraz forsowanych przez rząd Olafa Scholza, szczepień na C19.

Nadmieńmy, że próba wprowadzanie tego przymusu w Niemczech ostatecznie się nie powiodła, ze względu na nacisk wielotysięcznych społecznych protestów czyli tzw. "poniedziałkowych spacerów". Z braku dostatecznej większości, w kwietniu 2022 r. rządząca koalicja przegrała stosowne głosowanie w Bundestagu.

Sucharid Bhakdi nie krył łez wzruszenia podczas zgotowanej mu, kilkuminutowej owacji na stojąco i był pod wrażeniem wydarzenia w Bundestagu. – Naukowiec podkreślił, że ani on, ani żaden z pozostałych ekspertów nie kierował się jakimś doraźnym politycznym interesem i dla uniknięcia zarzutu "chodzenia na pasku AfD", przyjechali na własny koszt i zrezygnowali z honorariów.

– Nie chcemy nikogo zwalczać, ale pomóc ofiarom tych, którzy promują określoną agendę. Bo istnieje wielka, bardzo zła agenda, choć ci, którzy za nią stoją, dziś w Bundestagu się nie pojawili: mam na myśli niemieckich polityków, a zwłaszcza niemieckie media. To tylko marionetki. Natomiast naród, społeczeństwo jest ofiarą dezinformacji, dokładnie tak samo jak i w innych krajach, także w Polsce" – ubolewał mikrobiolog.

Rzeczywiście. Choć wystąpieniom ekspertów przysłuchiwali się liczni dziennikarze, to na sali, mimo rozesłanych przez organizatorów zaproszeń nie pojawił się żaden, poza redakcją Dziennika Berlińskiego, przedstawiciel dużych mediów. – AfD organizuje Corona sympozjum – i nikt o nim w Niemczech nie informuje. Jeśli ARD i ZDF tego nie robią, to po co niemiecki telewidz ma jeszcze w ogóle płacić abonament radiowo-telewizyjny? – ironizowała komentatorka szwajcarskiego magazynu Weltwoche Sylvie-Sophie Schindler.

Pandemia fałszywych testów?!

O tym, że mieliśmy raczej do czynienia z pandemią niemiarodajnych testów, przekonywał z kolei irlandzki biolog molekularny prof. Paul Cullen, który poinformował, że 80 procent testów PCR w regionie Münster i okolicach zostało przebadanych właśnie w jego laboratorium. Według naukowca ponad 60% wykonanych wtedy testów PCR nie miało żadnego diagnostycznego znaczenia ponieważ były fałszywie pozytywne. Powodowała to zbyt wysoko wyznaczona wartość CT, która napędzała tzw. liczby infekcji i strach związany z niekontrolowanym rozprzestrzenianiem się epidemii.

Tymczasem wszystkie wartości CT powyżej 25 oznaczały, że przetestowana osoba, mimo że w statystykach lądowała jako "przypadek C19", najprawdopodobniej nie była w stanie nikogo zarazić.

Czy technologia mRNA jest bezpieczna?

"To, z czym faktycznie zderzyliśmy się w 2020r i później, to była infodemia i oszukiwanie opinii publicznej, tylko po to by przetestować i wprowadzić na szeroką skalę nową platformę produkcji tzw. szczepionek opartych na technologii mRNA" – podsumował prof. Bhakdi, przy aplauzie uczestników Corona Sympozjum.

Tej kwestii mikrobiolog poświęcił zresztą odrębny wykład, przedstawiając, mało znane dotąd także w Polsce, informacje dotyczące samego procesu produkcji preparatów. Powołał się przy tym na ustalenia biologa molekularnego Kevina McKernan, który od ponad 30 lat jest pionierem sekwencjonowania genomu i ekspertem w tej dziedzinie. McKernan poinformował w czerwcu tego roku o stwierdzeniu obecności zmienionego genetycznie i potencjalnie rakotwórczego DNA w "szczepionkach" Moderny i Pfizera.

https://x.com/Kevin_McKernan/status/1668308778687639566?s=20

Kevin McKernan i jego zespół ustalili, że "roztwory mRNA" firm Pfizer i Moderna zawierały tak zwane plazmidy (w przypadku Pfizera problem miał dotyczyć 27 zbadanych serii preparatu). Plazmidy to minichromosomy bakterii w kształcie pierścienia, które umożliwiają im wymianę informacji genetycznej między sobą, na przykład odporność na antybiotyki. Są również codziennym narzędziem w pracach inżynierii genetycznej do wprowadzania obcych genów do bakterii lub komórek. W tej roli użyto ich także do masowej produkcji preparatów mRNA.

Z ich ustaleń wynika, że koncern Pfizer i niemiecka firma Biontech, stojące za wypromowaniem i użyciem na masową skalę, pierwszej w historii medycyny szczepionki opartej na technologii mRNA, stosowali różne procedury produkcji genterapeutyku. Wg Bhakdiego drogi i ambitny sposób (tzw. proces nr 1) wykorzystano dla wyprodukowania swoistego prototypu o stosunkowo wysokiej jakości, użytego do zaszczepienia 20 tys. uczestników badań klinicznych (drugie 20 tys. otrzymało placebo), których przeprowadzenie było warunkiem ubiegania się o warunkowe dopuszczenie produktu na rynku Unii Europejskiej w 2020 r. Problem pojawił się w momencie uzyskania dopuszczenia przez EMA i CBDC, gdy okazało się, że potentat farmaceutyczny musi w krótkim czasie wyprodukować szczepionki w miliardowych ilościach. – Wtedy sięgnięto do procedury nr 2, odchodząc od zastosowanych wcześniej standardów i posiłkując się materiałem DNA, pochodzącym od bakterii tzw. palzmidami. Pomyślnej metody całkowitego usunięcia zanieczyszczeń plazmidami nie ma, stąd – jako ocenia Bhakdi – jakościowe uchybienie stało się w przypadku produktów mRNA nie wyjątkiem, a normą.

W ramach akcji masowych szczepień wstrzykiwano więc substancję, która nie odpowiadała deklarowanym wcześniej jakościowym parametrom, bo obecność plazmidów w niej nie oznaczano i nie badano ich wpływu na ludzki organizm.

Zdaniem prof. Bhakdiego, są dostateczne podstawy, by mówić o działalności przestępczej, dyktowanej pragnieniem władzy i zysku, gdyż masowe szczepienia na C19 okazały się "błogosławieństwem, ale głównie dla elit władzy i kompleksu farmaceutycznego". Nie szczędził też gorzkich słów pod adresem rządzących, bo "wszyscy oni wiedzieli i są współsprawcami tego gigantycznego medycznego przestępstwa o skali nienotowanej w historii".

Bhakdi odesłał słuchaczy do najnowszych publikacji niemieckiej prawnik BRIGITTE RÖHRIG.

Współautorka wspomnianego artykułu, prawnik z 30 stuletnim doświadczeniem, idzie jeszcze dalej, mówiąc w wywiadzie dla konserwatywnego magazynu "Tichys Einblick" (11/2023) wręcz o "Corona spisku". Taki też tytuł nadała swej książce ("Die Corona-Verschwoerung"), która jeszcze przed oficjalnym ukazaniem się, stała się bestsellerem. Autorka wskazuje, że podczas analizy procedury dopuszczeniowej corona-iniekcji, spotkała się z kwestiami, których nie doświadczyła w swej 30-stoletniej prawniczej praktyce zawodowej. Jak zauważa, nie przeprowadzono wielu istotnych badań, wiele pytań pozostało bez odpowiedzi, mimo to EMA wydała zgodę na warunkowe dopuszczenie. Zaczęła więc głębiej analizować skąd wzięła się tak wielka presja na zastosowanie właśnie szczepionek mRNA, skoro istniały inne możliwości wzmacniania układu immunologicznego.

Röhrig zaznacza, że rok 2020 nie jest jakąś wyjątkową cenzurą, bo już w roku 2009 Komisja Europejska, wyłączyła z ogólnej definicji gentareputyków stosowanych w UE ten rodzaj preparatów, który można zastosować jako szczepionki na choroby infekcyjne. To spowodowało, że preparaty do iniekcji oparte na modyfikacjach gen-technologicznych jak w przypadku mRNA, czy wektorowych DNA, przestały podlegać tak rygorystycznym wymaganiom, jakie stawia się innym produktom z grupy gen-terapeutyków.

Pandemia, której nie było?

Według austriackiego internisty, prof. Andreasa Sönnichsena, chociaż w "latach koronawirusa" faktycznie nigdy nie doszło do zagrożenia epidemicznego o zasięgu ogólnokrajowym, nadal stosuje się szczepionkę, której przyjmowanie obarczone jest sporym ryzykiem. Po tym jak niedawno wyciekły zapisy umowy wynegocjowanej między Pfizerem i Unia Europejską, wiadomo już, że efektywność i bezpieczeństwo szczepionek do samego początku masowej kampanii szczepień pozostawały nieznane, a dziś są tym bardziej wątpliwe. Dlatego, jak zaznaczył, trudno racjonalnie wyjaśnić dlaczego lekarze i politycy nadal są gotowi promować i zalecać szczepionkę. (W Polsce, urzędująca minister zdrowia Sójka reklamowała właśnie w radiu ZET szczepienia mRNA jak skuteczną profilaktykę jesienno-zimowych infekcji głównych dróg oddechowych).

Koronakrytycy żyją niebezpiecznie

W Niemczech nadal toczą się postępowania sądowe przeciwko lekarzom, którzy wystawiali certyfikaty zwalniające z noszenia maseczek, np. dla osób z dusznościami. Jeden z nich, dr Ronald Weikl ze Stowarzyszenia Lekarzy i Naukowców dla zdrowia, wolności i demokarcji ("Die Gesellschaft der Mediziner und Wissenschaftler für Gesundheit, Freiheit und Demokratie" e.V., MWGFD), miał z tego powodu także rewizję w prywatnym domu, gdzie obciążających go materiałów szukano nawet w pokojach dziecinnych. Ostatecznie w 2022r. bawarski ginekolog położnik otrzymał wyrok w zawieszeniu.

Są niemieccy lekarze, którzy za dochowanie wierności przysiędze Hipokratesa, trafili do więzienia. Występujący również podczas sympozjum w Bundestagu kryminolog Björn Lars Oberndorf określa to jako "tymczasowe aresztowanie z powodów politycznych". Najgłośniejszy taki przypadek w RFN dotyczył dr Heinricha Habiga, medyka z Recklinghausen, który wystawiał zaświadczenia o szczepieniach bez wykonywania iniekcji, gdyż jak tłumaczył, już na bardzo wczesnym etapie zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństw związanych z preparatami mRNA bazujących na genach. Kosztowało go to blisko rok spędzony w areszcie śledczym.

Mikrobiolog prof. dr Sucharit Bhakdi nadal musi się obawiać sankcji z powodu zarzutu o rzekomy antysemityzm, ponieważ w 2021r. wyraził się krytycznie na temat szczepionkowej kampanii władz Izraela. Immunolog i toksykolog prof. dr Stefan Hockertz, przed prześladowaniami schronił się w Szwajcarii. Był zaproszony do osobistego udziały w debacie, ale połączył się z uczestnikami jedynie internetowo, gdyż jak zaznaczył ze względów bezpieczeństwa obawiał się przyjechać do rodzinnych Niemiec. Zniesławianie, obrażanie czy nawet rewizja w domu, taka jak te, których doświadczył choćby dr Walter Weber, specjalista chorób wewnętrznych z Hamburga, stały się w RFN nieodłączną częścią życia lekarzy, naukowców i innych obywateli, którzy mieli dowagę krytycznie odnieść się do tzw. "polityki walki z wirusem".

Niewiele lepiej wygląda sytuacja w Austrii. Profesor Sönnichsen, choć w lutym tego roku uwolniony od zarzutu wystawiania nielegalnych, zdaniem prokuratury, zwolnień z przyjmowania preparatów na C19, nadal musi się liczyć z karnymi sankcjami, bo prokuratura zapowiedziała apelację. W toku procesu lekarz stracił jednak posadę na Uniwersytecie w Wiedniu, co trudno interpretować inaczej jak formę represji.

Z kolei Gerald Hauser, poseł prawicowej FPO do austriackiego parlamentu swoimi pytaniami o Wielki Reset naraził się na ostrą krytyką ze strony innych grup deputowanych, które określiły jego zachowanie jako "zagrożenie demokracji" i proponowały pozbawić prawa do zadawania pytań i wnoszenia interpelacji.

WHO centrum dowodzenia pandemią?

Wiele uwagi podczas berlińskich obrad poświęcono także kwestii funkcjonowania Światowej Organizacji Zdrowia i jej roli w kreowaniu "wydarzeń epidemicznych".

Philipp Kruse, prawnik ze Szwajcarii, Uwe Kranz, były prezes Krajowego Urzędu Policji Kryminalnej Turyngii oraz dr Rainer Rothfuss, zajmujący się w AfD kwestiami Unii Europejskiej, zwracali uwagę na niebezpieczne zmiany prawne, planowane w związku z negocjacjami tzw. Traktatu Antypandemicznego WHO.

Ostrzegali, że równie groźne i bliższe czasowo (do 1 grudnia kraje mogą zgłaszać sprzeciw lub poprawki) oraz prostsze do przeprowadzenia (nie ma wymogu procedury ratyfikacji przez parlament) jest "dostosowanie" Międzynarodowych Przepisów Zdrowotnych 2005 także zwiększające prerogatywy Sekretarza Generalnego WHO.

Wraz z nowym traktatem WHO uzyskałaby monopol na informowanie opinii publicznej, nie byłoby mechanizmów kontroli ani korekty, prawa podstawowe nie podlegałyby ochronie, podobnie jak kardynalna zasada "audiatur et altera pars". W praktyce WHO wykreowano by na globalny resort zdrowia, ale nie ponad konstytucjami zasadami, na jakich opierają się suwerenne państwa.

Rzecznik ds. medycznych frakcji AfD i inicjator Sympozjum w Bundestagu poseł Martin Sichert zapowiedział w najbliższych miesiącach intensywną kampanię przeciwko ratyfikacji traktatu WHO jak i nowelizacji przepisów zdrowotnych IGV -2005 także na arenie międzynarodowej, licząc na wsparcie partii prawicowo-konserwatywnych w innych krajach UE.

Co dalej?

Politycy AfD uważają temat corona-kryzysu za otwarty i domagający się kompleksowej oceny. "Ani prawnie, ani medycznie, ani statystycznie, nie politycznie, nie doczekaliśmy się zadowalającego bilansu. Także pod kątem psychologii społecznej i medialnej komunikacji brak należytego przepracowania, co w przypadku takiego cywilizacyjnego tąpnięcia jakim była "corona" jest niewybaczalne – ocenił poseł Alternatywy Peter Boehringer.

Jeden z nestorów niemieckiego dziennikarstwa, przez lata twarz wiadomości ZDF, Peter Hahne, znany ze swych niepoprawnych politycznie wystąpień, powiedział niedawno, że w kwestii rozliczenia trzech lat tzw. pandemii bardzo chciałby wreszcie usłyszeć dźwięk zakładanych kajdanek na ręce odpowiedzialnych.

Według sondaży podobnego zdania jest też blisko 1/3 niemieckiego społeczeństwa. Wiele wskazuje jednak, że przy obecnym układzie politycznym, Niemcom przyjdzie na to jeszcze trochę poczekać.


Źródło: DoRzeczy.pl / YouTube/genimpfstoffe.com/cicero.de
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...