Zalewska: Potrzebują ciszy, bo chcą zrobić z UE totalne państwo
DoRzeczy.pl: Za nami kolejne ważne głosowanie w Parlamencie Europejskim dotyczące zmian w Traktatach o UE. Czy w pani ocenie to kolejny, poważny krok w kierunku federalizacji wspólnoty?
Anna Zalewska: Tak. Jest to kolejny poważny krok, przyspieszający, w dodatku skandaliczny, zatrważający i oburzający.
Aż tak?
Przepraszam za tak dużo przymiotników, ale szukam odpowiednich słów, żeby określić to, co się stało. Trudno jest mi również mówić o tym, że to Polacy zdecydowali, że nie wyrzuciliśmy do kosza tych pomysłów. Wcześniej odbyło się głosowanie nad pestycydami, w sprawie ważnej dla rolników, gdzie pojawiły się absurdalne cele. Ten dokument przepadł, tam europosłowie opozycji potrafili zagłosować przeciwko. W przypadku planów dotyczących Traktatów już nie, a przecież ten dokument też mógł przepaść. Co ciekawe, nikt nie zauważył Danuty Hübner, która wyciągnęła kartę do głosowania, czyli całe jej ego chciało zagłosować tak, jak koledzy z Lewicy, w tym ci z Koalicji Europejskiej, dlatego wyciągnęła kartę. Tusk mówi swoje, jednak musimy pamiętać, że dostali od Webera pozwolenie żeby tak zagłosować, gdyż wiedzieli, że ich koledzy z lewicy zagłosują inaczej.
Czy w Sejmie może być podobnie?
Sejm to odległa sprawa. Myślę, że zanim do tego dojdzie, tomusimy uważnie obserwować to, co będzie się działo w Unii Europejskiej. 12 grudnia odbędzie się posiedzenie Rady Europejskiej, ministrowie mają rozmawiać o sprawach ogólnych, a prezydencja hiszpańska twierdzi, że znajdzie większość do przegłosowania tego projektu. Zobaczymy. W tym czasie Rada Europejska może uciec do tzw. konwentu, gdzie będzie o tym dyskutować. Obawiam się pewnej historii.
Jakiej?
Deklaracji, że posiada się wolę do kompromisu, negocjowania czegoś. Zobaczymy jeszcze, kto będzie negocjował: czy Donald Tusk, czy Mateusz Morawiecki. W przypadku Tuska uważam, że realny jest scenariusz, że on powie, iż negocjował twardo i z 260 zmian udało się zejść do 30 i tu jest sukces, trzeba to przyjąć. Problem w tym, że przejdą wówczas najgorsze dla nas zmiany. Obserwujmy, co się będzie działo w Unii Europejskiej, w poszczególnych instytucjach, bowiem tam jest pokusa, żeby odwołać się do art. 48 Traktatu o UE, gdzie mowa o tym, że traktaty można zmieniać większością która jest w Radzie z pominięciem jednomyślności. Musimy dużo o tym mówić, robić poruszenie w krajach członkowskich, żeby ludzie zaczęli o tym dyskutować. Nie bez kozery w Niemczech i Francji jest o tym cisza.
Zauważmy jednak, jakie argumenty ma Lewica. Pada hasło, ze liberum weto już kiedyś było złe, trzeba takie przepisy zmienić, nie może być tak, że jeden mały kraj może zablokować całą reformę. Jak pani ocenia takie postawienie sprawy?
Lewica ma w swoim DNA dążenie do organizmów ponadnarodowych. Naród i wspólnota im doskwiera. Dodatkowo wybiórczo traktują historię, myląc przyczynę i skutek. Powiedziałam Leszkowi Millerowi, że jeśli tak sili się na odwołania historyczne, niech poczyta o Targowicy. Lewica oraz inne ugrupowania już zaczynają narrację zmiękczającą, dlatego szybko trzeba podejmować decyzję. Problem w tym, że mowa tu jest o zmianach niedomokratycznych, totalnym państwie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.