Protest przewoźników. Niemiecki dziennik oskarża polski rząd
W środę minister infrastruktury Alvin Gajadhur spotkał się z reprezentantami branży transportowej, zaś wiceminister Rafał Weber wziął udział w rozmowach m.in. z przedstawicielami rządu ukraińskiego i Komisji Europejskiej.
Przypomnijmy, że polski przewoźnicy protestują na granicy z Ukrainą od początku listopada. Uczestnicy akcji protestacyjnej utrzymują, że ich głównymi postulatami są: przywrócenie obowiązku posiadania zezwoleń na międzynarodowy transport drogowy rzeczy (przewozy dwustronne i tranzytowe) pomiędzy Polską a Ukrainą, który został czasowo zniesiony na mocy umowy między Unią Europejską a Ukrainą w sprawie transportu drogowego towarów oraz zwolnienie z obowiązku rejestracji w systemie elektronicznej kolejki w odniesieniu do polskich pojazdów ciężarowych powracających z Ukrainy bez ładunku, który został wprowadzony przez rząd Ukrainy.
Rząd nic nie robi?
Tymczasem autorka komentarza w internetowym wydaniu niemieckiego dziennika "Die Zeit" krytykuje polski rząd za rzekomą bierność wobec problemu przewoźników i ich protestu. Jak pisze Olivia Kortas, rząd Mateusza Morawieckiego powinien zainicjować negocjacje w celu zakończenia protestu, ale zamiast tego "zatraca się w wewnętrznych grach o władzę".
"Przez trzy tygodnie rząd nie odniósł się do sytuacji na granicy. Polski minister infrastruktury powiedział, że konflikt jest problemem UE i Ukrainy" – uważa dziennikarka.
Kortas przypomina, że przed wojną rynek przewozów między Polską a Ukrainą był podzielony w stosunku 35 do 65 proc. na korzyść firm ukraińskich. Teraz polskie przedsiębiorstwa otrzymują zaledwie 10 proc. zamówień.
"Ukraińcy uważają, że powodem jest ryzyko: nikt nie chce ubezpieczać polskich spedytorów, którzy pracują w Ukrainie. Polscy protestujący mówią, że ich udział w rynku spada, po ukraińscy spedytorzy są tańsi i nie muszą już czekać na pozwolenia" – podaje "Die Zeit".