Dlaczego polscy przewoźnicy protestują? Mekler tłumaczy

Dlaczego polscy przewoźnicy protestują? Mekler tłumaczy

Dodano: 
Protest polskich przewoźników przeciwko uprzywilejowanej pozycji konkurencji z Ukrainy
Protest polskich przewoźników przeciwko uprzywilejowanej pozycji konkurencji z Ukrainy Źródło:PAP / Wojtek Jargiło
Polscy przewoźnicy nie domagają się niczego nadzwyczajnego, tylko powrotu do normalnych relacji, czyli do systemu zezwoleń – przypomina Rafał Mekler

Z uwagi na nieuczciwą konkurencję ze strony ukraińskiej, polscy przewoźnicy kontynuują blokadę przejść granicznych z Ukrainą. Chodzi o Korczową, Dorohusk, Medykę i Hrebenne. Bruksela całkowicie odstąpiła bowiem od wymogu uzyskania przez Ukraińców licencji handlowych, co postawiło ukraińską branżę transportową w uprzywilejowanej pozycji w stosunku do konkurencji polskiej.

Przewoźnicy: Nie domagamy się niczego nadzwyczajnego

Polscy przewoźnicy chcą przede wszystkim przywrócenia normalnych relacji gospodarczych, czyli przywrócenia zezwoleń na wjazd dla ukraińskich firm na przewóz towarów, z wyjątkiem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla ukraińskiego wojska. Rolnicy, którzy w związku z aferą zbożową dołączyli do przewoźników protestujących na granicy, zapowiadają, że blokada będzie trwała przez 24 godziny na dobę do 3 stycznia.

Bogdan Rymanowski rozmawiał na antenie Polsat News z jednym z organizatorów protestu, przedsiębiorcą branży przewozowej i działaczem Konfederacji Rafałem Meklerem. Dziennikarz zapytał, co w tej sprawie mógłby robić polski rząd.

– Wszystko zależy od dobrej woli, bo jeżeli Unia Europejska nie miałaby dobrej woli, to przecież mamy dwa państwa, których dobrosąsiedzkie relacje nie podlegają żadnej wątpliwości. Niejednokrotnie rozmawialiśmy z Ukraińcami. Oni zgadzają się, że gdyby nie Polska Ukrainy mogłoby dziś nie być w takiej formie, jak dziś. Jeżeli więc mamy dwa państwa, które są w stanie dogadać się ponad Brukselą – a sądzę, że tak jest – to Bruksela nie ma nic do gadania. Nawet wcześniejsze umowy miały charakter dwustronny – przypomniał Mekler.

To rosnący apetyt Unii Europejskiej na kolejne kompetencje odebrał nam prawo o decydowaniu o zezwoleniach na tej granicy – dodał, tłumacząc, że Kijów i Warszawa mogłyby same uczciwie uregulować kwestię.

– My nie domagamy się niczego nadzwyczajnego. Przed wojną Ukraińcy wykonywali 160 tys. przewozów. W tym momencie wykonali około miliona przewozów, czyli jest się czym dzielić. Argumentacja strony ukraińskiej jest taka: mają zamknięte porty, mówią, że mają zamknięty rynek rosyjski dla przewozów, zamknięty rynek białoruski dla przewozów, w związku z czym Polska jest ich jednym oknem na świat – powiedział Mekler.

Mekler: Chcemy przywrócenia systemu zezwoleń

– My mówmy: Przez wstawiennictwo za Ukrainą także nie możemy jeździć do Rosji, także nie możemy jeździć na Białoruś, a żeby realizować nasze kontrakty w Kazachstanie, jeździmy przez Turcję. My jesteśmy w podobnej sytuacji, tylko różnica jest taka, że to Ukraińcy wykonali milion przewozów, nie my. I my domagamy się tylko powrotu normalnych relacji, powrotu do systemu zezwoleń – powiedział przedsiębiorca.

– Przecież system zezwoleń nie jest niczym innym, jak tylko metodą na równoważne rozłożenie udziałów w rynku transportowym w momencie, gdy mówimy o dwóch państwach o różnych systemach gospodarczych, o różnym systemie rozwoju gospodarczego, a także o różnych poziomach kosztów pracy – powiedział Mekler, przypominając że ze względu rozmaite obciążenia biurokratyczne i podatkowe, których źródłem jest także Unia Europejska, strona polska ma duże wyższe koszty pracy, niż przewoźnicy ukraińscy.

twitterCzytaj też:
Ukraina chce, by UE interweniowała w Polsce. "Czekamy na odpowiedź"
Czytaj też:
Okrzyki "smert Lachom" w Korczowej. "Budzi się banderowski instynkt"

Opracował: Grzegorz Grzymowicz
Źródło: Polsat News / X
Czytaj także