SOP, MSWiA i policja. "Czekali, aż prezydent opuści Pałac"
Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali we wtorek wieczorem zatrzymani w Pałacu Prezydenckim, gdzie przebywali na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy. Polityków PiS przewieziono najpierw na komendę przy ul. Grenadierów, a następnie do aresztu śledczego na Grochowie.
Według szefowej Kancelarii Prezydenta Grażyny Ignaczak-Bandych, policja weszła do Pałacu pod nieobecność prezydenta, kiedy ten wyjechał do Belwederu na spotkanie z liderką białoruskiej opozycji Swiatłaną Cichanouską. Funkcjonariusze okazali nakaz aresztowania Kamińskiemu i Wąsikowi. Politycy mieli być zaskoczeni i nie stawiali oporu.
Już wcześniej było wiadome, że o godz. 18 prezydent ma zaplanowane spotkanie w Belwederze. Akcja rozpoczęła się, gdy kolumna z Andrzejem Dudą opuściła teren Pałacu Prezydenckiego. "W tym czasie Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik przebywali w jednym z gabinetów prezydenckich ministrów. Nieoficjalnie – w pokoju Marcina Mastalerka" – opisuje Wirtualna Polska.
"To wtedy policjanci dostali sygnał, że mogą wejść do gmachu prezydenta. Pod Pałacem w gotowości czekało kilkanaście radiowozów, a prezydenckie pomieszczenia były obserwowane przez funkcjonariuszy przy pomocy lornetek" – czytamy.
Kluczowa rola SOP
Informator WP twierdzi, że nie byłoby całej akcji bez współpracy z SOP, czyli Służbą Ochrony Państwa. To właśnie SOP, na polecenie szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego, wskazał pomieszczenie, w którym przebywali Kamiński i Wąsik. To jednak nie wszystko –policjantów do Pałacu wpuścili funkcjonariusze SOP, którzy strzegą wejścia do budynku. – Zgodę musiał wydać szef prezydenckiej ochrony obiektu i dowódca zmiany, a jemu wydał polecenie jeden z komendantów – podkreśla informator WP.
Ponadto, przy policyjnej akcji zatrzymania nieformalnie współpracować miał były Komendant Stołeczny Policji gen. Michał Domaradzki. Obecnie jest on dyrektorem Stołecznego Centrum Bezpieczeństwa, które podlega pod Ratusz, czyli de facto pod Rafała Trzaskowskiego.
– Był na łączach z szefem MSWiA Marcinem Kierwińskim, z którym zna się od lat – przekazał informator WP.
Autobus to nie przypadek?
Portal opisuje także kwestię autobusu, który zablokował wyjazd kolumny prezydenckiej z Belwederu (gdy Andrzej Duda chciał wracać do Pałacu). – Nie dziwię się, że nikt się teraz nie przyznaje do "akcji" z autobusem. Trudno jednak uwierzyć, że był to przypadek – mówi oficer służb.
– To był absolutny przypadek. Autobus zatrzymał się na czerwonym świetle przed skrzyżowaniem z ul. Bagatela. W tym samym momencie zablokowały się hamulce, doszło do awarii, ubytku powietrza w systemie pneumatycznym – powiedziała w rozmowie ze stacją Polsat News Monika Beuth, rzecznik urzędu m. st. Warszawy.