Polska w strefie euro? Prof. Krysiak: Niemcy wysysaliby wartość z naszej gospodarki
DoRzeczy.pl: Poseł Trzeciej Drogi, kandydat do PE Ryszard Petru przekonuje usilnie, że przyjęcie waluty euro będzie dla Polski korzystne. Mówi, że wszystkie największe kraje UE przyjęły euro i wyszły na tym dobrze. Co pan na to?
Prof. Zbigniew Krysiak: To jest nieprawda. Ryszard Petru nie podaje żadnych argumentów. On jedynie myśli, że rozwijalibyśmy się lepiej. Akurat analizy ekonomiczne wskazują coś odwrotnego. Kilka tygodni temu nawet obecny minister finansów powiedział, że w tej chwili nie ma miejsca na wprowadzenie euro, bo byłoby to niekorzystne dla naszej gospodarki, a perspektywa wprowadzenia euro jest odległa.
Zatem, dlaczego euro jest szkodliwe dla gospodarki?
Widzimy to po tym, co się stało np. w Hiszpanii, Włoszech czy Chorwacji. Przed wejściem do strefy euro np. gospodarka włoska była silniejsza. PKB na głowę mieszkańca było większe niż w Niemczech. Dziś Włosi odstają mocno od Niemiec. Dług niemiecki w stosunku do PKB od momentu wejścia do strefy euro nie zmienił się, natomiast Włosi i Hiszpanie mają około wielkie zadłużenie. Euro działa dobrze na gospodarkę niemiecką.
Kiedy Polska mogłaby wejść do strefy euro?
Gdyby potencjał naszej gospodarki zrównałby się do Niemiec. Teraz takiej sytuacji nie ma. A potencjał nie można mierzyć jedynie PKB na głowę mieszkańca, lecz również kwestią średnich płac, kwestią dotyczącej średniej dyspersji, ile metrów kwadratowych możemy kupić, czy również kwestią wartości nieruchomości, obligacji czy depozytów. W tych sprawach jesteśmy jeszcze daleko od Niemiec. Gdyby wprowadzić euro przy takiej dużej nierównowadze pomiędzy Polską a Niemcami, to powstałaby pompa ssąco tłocząca. Niemcy wysysaliby wartość z naszej gospodarki, tak jak wcześniej z Włochów czy Hiszpanów doprowadzając ich do sytuacji słabej gospodarczo.
Prof. Marek Belka wskazuje, że złoty niczego nam nie daje. Natomiast daje wyższy koszt rozwoju gospodarczego o 2-2,5 proc., bo kapitał jest droższy, a dodatkowo własna waluta oznacza konieczność gromadzenia rezerw walutowych, a to są koszty. Co pan na to?
Prof. Belka jest profesorem ekonomi, zatem trochę się dziwię, że stosuje taką retorykę, która nie jest ekonomiczna. Przypomnę, że kiedy pan prof. Belka był prezesem NBP, to powiedział, że na wejście do euro nie ma w dłuższej perspektywie miejsca. Gdy wszedł do PE mówił, co innego. Nie zmienił zdania, jedynie mówił, co innego. Ekonomista zmienia zdanie pod wpływem argumentów, które się pojawiły, których wcześniej nie uwzględniano. Później pan Belka mówił, że gdybyśmy byli w euro, to nie byłoby takiej dużej inflacji w Polsce. Przypomnę, że kraje nadbałtyckie które są i były w strefie euro, posiadały kilkukrotnie większą inflację od Niemiec. W tej samej strefie walutowej inflacja była w jednym miejscu o wiele wyższa niż w innym, co nie powinno się zdarzać. Natomiast na całym świecie rezerwy złota są elementem stabilizującym ryzyko, że jeśli z jakichś powodów spadnie bardzo mocno eksport, to wówczas, gdy importu nie będzie, to rezerwy złota umożliwiają nam kontynuowanie wymiany handlowej. Rezerwy złota utrzymują Polskę na najniższym poziomie ryzyka w przypadku tąpnięć i kryzysów w Europie. Przypomnę również panu Belce, że wejście do euro oznacza koniec naszego banku centralnego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.