"I co teraz Panie Macron?". Znana dziennikarka ostro o wyborach we Francji
W poniedziałek Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Francji opublikowało ostateczne wyniki pierwszej tury wyborów parlamentarnych. Potwierdzają one zwycięstwo Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Głos w sprawie francuskiej polityki zabrała Anna Kalczyńska. Nie szczędziła gorzkich słów pod adresem Emmanuela Macrona.
Marine Le Pen triumfuje we Francji. Anna Kalczyńska grzmi na Macrona
Zjednoczenie Narodowe wraz z sojusznikami zdobyło w pierwszej turze wyborów parlamentarnych we Francji 33 proc. głosów – wynika z opublikowanych w poniedziałek rano przez francuski resort spraw wewnętrznych oficjalnych danych. Na drugim miejscu z wynikiem 28 proc. zalazł się lewicowy Front Narodowy z sojusznikami. Razem dla Republiki, a więc koalicja prezydenckiej partii Odrodzenia uzyskała 20 proc. głosów.
Zablokować rządy partii Marine Le Pen próbuje jeszcze Emmanuel Macron. W wydanym w niedzielę wieczorem oświadczeniu francuski prezydent wezwał do utworzenia "szerokiego, wyraźnie demokratyczno-republikańskiego sojuszu" na drugą turę wyborów parlamentarnych.
Sprawę skomentowała na Instagramie była dziennikarka TVN Anna Kalczyńska. Skrytykowała prezydenta Francji za nieprzemyślaną decyzję.
"I co teraz Panie Macron? Trzy tygodnie międzywyborczego szaleństwa we Francji scementowało scenę polityczną. Ugrupowanie centrowe prezydenta jest zagrożone zniknięciem i wygląda na to, że zza okien Pałacu Elizejskiego Emmanuel Macron będzie obserwował radykalizację i postępującą polaryzację na prawicę i lewicę. Nie taki był plan" – czytamy w jej poście.
"Rezultat pierwszej tury wyborów pokazuje determinację elektoratu Rassemblement National ale też zapowiada duże wsparcie dla lewicy, która otrzyma premię od kandydatów centrowych trzeciego miejsca ustępujących na rzecz tego, kto ma szansę wygrać z prawicą. I tak oto gaullistowskie centrum na własne życzenie a właściwie pod egidą Macrona – marginalizuje się" – oceniła.
Kalczyńska o taktyce Macrona: Ten wist się nie udał
"Dziwny był ten optymizm Macrona. Buńczuczne zapowiedzi, że należy pozwolić by naród przemówił okazały się dżinem wypuszczonym z butelki. Naród przemówił i to głośno: frekwencja była rekordowa 67% – nie było takiego wyniku od czasu wyborów w 1997r. W dodatku początkowe przekonanie, że z pewnością centrystom uda się zapewnić sobie większość absolutną ustępowały chaotycznym uwagom o konieczności wysłuchania obywateli a na koniec straszeniem wojną domową" – komentuje dalej Anna Kalczyńska.
"Ten wist się nie udał. Obserwujemy rzadki przypadek pomyłki politycznej, niewymuszonej i polegającej na szaleńczym ryzyku przy jednoczesnej głuchocie społecznej. Opuszczony przez swoich partyjnych współpracowników i partnerów Macron musi zdecydować teraz jak prowadzić politykę przez następne 2 lata do kolejnych wyborów prezydenckich. Mówi się o scenariuszu kolejnych wyborów za rok (sic!) albo o dymisji. Na razie w Pałacu Elizejskim dwa trudne dni opracowywania nowego planu" – kończy sowoją analizę dziennikarka.