Sprawa. ks. Olszewskiego. Mec. Wąsowski: Sądy zaczęły dostrzegać nadużycia
DoRzeczy.pl: Jak pan skomentuje decyzję sądu dotyczącą skrócenia okresu aresztu dla pana klienta, ks. Michała Olszewskiego?
Mec. Krzysztof Wąsowski: Wielka radość. Sądy zaczęły dostrzegać nadużycia i to dość istotne w prowadzeniu postępowania przygotowawczego, polegające głównie na tym, że prokuratura nadużywa aresztu w sprawie, która powinna być inaczej toczona. Podejrzany powinien mieć szansę obrony z wolnej stopy. Mamy zatem tutaj duży przełom, choć prokuratura odgraża się, że będzie występować o przedłużenie aresztów. Na tę chwilę wydaje się, że w sądach następuje przełamanie. Trzeba w pewnym momencie powiedzieć "dość". Prokuratura miała dość czasu, żeby zabezpieczyć postępowanie i zebrać wszystkie dowody. Mam nadzieję, że jest jaskółka, która zapowiada to, że zmierzamy ku normalnemu procesowi.
Ile taki proces może trwać w pana ocenie?
Patrząc na materiał dowodowy, który stara się gromadzić prokuratura, a na dziś to ponad 400 tomów akt, czyli ponad 400 tys. kart w aktach, liczba świadków, których prokuratura stara się przesłuchiwać, żeby uzasadniać areszt, taki proces może być kilkuletni.
Czyli jeżeli pan uważa, że proces może być kilkuletni, to prokuratura domagała się kilkuletniego aresztu dla księdza Michała?
Tak to wyglądało i wygląda dalej. Prokuratura tak się zachowuje, jakby chciała tych wszystkich ludzi mieć w areszcie, co jest skrajnym nadużyciem instytucji aresztowania. Przecież areszt służy temu, żeby prokuratura miała swobodną możliwość zebrania dowodów i tyle. Nie można kogoś, kto nie został skazany w nieskończoność trzymać w areszcie. To nie jest kara, to nie są ludzie skazani.
Mamy całą serię porażek prokuratury w ostatnim czasie. Co się zmienia w sądach?
Patrząc na to, że prokuratura przegrała wszystkie postępowania dotyczące zabezpieczeń majątkowych jednej z zatrzymanych, to pod tym względem jest taka czarna seria prokuratury w tej sprawie, czyli Funduszu Sprawiedliwości. A jak wiemy, miał to być sztandarowy projekt rozliczania poprzedniej ekipy rządzącej. Wydaje mi się, że to wynika z prostej rzeczy. Z nacisków politycznych na prokuraturę i chaosu, który tam musi panować. Jeżeli ktoś z tylnego siedzenia stara się wpływać na działania naprawdę doświadczonych prokuratorów, to oni muszą działać w natychmiastowym trybie, a to nigdy na dłuższą metę nie przynosi dobrych efektów. Wygląda to tak, jakby działali bez przemyślenia. Sąd to wyraźnie podkreślił, że nie widać tutaj planu śledztwa. Postępowanie nie jest systematycznie robione. Przy takiej sprawie, która wydaje się być sztandarową? Prokuratura nie jest w stanie powiedzieć jakich świadków chce jeszcze przesłuchać? Dziwne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.