Zełenski likwiduje Cerkiew podległą Moskwie. Co to ma wspólnego z wolnością wyznania?
Co ciekawe, to jaskrawe wręcz naruszenie podstawowego prawa do wolności wyznania, nie spotkało się niemal z głośnym potępieniem różnych zachodnich organizacji praw człowieka. Również nie słyszałem krytyki tego prawa ze strony jakichkolwiek przedstawicieli polskiego Kościoła.
A przecież dokument przyjęty przez zdecydowaną większość ukraińskich deputowanych to klasyczny wręcz przykład myślenia plemiennego i stadnego, gorzej, to nie budzący wątpliwości dowód stosowania przez Kijów zasady odpowiedzialności zbiorowej. Nie rozumiem jak po przyjęciu tej ustawy rząd w Kijowie może uchodzić jeszcze za obrońcę „zachodnich wartości”. Cokolwiek można na ich temat powiedzieć, z pewnością należy do nich prawo do wyznawania własnej religii, tym bardziej, jeśli jest ona odziedziczona, przekazały ją poprzednie pokolenia i w jej duchu wychowana została duża część narodu. Przecież jeśli zgodzimy się na to, by państwo arbitralnie, w imię dość nieokreślonych zarzutów mogło l i k w i d o w a ć tradycyjną wspólnotę chrześcijańską i jeśli uznajemy, że takie postępowanie nie wyklucza danych władz z szeroko rozumianego systemu zachodniego (jak rozumiem Ukraina spełnia normy zachodniej praworządności, skoro jest kandydatem do UE), to w konsekwencji akceptujemy sytuację, w której inne władze innego państwa będą mogły ogłosić, że należy wyeliminować inną wspólnotę religijną (np. Kościół katolicki) ze względu na jej oficjalne nauczanie moralne, które kłóci się ze współczesną ideologią liberalną. Czy działania Zełenskiego to swego rodzaju balon próbny? Nie wykluczam tego. Wspiera go zachodnia lewica i liberałowie. Zgoda na rozprawę z Cerkwią oznacza, że Zachód akceptuje naruszanie zasad, które są rzekomo nienaruszalne. W tym jest właśnie cały ambaras. Raz złamana uniwersalna reguła przestaje być uniwersalna.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.