"Tego wymaga przyzwoitość". Profesor prawa: Jestem po stronie Tuska
Premier Donald Tusk poinformował w poniedziałek, że podjął decyzję o uchyleniu kontrasygnaty pod aktem prezydenckim powołującym sędziego Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego Zgromadzenia Sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.
Liczne grono prawników, wśród nich prof. Andrzej Zoll oraz prof. Ryszard Piotrowski zaznacza, że prawo nie przewiduje możliwości wycofania kontrasygnaty.
"Jestem po stronie Tuska"
Tymczasem prof. Jerzy Zajadło, profesor zwyczajny Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, broni decyzji Tuska. Prawnik przyznał, że choć nie ma argumentów prawnych, to "tak czuje". "W sprawie kontrasygnaty jestem po stronie Donalda Tuska. Wprawdzie nie potrafię tego prawniczo jednoznacznie uzasadnić i wiem, że prawnie to słaby argument, ale po prostu czuję, że tego, zważywszy na cały kontekst sprawy, wymaga przyzwoitość" – stwierdził Zajadło.
PiS nie zrozumiało Tuska?
Prof. z UG odniósł się też do słów premiera o "demokracji walczącej". Pisze o "histerii" PiS, która wynika z ignorancji. "W kręgach PiS zapanowała histeria, a jej źródłem jest przede wszystkim ignorancja. Większość komentujących polityków PiS zdaje się bowiem nie mieć pojęcia o co chodzi w tym konstrukcie. Tego terminu (militant democracy) po raz pierwszy użył w latach 30. XX w. Karl Loewenstein w bardzo konkretnym kontekście rodzącego się faszyzmu i totalitaryzmu- cala koncepcja miała być więc próbą odpowiedzi na pytanie, jak i jakimi metodami obronić demokrację przed jej wrogami. Od tamtego czasu rzecz obrosła gigantyczną literaturą, a szczególny renesans przeżywa ona we współczesnej politologii w kontekście wszechogarniającego populizmu" – wskazał prawnik.
Przyznaje, że koncepcja "demokracji walczącej" może budzić wątpliwości, ale najpierw należy zrozumieć, o czym właściwie mowa. "Chcę być dobrze zrozumiany – w tym krótkim wpisie ani szczegółowo nie opisuję, ani tym bardziej nie bronię/bronię tej koncepcji i mam świadomość pewnej jej wewnętrznej sprzeczności: szlachetny cel (obrona a właściwie samoobrona demokracji) ma bowiem uświęcać kontrowersyjne środki (niedemokratyczne/nie do końca demokratyczne metody). Jeśli jednak mamy właściwie zrozumieć i ocenić słowa premiera, to najpierw ustalmy bez zbędnej histerii, skąd się wzięła i na czym polega/może polegać, kontrowersyjna – przyznaję, koncepcja 'demokracji walczącej'" – podsumował.