Rosyjska i białoruska dezinformacja podczas powodzi. "Wzrosła o 300 proc."
Podczas jednego z posiedzeń sztabu kryzysowego premier odniósł się do kwestii rozsiewania nieprawdziwych informacji na temat powodzi.
– Mamy naprawdę powody sądzić, że zaangażowane w dezinformację są służby jednego państwa na wschód od nas. Żeby nie było wątpliwości, to nie jest nic nowego, w ostatnim roku mamy ciągle tego typu przykłady – oznajmił Donald Tusk.
– Niektórzy się dziwią, dlaczego są media na tych sztabach kryzysowych, dlaczego dyskutujemy przy otwartej kurtynie o tak trudnych rzeczach i czasami bardzo specjalistycznych. Jedynym powodem – będę tutaj konsekwentny – dla którego działamy we wszystkich aspektach przy otwartej kurtynie, jest przeciwdziałanie dezinformacji, szerzeniu takich czasami przesądów, czasami teorii konspiracyjnych – tłumaczył szef rządu.
– Ludzie muszą widzieć, na czym polega nasza praca. Nie możemy zamykać się za drzwiami. Dlatego, że wtedy temu, kto jest zaangażowany w jakąś działalność dezinformacyjną, bardzo łatwo siać dziwne podejrzenia i plotki – dodał.
Działania rosyjskich i białoruskich służb
– W okresie pierwszych dni powodziowych, kryzysowych dezinformacja ze strony białoruskich i rosyjskich służb wzrosła o 300 proc. Konta, które wcześniej były używane na początku wojny na Ukrainie, ożywiły się i zaczęły wprowadzać takie informacje, że wały nie wytrzymają, że rząd nic nie robi, że pieniędzy nie będzie, że żadnych środków bezzwrotnych, że mamy do czynienia z tym, że wały są wysadzane – mówił w środę w rozmowie z mediami w Sejmie wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski.
Polityk poinformował, że zostały podjęte "działania wraz z operatorami", w związku z czym "w szybkim tempie usuwano i te informacje, które są wprost sprzeczne z tym, co się w Polsce dzieje, które służby i NASK wskazywały jako nieprawdziwe, i te, które były mieszane".
– Niektóre informacje były podawane za polskimi mediami, ale w ich środku były informacje nieprawdziwe. Czyli była to taka kombinacja informacji prawdziwych i nieprawdziwych, klasyczny fake news – wyjaśnił.
– W Polsce za opinie nikt nie będzie zatrzymywany. Nie oznacza to przyzwolenia na celowe wprowadzanie dezinformacji i powodowania paniki. Wpisy, które tę panikę celowo wprowadzają, należy usuwać, a osoby za nie odpowiedzialne – karać – stwierdził Gawkowski.