Trzech Włochów w Brukseli
Część z nich znałem osobiście. Część reprezentowało swoje kraje w Parlamencie Europejskim wcześniej, zanim zjawili się tam przedstawiciele Polski, w tym ja. Warto wspomnieć niektórych z nich ze względu na ich znaczenie wykraczające poza ich państwa. Wśród nich jest trzech Włochów z różnych stron sceny politycznej, którzy piastowali najwyższe stanowiska u siebie w kraju.
Wśród nich na pierwszym miejscu wymienię tego, który odszedł najpóźniej: prawicowego czterokrotnego premiera Silvio Berlusconiego. Europosłem był w latach 1991-2001, a następnie po niemal dwóch dekadach: 2019-2022. Do dziś pamiętam jak polskie europosłanki prosiły go o wspólne zdjęcia... Każdy kto interesuje się polityką wie, że był szefem rządu, a gdy był w opozycji, rządząca lewica nasyłała na niego prokuraturę i ciągała po sadach (skąd my to znamy?). Ale był też legendarnym właścicielem piłkarskiego AC Milan, a potem AC Bonza. O tym, że był niespecjalnie aktywnym europosłem nie wie nawet część ludzi pracujących w Parlamencie Europejskim, o czym niedawno się przekonałem.
Innym włoskim premierem-eurodeputowanym był centroprawicowiec, chrześcijański demokrata Arnaldo Forlani. W PE był jedną kadencję (1989-1994). Podobnie jak dla Berlusconiego europarlament był dla niego przystanią po burzliwym życiu politycznym w Italii, gdzie poza funkcją szefa rządu był również szefem MSZ, ministrem obrony i wiele lat posłem – pierwszy raz w wieku 33 lat.
Europosłem był też późniejszy prezydent Republiki Włoskiej, komunista Giorgio Napolitano. Posłował do Brukseli i Strasburga najpierw w latach 1989-1992, a następnie 1999-2004. Inaczej niż dla prawicowego Berlusconiego i centroprawicowego Forlaniego lewicowiec Napolitano najwyżej politycznie wspiął się w Italii po zakończeniu kariery europarlamentarnej: od maja 2006 do stycznia 2015 był prezydentem Włoch. Był też zagorzałym wyznawcą innego komunisty-euroentuzjasty Altiero Spinellego, którego imię nosi jeden z dwóch głównych budynków europarlamentu.
Italia jest rekordzistą Europy, gdy chodzi o wykorzystanie potencjału europarlamentarzystów pod kątem stanowisk w polityce krajowej. Żaden inny kraj nie może się z nią porównać, choć prezydentami zostawali europosłowie z Polski (Andrzej Duda) i Estonii (Toomas Hendrik Ilves). Taka droga kariery: od europosła do premiera/prezydenta jest zupełnie niewyobrażalna w Niemczech czy Europie Północnej. Jeden kontynent – różne kultury polityczne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.