Artykuł sponsorowany

"Sabotaż klimatyczny" otwiera oczy. Dla naszych czytelników specjalna zniżka!

Dodano:
Sabotaż klimatyczny
Kilka lat temu uczestniczyłem w konferencji poświęconej transformacji regionów węglowych. Jeden z uczestników, młody pewny swoich racji człowiek, reprezen¬tujący jedną z organizacji tzw. ekologicznych spóźnił się znacznie.

Tłumaczył, że ostatni kilometr w tym zakorkowanym mieście jechał prawie godzinę. Wzbu-dziło to moje zdziwienie, zadawałem sobie bowiem w duchu pytanie, czy nie lepiej byłoby zostawić auto kilka przecznic dalej i przejść ten ostatni kilometr pieszo zamiast wypalać drogie paliwo i emitować dwutlenek węgla właściwie bez logicznego uzasadnienia. Ten sam młody gniewny ekologista, używam tego określenia świadomie, w sposób nieznoszący sprzeciwu i podniesionym głosem oznajmił nam, że „czas węgla się skończył, czy to się komuś podoba, czy nie!”. Butą i arogancją przypominał przy tym aktywistę komunistycznego z czasów Bieruta. Nie mogłem pozostawić tego bez reakcji. Był to już listopad, ciemno i zimno, nie było też wiatru. Zapytałem pana, jak sobie wyobraża zapewnienie dostaw energii elektrycznej w warunkach takich jak właśnie te obecne. Z pustego przecież i Salomon nie naleje. Może konsekwentnie należałoby zrezygnować z ogrzewania i oświetlenia? Przecież czas węgla się skończył, czy to się komuś podoba, czy nie!

Mam wiele wątpliwości

Przywołałem tę sytuację, bo postawa młodego, pełnego wiary w szczytne idee, człowieka jest egzemplifikacją postawy tzw. obrońców klimatu, którzy mają rację z definicji, bo przecież walczą o przetrwanie Ziemi. Nie wolno z nimi polemizować, bo oni po prostu mają rację. Niedawno w prasie jeden z dyżurnych obrońców klimatu, który sądząc po artykułach zna się na wszystkim, co wiąże się z „nadcho¬dzącą katastrofą”, obwieścił wyniki miniankiety. W banalnej ankiecie zapytano czytelników, czy mają obawy związane ze zmianami klimatu. Do wyboru była od¬powiedź „tak” lub „nie”, albo po prostu „nie mam zdania”. Na podstawie wyników tej pseudoankiety redaktor ogłosił urbi et orbi, że „już nie ma żadnych wątpliwości, przeważająca większość Polaków ma obawy związane ze zmianami klimatycznymi!”. Ale czego właściwie dowodzi ta ankieta? Ja przecież też mam obawy związane ze zmianami klimatycznymi, ale mimo to wciąż mam wiele wątpliwości. Trzeba mieć wątpliwości i trzeba wciąż uporczywie zadawać pytania, nawet jeżeli te narażą nas w oczach społeczeństwa na śmieszność. Oprócz zmian klimatycznych najbardziej w życiu obawiam się ludzi, którzy właśnie nie mają wątpliwości.

Tego, że klimat się zmienia nie trzeba udowadniać. Żyję wystarczająco długo, aby zauważyć te zmiany. Moje wątpliwości budzą jednak sposoby walki ze zmianami klimatycznymi serwowane nam przez tych, którzy „już nie mają wątpliwości”. Wśród nich są redaktorzy, którzy prawdopodobnie na ostatnim świadectwie szkolnym mieli czwórkę z przyrody, dlatego dostali się do redakcji działu Ochrona środowiska, co daje im mandat do wypowiadania się w każdej kwestii związanej z tym tematem. Ponieważ obecnie najwięcej emocji budzi katastrofa klimatyczna, a nic nie sprzedaje się lepiej niż sensacja, to właśnie te problemy poruszają medialni apostołowie Zielonego Ładu. Według nich trzeba natychmiast podjąć działania, które są przecież jasno określone. Co więcej, jeżeli ich nie podejmiemy teraz, to jutro będzie już za późno. Mądrzejsi od nas wymyślili, co należy zrobić, aby uniknąć zbliżającej się katastrofy. Należy natychmiast za¬mknąć kopalnie, rozbudować energetykę opartą na odnawialnych źródłach energii (OZE), zamiast węgla używać gaz ziemny, który dziwnym trafem okazuje się być „gazem zrównoważonym”, zabudować kraj wiatrakami, w każdej gminie należy organizować doliny wodorowe, produkować magazyny energii, wyrzucić na złom wszystkie stare samochody i zamienić je na ekologiczne samochody elektryczne. A w elektrowniach zamiast węgla należy palić biomasą, ekologicznym paliwem, czyli po prostu drewnem z lasu. To przecież takie proste.

Spotęgują kryzys

Nie, po trzykroć nie! Okazuje się, że to wszystko nie jest takie proste. Że te działania wymienione wyżej nie tylko nie przeniosą nas do zielonego raju. Ba, one spotęgują kryzys. Brzmi niewiarygodnie? A jednak. Propagowana transfor¬macja wymaga olbrzymich ilości energii, a tej nie dostarczą nam wiatraki i panele fotowoltaiczne. To powie nam każdy energetyk. Poza tym każdy wiatrak trzeba posadowić na potężnym fundamencie, a dziurę pod fundament należy wyko¬pać. Cement do tego fundamentu trzeba wypalić w cementowniach, a wapień lub margiel do produkcji cementu trzeba najpierw wydobyć w kopalni. Beton pod wiatrak trzeba dowieźć na miejsce budowy. Wiatrak należy połączyć z siecią energetyczną za pomocą kabla. Miedź do tego kabla trzeba wydobyć pod ziemią, a rudę przerobić na miedziany drut w hucie miedzi, wykorzystując do tego energię elektryczną i cieplną. Miedź potrzebna jest w potężnych ilościach we wszystkich tych urządzeniach, które mają nam zapewnić mityczną „zeroemisyjność”. Metale, z których budujemy akumulatory do bezemisyjnych aut elektrycznych trzeba wydobyć, najlepiej w Afryce, bo właśnie tam są i przewieźć masowcem do Chin, gdzie auta najpierw zostaną wyprodukowane, a potem przypłyną do nas do Eu¬ropy. Gdyby piewcy Zielonego Ładu potrafili liczyć, to już teraz powinni złapać się za głowę. To wszystko się nie spina. Tej ilości miedzi do wiatraków i aut, litu do akumulatorów, potężnych ilości stali, betonu, kompozytów do wiatraków i tej olbrzymiej ilości energii do transportu i produkcji tego wszystkiego, przy obecnym stanie rozwoju techniki, nie da się wytworzyć w sposób bezemisyjny. Nie sposób przetransportować tego wszystkiego bez śladu węglowego, czyli bez emisji wielkich ilości CO2 do atmosfery. Ale właściwie po co transportować? Przecież wszystko to można wytworzyć u nas, tu na miejscu. Na pewno? Przecież w wyniku walki o czyste środowisko cały ciężki przemysł już dawno został wy¬eksportowany do krajów azjatyckich. Stal, inne surowce, samochody, panele PV, akumulatory trzeba importować, a to wiąże się z emisją CO2 do atmosfery. Czy tego chcieli obrońcy środowiska z czwórką z przyrody na świadectwie? Nakłady energetyczne, materialne i finansowe na realizację postulatów Zielonego Ładu są bardzo wymierne. Trzeba dużego kalkulatora, aby te kwoty mogły się pomieścić. Warto przypomnieć, że nie ma w Europie złóż litu na akumulatory do aut elek¬trycznych, nie mamy w Polsce wystarczających zasobów gazu ziemnego na czas mitycznej transformacji, nie potrafimy wytwarzać bezemisyjnie dużych ilości tzw. zielonego wodoru, ba, nie potrafimy, my czyli ludzkość, tego wodoru magazynować, transportować. Nie mamy też w Polsce złóż uranu do budowanych nieemisyjnych elektrowni atomowych. Nie potrafimy wreszcie magazynować na dłuższy czas dużych ilości energii. Jest jeszcze gorzej: cały świat tego nie potrafi. Ale dlaczego ja właściwie o tym piszę? Wystarczy wziąć do ręki pierwszą lepszą gazetę main¬streamową i już na pierwszej stronie dowiemy się, że to wszystko już ktoś za nas wymyślił. A społeczeństwo nie ma wątpliwości, bo właśnie wyraziło swoją opinię w jakiejś gazetowej ankiecie, w której wystarczyło kliknąć w odpowiednią kropkę. Po co szukać dziury w całym? Mamy wszak politykę Zielonego Ładu – wystarczy zakasać rękawy i wdrożyć. Bez niepotrzebnych pytań i wątpliwości. Jakoś się zrobi.

Religia Zielonego Ładu

W jednym ze swoich artykułów użyłem określenia „Religia Zielonego Ładu”. Zrobiłem to celowo, prowokacyjnie, ale czy na pewno przesadziłem? Nie sądzę. Religie opierają się na dogmatach. Ktoś, kto nie przyjmuje dogmatów na wiarę, ktoś, kto wątpi, jest niewierzący. Wszak „wiarą ukorzyć trzeba zmysły i rozum swój”. Więcej, ktoś, kto śmie wątpić, jest heretykiem. Tymczasem historia dowodzi, że to właśnie heretycy najczęściej mieli rację. Gdyby nie Galileusz czy Kopernik to ziemia wciąż byłaby pępkiem świata, a cały świat do dziś kręciłby swoje cudowne młynki dookoła niebieskiej planety. Dzisiejszym heretykom wciąż jeszcze nie grozi los Giordana Bruno, który nie miał tyle szczęścia co wymienieni wyżej. Wciąż jeszcze można iść pod prąd. Wciąż jeszcze nie grozi za to stos. Ale jak przebić się z rozsądkiem przez mur wpajanych nam codziennie dogmatów? „A Ziemia okrągła jest” – mówi syn do głównego bohatera powieści Edwarda Redlińskiego pt. „Konopielka”. „Przecież widzisz, że płaska” – odpowiada ojciec. W tym kontek¬ście przychodzą mi na myśl jeszcze inne postacie literaturowe – dziecko z baśni Andersena, które w swojej dziecinnej naiwności krzyknęło „Król jest nagi!” oraz hrabia Żorż Ponimirski, wariat z powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pt. „Kariera Nikodema Dyzmy”, który jako jedyny przejrzał hochsztaplera Dyzmę. Wszystkie te postacie z książek mówiły prawdę i wszystkie one były traktowane z lekcewa¬żeniem. Dziecko nie może mieć racji, bo jest tylko dzieckiem, hrabia Ponimirski jest wariatem, a kto poważny słucha świra?

To, czego podjął się Tomasz Cukiernik w książce, którą Państwo trzymacie w rękach, jest misją samobójczą. Cukiernik ma czelność wątpić w dogmaty Zie¬lonego Ładu. Jest heretykiem! Swoje argumenty popiera jednak skrupulatnymi wyliczeniami. Podpiera się również zdaniem wielu innych podobnie myślących.

Zrodzić wątpliwości

Ale czy są to na pewno autorytety? Ocenę pozostawiam Czytelnikowi. Nie jest to książka polityczna, w której autor wskazuje, które stronnictwo ma rację. Według niego, niezależnie od politycznych wiatrów, w kwestii transformacji energetycznej i wdrażania polityki Zielonego Ładu rządzący zachowują się jak błądzący we mgle. Nie jest to również pozycja, pełna teorii spiskowych. Te łatwo przejrzeć a przede wszystkim nie sposób ich udowodnić. Zamiast sensacji autor w sposób wyważony demaskuje bezsens działań, których celem ma być rzekomo ochrona klimatu. Nie bez emocji, bo trudno jest wyłączyć emocje, gdy ma się do czynienia z bezmiarem absurdów głoszonych przez domorosłych specjalistów, dziennikarzy i polityków.

Jestem wręcz pewien, że wielu potencjalnych Czytelników odłoży tę pozy¬cję natychmiast po jej przekartkowaniu. Stanowisko wobec sposobów walki ze zmianami klimatycznymi, albo wobec polityki Zielonego Ładu ma znamiona poglądów, u wielu ludzi wręcz religijnej wiary. A poglądów i wiary nie zmienia się łatwo. Więcej, grzechem jest nawet słuchać poglądów kacerzy. Wymaga to chęci zmiany i otwartości na rzeczowe argumenty. W niniejszej książce roi się od argumentów, z którymi trudno polemizować. Autor dochodzi do konkluzji, że pod sztandarem walki o planetę rozgrywane są wielkie międzynarodowe interesy. Król jest nagi! Nie o planetę chodzi, nie klimat jest ważny. Większość działań proponowanych w Zielonym Ładzie nie tylko nie przynosi oczekiwanych pozytywnych skutków, ale wręcz pogłębia istniejący kryzys. Brzmi jak absurd? Owszem, działania pod etykietą ochrony środowiska są pełne absurdów. Zjawisko to doczekało się nawet swojej nazwy greenwashing. Wystarczy coś nazwać „eko¬logicznym” albo „zrównoważonym”, aby wzbudzić w odbiorcy (czyt. kliencie) zaufanie. Wszak wszystkim nam leży na sercu ochrona środowiska. Czy niszczenie świata – gospodarki, społeczeństwa, lasów, rolnictwa pod przykrywką ochrony klimatu wynika z niewiedzy decydentów, czy wręcz odwrotnie – z politycznego wyrachowania? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Czytelnikowi.

Nie sądzę drogi Czytelniku, abyś po lekturze tej książki zmienił diametralnie swoje poglądy. To nie dzieje się ani szybko, ani łatwo. Wydaje mi się, że autor będzie zachwycony, jeśli w Twojej głowie zrodzą się wątpliwości. A wątpić należy. Zdolność do wątpienia cechuje ludzi inteligentnych. Wątpienie w obowiązujące teorie zawsze było motorem rozwoju nauki. Dlatego życzę Ci Czytelniku wielu twórczych chwil zwątpienia wywołanych lekturą książki Tomasza Cukiernika pt. „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie”. To mocna lektura. Bardzo szeroka analiza. Otwiera oczy na wiele spraw.

Przedmowa prof. Wojciecha Naworyty z AGH do książki „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie”.

Wydana pod patronatem m.in. tygodnika „Do Rzeczy” książka Tomasza Cukiernika „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie” wysyłkowo do nabycia w księgarni www.tomaszcukiernik.pl (także z autografem autora). Dla czytelników serwisu dorzeczy.pl 20% zniżki na kod rabatowy: DORZECZY.

Najbliższe spotkania otwarte Tomasza Cukiernika na temat książki „Sabotaż klimatyczny. Jak transformacja energetyczna rujnuje nasze życie”:

13.12.2024 – godz. 18, Częstochowa, ul. Jagiellońska 59/65, sala konferencyjna na 1 piętrze

21.12.2024 – godz. 10-18, Poznań, Targi Książki Patriotycznej

16.01.2025 – godz. 18, Opole, ul. Plebiscytowa 18, lokal Stowarzyszenia Kibiców Jedna Odra

18.01.2025 – godz. 13, Jelenia Góra, ul. 1 Maja 16/18 podczas Targów Książki Patriotycznej

Źródło: B&T Press
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...