W reakcji na słowa Tuska Miller zalecił mu spacer po Lwowie
Były premier Leszek Miller odniósł się do wypowiedzi Donalda Tuska podczas wizyty we Lwowie, gdzie szef rządu spotkał się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Na konferencji prasowej Tusk zaapelował do przywódców Zachodu o większe wsparcie dla Ukrainy niż kiedykolwiek wcześniej i powiedział: "przestańcie spekulować o możliwej przegranej Ukrainy. To nie ma nic wspólnego z faktami". Premier wyraził też przekonanie, że jeśli wojna z Rosją przyniosła coś dobrego to na pewno solidarność i wzajemne zrozumienie między Polakami i Ukraińcami. Na ten ostatni fragment zareagował Miller, zwracając uwagę na fakt, że ciężko mówić o wzajemnych zrozumieniu wobec pewnych symboli licznie obecnych we Lwowie.
Były premier i lider SLD nie po raz pierwszy wypowiedział się nie zważając na funkcjonujące w Polsce wymogi autocenzury i polit-poprawności.
Miller: Szkoda, że premier Tusk nie miał czasu na spacer po Lwowie
"Pogoda nie sprzyjała, premier nie miał też czasu na spacer po Lwowie. A szkoda. Mógł na przykład przemierzyć jedną z głównych ulic miasta – reprezentacyjną arterię imienia Stepana Bandery. Tam zobaczyć wysoką na 30 metrów kolumnadę i pomnik Bandery, przedstawiający go w lekko rozwianym płaszczu. Idąc dalej mógł dostrzec ulicę Jewhena Konowalca, założyciela i pierwszego dowódcę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), która odegrała kluczową rolę w kształtowaniu ukraińskiego nacjonalizmu w XX wieku. W Polsce międzywojennej ta struktura prowadziła krwawą działalność terrorystyczną. Rada Miejska Lwowa uznała, że jedna ulica to za mało zatem na terenie Politechniki Lwowskiej stanie pomnik godnie upamiętniający czyn zbrojny i dorobek intelektualny tego bojownika" – czytamy w poście opublikowanym na jego X.
W dalszej części wpisu wspomina o kolejnych punktach na mapie Lwowa. "Idąc dalej promenadą imienia Bandery pan premier mógł minąć skrzyżowanie z aleją Bohaterów UPA. Tak, to ta organizacja, która wyrżnęła na Wołyniu i Galicji Wschodniej 120 tysięcy Polaków, głównie starców, kobiety i dzieci. Bohaterów, którzy sprawnie posługiwali się siekierami, widłami, kosami, piłami, młotami czy zwykłymi drągami o czym świadczą polskie kości rozwleczone po polach, lasach, łąkach, studniach czy zakopane w dołach śmierci przysypanych stertami śmieci".
"Może innym razem"
Dalej Miller przypomina o części oddawanej we Lwowie zbrodniarzowi Romanowi Szuchewyczowi. "Pan premier mógłby też zobaczyć miejsce, w które 1 stycznia tego roku trafił rosyjski dron niszcząc muzeum dowódcy UPA Romana Szuchewycza. Mer Lwowa Andrij Sadowy chętnie goszczony na salonach warszawskich niezwłocznie poinformował, że wkrótce po zwycięstwie ruszy odbudowa tej ważnej placówki. Generał i głównodowodzący UPA oprócz swojej ulicy i postumentu, doczeka się zatem ponownego otwarcia muzeum. Być może Polska delegacja wzięłaby udział w tej ceremonii? Choć z drugiej strony kombatanci UPA mogliby być rozczarowani, że jednak nie wszyscy Polacy zostali wymordowani" – pisze.
"Wracając do Szuchewycza – to on wydał rozkaz etnicznego oczyszczenia Wołynia z Polaków, co oznaczało fizyczną eliminację ludności, niszczenie wsi oraz brutalne akty przemocy. Celem było wymordowanie i wymuszenie ucieczki Polaków. Stworzenie tym samym jednolitego etnicznie państwa ukraińskiego, zgodnie z ideologią OUN-UPA, która traktowała Polaków, Żydów, Rosjan i inne narodowości jako «wrogie elementy». Współczesna Ukraina czci takich bohaterów. Premier Tusk nie miał okazji zapoznać się z tymi symbolami chwały. Nie szkodzi, może innym razem" – podsumowuje były premier.