Referendalne ograniczenie suwerenności?
Na prezydenta posypały się gromy po ogłoszeniu 15 pytań dotyczących nowej konstytucji. Krytykuje go zarówno prawica, jak i lewica, sympatycy i opozycja. Większość osób zwraca uwagę na ilość pytań i kpi z nieumiejętnego doboru tematów. Sam pomysł oczywiście nie ma prawa się spełnić, dlatego zamiast kpić, wydaje mi się, że warto podnieść inną kwestię, którą odsłoniły nam pytania. Otóż dla krótkotrwałych korzyści politycznych prezydent proponuje populistyczne (niezwykle nadużywane słowo, ale w tym jednym wypadku faktycznie zasadne) rozwiązania, które po wprowadzeniu w życie walnie przyczyniłyby się do ograniczenia suwerenności wewnętrznej i zewnętrznej państwa polskiego.
Suwerenność wewnętrzna
Najpierw przyjrzyjmy się kwestii „nienaruszalności praw nabytych”, o której mówi pytanie nr 5. Sprawa nie tyczy się jedynie programu „500+”. Mowa jest wyraźnie o ogóle praw nabytych, a zatem o WSZYSTKICH prawach nabytych. Oznacza to, że bez zmiany konstytucji nie byłaby właściwie możliwa modyfikacja żadnego zasiłku czy dodatku. Władze polskie zostaną przyspawane do rozbudowanego systemu pomocy społecznej. Przy jakimkolwiek zawirowaniu w światowej gospodarce rządzący będą mieli związane ręce. Jakakolwiek możliwość manewru w sprawach finansów państwa zostanie ograniczona do minimum.
Prezydent wspominając w pytaniach o „500+”, niewątpliwie największym wizerunkowym sukcesie obecnie rządzącej ekipy (a może i ostatnich 30 lat?), chce podbić swoje notowania i przedstawić się jako naturalny obrońca tegoż projektu. Cóż, Andrzej Duda wpakował się na minę, a wszystko wskazuje na to, że jego referendum może uzyskać frekwencję porównywalną do słynnego blamażu z 2015 roku, gdy Bronisław Komorowski ratował się pomysłem referendalnym po przegraniu pierwszej tury wyborczej (przypomnijmy: frekwencja wyniosła niecałe 8 proc., koszt przedsięwzięcia ponad 70 milionów zł). W tej sytuacji prezydent stara się wykorzystać popularność programu „500+”, by ratować własną twarz. W tym celu jest gotów konstytucyjnie ograniczyć suwerenność polskich władz.
Suwerenność zewnętrzna
Prezydent za pomocą przyszłej konstytucji chciałby ponadto ustalić trwałe tory polskiej polityki zagranicznej. Pytaniami 7 i 9 Polska miałaby zostać na stale zakotwiczona w NATO oraz Unii Europejskiej. Pomińmy chwilowo życzeniowy charakter tych żądań. Przerażające jest, że zwierzchnik sił zbrojnych, który ma ambicje prowadzenia polskiej polityki zagranicznej, zdaje się nie rozumieć najbardziej podstawowej zasady dyplomacji: panta rhei – wszystko płynie.
Jeżeli czegokolwiek nas miał nauczyć dramatyczny wiek XX, to faktu, że żaden sojusz nie jest trwały, że gwarancje to zazwyczaj ładnie brzmiące frazesy, a między państwami nie ma przyjaźni. Sednem sprawy jest to, że prezydent pozbawia przyszłe elity polskie możliwości jakiegokolwiek manewru. Dzisiaj obecność Polski w NATO jest oczywiście priorytetem, którego nie podważa żadna licząca się siła polityczna, ale ślepa wiara w sojusze może nas zaprowadzić do drugiego Westerplatte.
Postulat „konstytucyjnego członkostwa” w Unii Europejskiej jest już po prostu kuriozalny i ciężko dziwić się komentatorom, którzy wskazują na ideowe pokrewieństwo tegoż pytania z zapisem w konstytucji PRL-u o serdecznej przyjaźni Polski Ludowej z ZSRR. Unia już obecnie przypomina jakąś pokraczną wersję Huxleyowskiej utopii, z którą prawicowy, konserwatywny, chrześcijański światopogląd ma mało wspólnego.
Polacy są oczywiście euroentuzjastami i żaden Polexit nie jest możliwy, jednak na tym polega rola dyplomacji, aby przygotować państwo na wszelkie możliwe scenariusze. Nawet te najbardziej nierealne. Wachlarz możliwości należy możliwie poszerzać, a nie uszczuplać. Polityka zagraniczna powinna być wielowektorowa, zmienna, elastyczna, a nie jednokierunkowa. Przecież to elementarz.
Tymczasem propozycje prezydenta zdają się zostawiać Polskę na łasce wielkich organizacji międzynarodowych. W nich również ścierają się różne interesy, które niekoniecznie muszą być tożsame z interesem polskim. Jeżeli mamy mieć konstytucyjny obowiązek członkostwa, to bez względu np. na kary jakie by na nas w przyszłości nakładano, nie mielibyśmy prawa już nawet nie wyjść, ale choćby i grozić wyjściem z antypolskich struktur.
Komicznie brzmi w tym kontekście szczególnie pytanie nr 8 dotyczące zagwarantowania suwerenności Polski w UE oraz wyższości ustawy zasadniczej nad prawem unijnym. Prawo polskie już dzisiaj jest podważane przez organizacje unijne. Możemy sobie konstytucyjnie gwarantować gruszki na wierzbie, ale to jest myślenie życzeniowe.
Partykularyzm prezydenta
Pytania pana prezydenta (po ich ewentualnym urzeczywistnieniu) prowadzą do skrępowania władz polskich. Z jednej strony jest to podyktowane bieżącą polityką, próbą wybicia się na suwerenność, wewnętrznymi gierkami w obozie władzy itd., jednocześnie jednak w tych pytaniach uderza brak myślenia długofalowego, brak myślenia o polskich władzach, które nastaną po autorze tych propozycji. Po nas choćby i potop? Niestety, tak to wygląda. Bez względu na barwy partyjne nasi politycy cały czas ograniczają troskę o państwo do własnych kilkuletnich kadencji.
Postulaty gospodarcze (tak lewicowe, jak i prawicowe), czy sojusze międzynarodowe są jedynie środkiem do osiągnięcia pewnego celu. Są narzędziem; Polityczną drabiną, która ma nam pomóc dostać się do celu i niczym więcej. Skazywanie państwa na wieczne korzystanie tylko z jednego rodzaju narzędzi, (zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej) musi nas w końcu wpędzić w ślepy zaułek.
Wyłączną odpowiedzialność za tekst ponosi autor. Tekst nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.