Wróblewski: MEN chce uderzyć w jedno z najważniejszych praw człowieka

Dodano:
Bartłomiej Wróblewski, poseł PiS Źródło: PAP / Leszek Szymański
Sprawa dotyka jednego z najważniejszych praw człowieka. Jest duże prawdopodobieństwo, że jeśli będzie to przedmiot obligatoryjny, a takie przepisy zostaną uznane za niekonstytucyjne – mówi poseł PiS Bartłomiej Wróblewski w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl.

DoRzeczy.pl: Lider PSL i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiada, że edukacja zdrowotna nie będzie obowiązkowym przedmiotem w szkole. Przeciwnie uważa szefowa MEN Barbara Nowacka. A jakie jest pana zdanie?

Bartłomiej Wróblewski: Edukacja zdrowotna nie powinna być przedmiotem obowiązkowym. Przedmioty, które budzą tak wiele kontrowersji, jeśli chodzi o treści, dotykają sfery intymnej, sfery wychowania dzieci, czyli konstytucyjnego prawa rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami – powinny być przedmiotami fakultatywnymi, jeśli w ogóle mają znaleźć się w szkołach.

Co najbardziej w projekcie przygotowanym przez MEN panu nie odpowiada?

Dwie rzeczy są kontrowersyjne: sam fakt tworzenia nowego przedmiotu oraz jego treść. Wszyscy, dzieci, rodzice i eksperci narzekają, że programy szkolne są przeładowane. Dodawanie nowych przedmiotów tylko ten problem pogłębia. Przecież niespełna rok temu minister Nowacka przekonywała, że ograniczenie o 20 proc. podstawy programowej pozwoli na dogłębne przerobienie całego materiału. Ofiarą padły utwory Mickiewicza, Norwida i Jana Pawła II, a na historii Jan Karski i „Żegota", o. Maksymilian Kolbę i Witold Pilecki. W tym kontekście pomysł dodania nowego przedmiotu się nie broni, tym bardziej, że część treści zawartych w programie edukacji zdrowotnej może być przekazywana podczas lekcji biologii, wiedzy o społeczeństwie czy na innych innych przedmiotach. Co do treści, to tradycyjnie najwięcej kontrowersji budzi część dotycząca życia intymnego. Lewica od lat ma na tym punkcie pewną obsesję, ale wątpliwości budzą również inne zaproponowane elementy programu.

Zawsze, kiedy szkoła ma ambicje uczyć dzieci, kiedy państwo chce nas uczyć, co należy myśleć, jak się ubierać i co jeść, to powinno nam zapalać się czerwone światełko, bo granica pomiędzy przekazywaniem wiedzy a indoktrynacją jest często cienka. Przypomnę, że niedawno podobne ambicje miał Rafał Trzaskowski włączając Warszawę do pogram C-40 Cities, ze słynnymi postulatami zastąpienia mięsa zwierzęcego robakami czy narzucenia limitu zakupów do na przykład kilku par portek na rok.

Czy jeśli ten projekt nie przejdzie przez Sejm, a będzie rozporządzenie ministerstwa, to można go zablokować?

Wszystkie działania władzy publicznej, w tym wydawane akty normatywne muszą być zgodne z konstytucją, w szczególności z zapisanym w art. 48 konstytucji, a wywodzonym z prawa naturalnego, prawem rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Jeśli rządząca koalicja będzie forsować edukację zdrowotną, to nie ma wątpliwości, że decyzja ta będzie kwestionowana przed sądami i to niezależnie od tego jak ten przedmiot byłby wprowadzany, a więc czy ustawą czy rozporządzeniem. Sprawa dotyka jednego z najważniejszych praw człowieka. Jest duże prawdopodobieństwo, że jeśli będzie to przedmiot obligatoryjny takie przepisy zostaną uznane za niekonstytucyjne. Jeśli będzie to przedmiot fakultatywny pewnie większość rodziców i dzieci sobie go po prostu odpuści, uznając go za niepotrzebny.

Źródło: DoRzeczy.pl
Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...